I czytanie: Za 9, 9–10
Księga proroka Zachariasza należy do katalogu tak zwanych proroctw mniejszych Starego Testamentu, ale jest spośród nich najdłuższa. Współcześni znawcy Pisma Świętego twierdzą również, powołując się na różnice literackie i mentalne między pierwszymi partiami zwoju a tekstami od dziewiątego rozdziału wzwyż, że zapis proroctwa Zachariasza to w istocie dwa odrębne teksty. Pierwszy musiał powstać w czasach tak zwanej niewoli babilońskiej, a drugi – stanowiący właśnie tej niedzieli źródło modlitwy myślnej – w okresie podbojów Aleksandra Wielkiego, a więc w IV w. przed Chrystusem. Prorok Zachariasz to postać skromna, niewiele znacząca w historii. Jego imię pochodzi z języka hebrajskiego: zecchar-yah oznacza „niech Bóg nie zapomni, pamięć Boga, Pan z pewnością pamięta”. Podobną intuicją wiary nasycony jest cały tekst drugiej części proroctwa. To niemożliwe, żeby Bóg zapomniał o tych, których wybrał i powołał.
Czy ufasz, że jesteś częścią pamięci Boga? Wierzysz, że On pamięta o twoim życiu? Czy nie narzekasz, że jesteś zmarginalizowany, zapomniany, niedoceniony?
Pamięć Pana dochodzi w duszy człowieka do poziomu praktycznej nadziei, która widzi możliwość przemiany. Szczytem ufności dla wierzącego Żyda był Syjon – świątynne wzgórze w Jerozolimie, dawnymi czasy napadnięte i podbite przez Babilończyków. Zachariasz dostrzega w swoim widzeniu i to obwieszcza, że Miasto Święte będzie wolne. Co więcej, prorok twierdzi, że po wszystkich trudnych momentach historii Jerozolima nie będzie jedynie stolicą żydowską, lecz postawiona zostanie w centrum całego świata. Niebywała odmiana, której mógł dokonać tylko Bóg. Człowiek stał bezradnie wobec nadchodzących wypadków. Nad złośliwym losem zniewolenia wierzących twardo ciążył Babilończyk. Tymczasem ulega zmianie to, co wydawało się nie do ruszenia (w. 9). Jerozolima, wraz ze wzgórzem Syjonu, chwali więc Pana, śpiewając nową pieśń wyzwolenia.
Ocalenie, to ewidentne, nie dokonało się mocą ludzką. Zachariasz polemizuje w swoim tekście z kapłanami świątynnymi, którzy w jego czasach bardzo wtrącali się do polityki, mieszając w istocie służbę religijną z poszukiwaniem wpływów społecznych. Prorok nie może tego znieść. Brak czystości kultu doprowadził do walk wewnętrznych i konfliktów zewnętrznych. Poniżenie dosięga nawet regionu Efraima (w. 10), mimo że była to największa i najbardziej dumna prowincja Królestwa Północnego. Częstokroć nazwę Efraim stosowano zamiennie z terminem Izrael. Ale pycha staje szybko przeciwko wyniosłości i psuje nawet to, co wydawało się niezniszczalne.
Zachariasz dąży w swojej wizji do jednego celu. Wspomina, że Boże dzieło wyzwolenia nie przyszło przez pysznych kapłanów – polityków, ale przez mało znanego, uniżonego i pokornego króla. Ten odrzucił miecz i zlekceważył potęgę rydwanów, a do Jerozolimy wjechał po władzę na biednym osiołku. Źrebię – znikomy rumak maluczkiego zdobywcy, w chwili nieoczekiwanego tryumfu nie jest nawet jeszcze dorosłym zwierzęciem (w. 9b). Kapłani świątyni zatem, choć to bardzo smutne, sprzeciwili się swojej misji, szukając wielkości, potęgi, zysku lub władzy nad drugimi. To oni mieli być nadzieją wyzwolenia. Zawiedli, a więc Bóg poszukał innego rozwiązania. Pokorny król kreśli odnowione rozumienie świątynnego kapłaństwa. Po wiekach właśnie to pojęcie kapłaństwa służebnego Chrystus powierzy Kościołowi. Kapłaństwo pokorne, ubogie, skupione na służbie Panu odmieni z kolei nową Jerozolimę, to jest Kościół.
Jaki jest styl twojego działania? Jesteś dalekowzroczny i cierpliwy czy ciskasz się, gniewasz i działasz pospiesznie? Twoim przedsięwzięciom towarzyszy pokora czy dominacja lub agresja?
Nauka proroka ma ogromne znaczenie. W rzeczy samej jest zapowiedzią jednej z najważniejszych intuicji chrześcijaństwa. Życie z wiary może być ubogie, ale nigdy nie jest bezsilne. Nie zna pasywności. Z drugiej strony nie ma niczego wspólnego z agresją lub z nadużywaniem wpływu. Bardzo porusza to, że ów tajemniczy, ubogi, lecz zwycięski król, ukazany dziś w proroctwie Zachariasza, nie tyle ratuje ludzi z niewoli, ile jest wraz z nimi wyratowany przez Boga (w. 9). Autor księgi używa tu słowa hebrajskiego – nósá, co znacy ocalić, wyratować z opresji, uratować, zawsze w formie biernej. Król na osiołku wziął udział w śmiertelnych zapasach całkowicie pewien, że jeśli Bóg nie zainterweniuje, on sam nie przeważy szali zwycięstwa. Ale Pan wyciągnął rękę. Bóg jest rzecznikiem wolności dla wierzących.
II czytanie: Rz 8, 9. 11–13
Wybitny w swej treści List Pawła apostoła do Rzymian – pierwsze z jego pism w katalogu nowotestamentalnym – jest tak bogaty w treść, że może stać się komentarzem do wielu znaczących tematów duchowego życia. Na tę niedzielę Matka Kościół podaje swoim dzieciom, które pragną stale karmić się słowem Bożym, odpowiednie fragmenty ósmego rozdziału listu do chrześcijan żyjących w tamtym czasie w stolicy rzymskiego imperium. Ten rozdział to pneumatologia Pawła z Tarsu, czyli nauka o działaniu Ducha Świętego w człowieku wierzącym.
Apostoł jak zwykle jest klarowny i radykalny. Nie ma w jego myśleniu jakiegoś mglistego kluczenia. Pierwszą wizję pneumatologii Kościoła, jaka do tej pory została spisana, Paweł przedstawia za pomocą przeciwności: ciała, świata i ducha. Kto żyje z Ducha Świętego, będzie daleko trzymał się od wpływów tego świata (w. 9). Ciało jest śmiertelne, skazane na pokusy, podporządkowane prądom, potęgom i władzom doczesności (gr. sarx – bezwładne mięso, mięśnie, termin bardzo bezduszny, czysto fizyczny). Gdy osoba wierząca przyjmuje jednak Ducha Bożego (gr. pneuma – powietrze, powiew, tchnienie), On ożywia wszystko, nawet martwą, ociężałą fizyczność. To, co było otyłe, ciążące, co stanowiło siedlisko pokus i zawstydzających nieraz pasji, czyli ciało, teraz – poddane Duchowi – bierze udział w zbawieniu i przynosi Bogu chwałę.
Sedno nauki Świętego Pawła zawsze stanowi jakaś spójna perspektywa. Apostoł nie idzie w stronę nieroztropnego idealizmu, eliminując cielesność z perspektywy rozwoju duchowego. Chrześcijaństwo szanuje to, co cielesne, tak samo jak to, co duchowe. Nie można być człowiekiem Ewangelii i wierzyć w odcieleśnioną ezoterykę. Chrystus przyniósł objawienie realne, wcielone w świat, fizyczne, a nie irracjonalną ideę. Paweł z Tarsu to wie i tak naucza, lecz jednocześnie jest świadom, że ludzkie ciało cierpi konsekwencje grzechu pierworodnego. Zdradzają się one przez pożądanie, zmysłowość, chęć dominacji, uwodzenie. To są odczuwalne defekty po upadku Adama i Ewy. Irytujące skłonności cierpiącego po grzechu ciała trzeba stopniowo korygować, oczyszczać albo uzdrawiać tak, by nie zniechęcały nikogo na drodze rozwoju duchowości. W tym wysiłku jednak człowiek sam sobie nie poradzi. Potrzebne jest współdziałanie z Duchem Świętym, bez gwałtownych działań, skierowanych z niechęcią przeciwko złym skłonnościom fizyczności.
Jak współpracujesz z twoim ciałem? Czy szanujesz fizyczność i potrafisz przeżywać ją w harmonii z duchowością? Czy nie stosujesz nieroztropnego ucisku w stosunku do swojego ciała? Prowadzisz je cierpliwie w stronę ducha?
Kto bardziej wybierze modlitwę, pracę wewnętrzną, ukochanie Eucharystii, uczynki miłosierdzia i do tego dołoży stopniową ascezę cielesną, postąpi szybko w stronę Pana.
Ewangelia: Mt 11, 25–30
Ten krótki, niewielki, lecz niosący tyle pocieszenia fragment 11 rozdziału Ewangelii Mateusza trzeba najpierw zobaczyć w szerokim kontekście. Kilka chwil wcześniej Jezus skierował bardzo twarde słowa w stronę wyniosłych miast Izraela, krytykując pustą pychę Kafarnaum i Betsaidy. Karcąca nauka Pana wybrzmieć musiała na tyle mocno, że już w następne wersety Mateusz wpisuje delikatne pouczenie Jezusa o pokorze, o łagodności. Chrystus nie jest rewolucjonistą, nie pragnie nikogo antagonizować. Nawet jeśli przemawia mocno, to tylko po to, aby pobudzić do refleksji. Nie może żyć duchem Ewangelii ktoś, kto jątrzy.
Z pewnością stałym i przemawiającym do wnętrza obrazem ewangelicznym są dzieci. Do ich szczerości oraz maleńkości Pan odwołuje się bardzo często. Podobnie tutaj jako przykład użyty jest obraz dziecka (w. 25). Jezus modli się i dziękuje Ojcu, że istotę rzeczy objawił maleńkim dzieciom, a nie ludziom pewnym siebie i zarozumiałym. Czy nie powraca tu myśl z pierwszego czytania? Ocalenie Jerozolimy z niewoli nie było sprawą wyniosłych kapłanów, lecz interwencją pokornego króla na osiołku. Jakimś cudem paradoksu i przedziwnej odmiany to nie ci, którzy sądzili, że wszystko mogą, lecz niepozorni przenoszą przez próg historii wszystkie ludzkie ciężary. Maluczcy to słynni ubodzy Pana (aram. am-haáres – posądzeni o nieużyteczność, nieprzysposobieni, zmarginalizowani). Ci, po których nikt się tego nie spodziewał, dzięki asystencji Boga nagle potrafią zmieniać los swój i los wielu. Wchodzą do gry z ławki rezerwowych, ale ich taktyka na boisku jest skuteczniejsza od poczynań pozornych gwiazdorów.
Masz dość roztropności, by dostrzegać ludzi pozornie odsuniętych i wydobywać na światło dzienne ich talenty, zdolności, często zakryte przed światem? Czy nie ulegasz pozorom, goniąc za gwiazdami i uzależniając swoje myślenie od celebrytów i opiniotwórców? Doceniasz niepozornych? A jeśli odsuną ciebie, co robisz? Rozpaczasz czy robisz, co możliwe?
Na koniec trzeba powiedzieć, że podobny obraz prowokuje wyobraźnię do modlitwy. Można pomyśleć, że obok wielkiego kamienia siedzi rozpłakany osiłek. Napocił się, natężył i namęczył, nakrzyczał – a skała nawet nie drgnęła. Tymczasem radosne, pokorne, ufne w Bogu dziecko przesunęło ten sam głaz jednym ruchem najmniejszego palca. Ciężar znajduje się tak naprawdę we wnętrzu człowieka. Jeśli usunie się przygniatające brzemię własnej wielkości, można wszystkiego dokonać z lekkością.
Zobacz nasze inne aktualności