I czytanie: Dz 9, 26–31
W kolejną już niedzielę wielkanocną księga Dziejów Apostolskich prowadzi dalej historię pierwotnego Kościoła zgodnie z celem powstania i spisania tej kroniki. Kto wysuwa się na pierwszy plan dzisiejszego opowiadania? Pozornie będzie to nawrócony Szaweł z Tarsu. Trzeba jednak czytać i medytować tekst dużo głębiej. Łukasz ukazuje w nim bowiem dyskretnie kształtowanie się kościelnej hierarchii. Bez wątpienia Paweł Apostoł jest najzdolniejszym misjonarzem Kościoła. O wzroście Ewangelii w sercach ludzi nie decydują jednak osobiste talenty albo charyzmaty, lecz stopień poznania Jezusa Chrystusa. Pan sam kieruje misją swojego Kościoła.
Kto cię formuje – Chrystus i Jego wysłannicy czy przypadkowi liderzy religijni? Czy nie gonisz przesadnie za nowymi, duchowymi celebrytami z internetu?
Autor dziewiątego rozdziału Dziejów Apostolskich zaczyna od wspomnienia o misyjnej odwadze i dokonaniach Pawła w Jerozolimie (w. 28–29). Brawura neofity z Tarsu będzie widoczna szczególnie w starciu z hellenistami, czyli Żydami wychowanymi w duchu filozofii greckiej. Być może nikt z Kościoła nie chciał z nimi toczyć trudnego dialogu. Helleniści byli dobrze wykształceni, inteligentni, lubowali się w jałowych dysputach na teoretyczne argumenty, potrafili zamęczyć adwersarzy. Natomiast Apostołowie mieli wiarę prostą, szczerą, jeszcze nieuczoną, nieuformowaną, potrzebowali czasu. Uciekali od starcia z cynikami, którzy do tego z pamięci potrafili cytować Pismo Święte, ubierając jego fragmenty w dowolne, ludzkie teorie. Ale Paweł z Tarsu ma zarówno młodą wiarę, jak i znakomity, wykształcony intelekt. Obala argumenty żydowskich filozofów, co zapewne doprowadza ich do furii. Chcą się go pozbyć. Dzisiaj taki misjonarz zostałby z miejsca kościelnym celebrytą. Tymczasem Łukasz wskazuje na coś zupełnie przeciwnego.
Kim jesteś – bardziej dyskutantem, teoretykiem czy praktykiem Ewangelii, jej świadkiem?
Kościół nie potrzebuje gwiazdorów ewangelizacji, lecz chrześcijan wypróbowanych i dojrzałych w życiu Dobrą Nowiną. W tekście widać wyraźnie, jakie znaczenie ma pierwotna hierarchia wiary. Paweł, mimo osobistych zdolności, nie może tak łatwo stać się uczniem (w. 26). Jego ręce pachną jeszcze krwią mordowanych chrześcijan, więc wspólnota waha się, czy wpuścić go między siebie. Chrześcijanie cenią swoje męczeństwo dla Chrystusa, znają wartość wiary i moralności, którymi uczciwie żyją. Po uczniach postacią bardzo znaczącą jest Barnaba. To on ponownie ratuje Pawła z Tarsu i tym razem prowadzi go do samych Apostołów (w. 27). Owszem, dobry i szlachetny Barnaba poręczy za Pawła, lecz nawet on wie, że ponad nim stoją Apostołowie. Niektórych ludzi irytuje hierarcha Kościoła. Apostołowie nie są fundamentem z powodu swoich zdolności. Paweł z Tarsu miał więcej błysku i talentu niż Piotr z Kafarnaum. Ale to rybak został papieżem, bo widział Chrystusa i został przez Pana wskazany, wybrany, namaszczony.
Czy akceptujesz z wolnością fakt i stan kościelnej hierarchii? Jakie są twoje relacje i odniesienie do ludzi wyznaczonych do prowadzenia Kościoła? Umiesz odróżniać aspekt ludzki w Kościele od działania Bożego?
Paweł ma charakter oraz intelekt, ale nigdy nie żył u boku Chrystusa. Kościół nie spieszy się, nie szuka fałszywego oparcia lub protekcji. Dzisiejszy fragment kończy bardzo poruszająca scena odprawienia przyszłego Apostoła Narodów do jego rodzinnego Tarsu (w. 30). Tak, przyjdzie czas, gdy zostanie misjonarzem, i to bardzo wybitnym. Jednak dopiero co przyjął on chrzest święty. Ewangeliczna wiara musi wrosnąć w niego samego, zanim wyda zewnętrzny owoc działania. Błogosławieństwo czasu pomnaża skuteczność łaski.
II czytanie: 1 J 3, 18–24
Zasadą działania Kościoła – już to duchowego, już apostolskiego – nie będzie sprawność, lecz miłość. W apostolstwie i duchowości katolickiej nie chodzi więc o to, by osiągnąć wiele, albo nawet nie o zrobienie czegokolwiek. Mogą nadejść epoki pozornego przestoju, jeśli jednak chrześcijanie będą ludźmi miłości między sobą i poza sobą, wówczas Ewangelia się rozszerzy. W drugim czytaniu raz jeszcze wróci kwestia prawdziwej hierarchii kościelnej. Nie powinien aspirować do roli lidera, biskupa czy ojca duchowego wspólnot ktoś, kto ma serce niezdolne do praktykowania cnoty miłości. Nawet jeśli posiada wiele talentów i danych społecznych do bycia przywódcą, Kościół będzie mu zawsze stawiał pytanie o miłość do Boga, ludzi i samego siebie.
Powołany do bycia w Kościele Paweł z Tarsu, którego postać przedstawiono już w pierwszej lekturze, dokładnie opisze tę hierarchię kościelnych wartości w słynnym Hymnie o miłości z Listu do Koryntian. Czy nie jest bardzo prawdopodobne, że nawrócony Apostoł komponował ten poemat w chwilach cichej formacji i ukrycia się po przyjęciu chrztu świętego w rodzinnym Tarsie? Reszta życia Świętego Pawła będzie pełna akcji, hałasu, sprzecznie działających sił, misyjnego zmagania i rosnącej ufności Apostoła do Boga, nie do ludzi. Trudno w tak zmiennych chwilach napisać coś podobnie natchnionego, jak Hymn o miłości. Tymczasem w Tarsie ochrzczony już Szaweł, niedawno wielki zbrodniarz i zaślepiony fanatyk, ma ciszę, czas na refleksję, słucha uważnie głosu Boga w głębi duszy. W domu rodzinnym, gdzie nikt niczego nie podejrzewa, nie dostrzega zmiany, nie porywa do walki, Paweł z Tarsu zrozumie dokładnie to, co chce napisać do Kościoła Święty Jan.
Sumienie musiało oskarżać Szawła o wielkie grzechy przeciwko miłości. Zabić drugiego człowieka, a nawet wielu ludzi, to straszny ciężar dla serca.
Kogo w życiu skrzywdziłeś? Czy możesz to naprawić, żebyś mógł dalej żyć wolnością wiary? Może odebrałeś komuś nadzieję, siłę istnienia przez niepotrzebne słowa, gesty, wybory?
Paweł musi otrzymać łaskę nowego ułożenia się w sobie. Jak pisze Jan, serce ludzkie trzeba uspokoić (w. 19). Nawet gdyby w tamtym czasie Apostoł Paweł przeszedł wszystkie terapie świata, tylko miłosierdzie wypełnia taką przestrzeń w duszy, która jest niedostępna ani dla medyków, ani dla psychiatrów, ani dla prawników. Nic i nikt nie obroni człowieka przed głosem sumienia, jeśli obrony nie podejmie się sam Bóg. Pan jest czystą prawdą, bardzo wymagającą prawdą (w. 18). On nie jest prawdą według ludzkich kryteriów – zmienną, zależną od większości albo od tego, co kto chce usłyszeć. Gdy Bóg powie prawdę człowiekowi, to bardzo boli, ale jednocześnie uzdrawia. Taki jest cały paradoks miłosierdzia. Prawda Boża ma moc, potrafi zwalić z nóg – ale przyjęta pokornie przez grzesznego człowieka, oznacza słodycz wolności.
Czy kochasz prawdę? Poddajesz się jej światłu? Czy zapierasz się w sobie, tkwiąc w ciemności fałszu? W jakich wymiarach życia brakuje ci jeszcze odwagi?
Treść drugiego czytania, którym jest zaledwie kilka wersetów z pism Świętego Jana, w pełni wyjaśnia więc nawrócenie Pawła z Tarsu, potem wielkiego misjonarza. Spotkał się z tak wielkim bólem prawdy, że postradał wzrok. Przemógł się jednak ku wyższej, Bożej prawdzie i nawrócił. Tylko dzięki temu został wielkim misjonarzem i głosił potem, że nie ma zbawienia poza Chrystusem (w. 23). Paweł Apostoł, jak każdy dobry chrześcijanin, był bardzo wymagający, lecz jego wymagania pociągały wielu do życia Ewangelią. Dlaczego? Bo podparte były doświadczeniem prawdy, harmonijnie głoszonej z miłością.
Ewangelia: J 15, 1–8
W dziesiątym rozdziale Ewangelii Jana został przedstawiony wspaniały obraz Chrystusa jako pasterza owiec. Głównym jego przesłaniem była myśl, że owiec nic nie oderwie od ich stróża. Że on je broni przed wilkiem, że nie jest najemnikiem, ale pasterzem gotowym do oddania własnego życia za trzodę. Z kolei sugestywny obraz z piętnastego rozdziału Ewangelii według Apostoła Jana to winnica. Jej uprawa była dobrze znana i bardzo popularna w regionie śródziemnomorskim. Myśl z obrazu o winnicy doprowadzi do podobnych wniosków. Tak jak owca w stadzie ma być blisko pasterza, tak gałązka winnego krzewu ma na dobre wrosnąć w pień – jak dusza w Boga.
Paweł po nawróceniu powędrował do Tarsu. Musiał mieć więcej czasu na zakorzenienie swojej wiary w Jezusie Chrystusie. W drugiej lekturze na dziś Jan zauważył, że miłość i prawda powoli, lecz konsekwentnie rozwijają swoje wpływy i zasięg. Podkreślone jest również znaczenie czasu koniecznego na wzrastanie. Bóg chce z duszy wydobyć cały owoc, a nie tylko minimalną odrobinę. Życie warte jest wzięcia wszystkiego. Jakaś cząstka istnienia może godna będzie pewnych momentów rozrywki, odpoczynku czy relaksu, ale nie całej ludzkiej egzystencji, nastawionej na to, co maksymalne. Minimalizm zasmuca duszę. Być może kontentowanie się przeciętnością jest tak naprawdę największą z przyczyn depresji.
Żyjesz w pełni? Kiedy i gdzie obniżyłeś swoje loty? Czy masz taką przestrzeń albo wartość, w której bierzesz wszystko i nie zamierzasz rezygnować z maksymalizmu? Może dokucza ci depresyjna przeciętność? Jak myślisz to rozwiązać?
W tekście opowiadanej dzisiaj paraboli o winnicy Jan Ewangelista wymownie używa słowa „więcej”, co wpłynie na rozwój chrześcijańskiej duchowości (w. 2). Dla chwały Boga i dla rozwoju duszy człowieka zawsze więcej – w miłości, w oddaniu się, w otwartości, w liturgii i modlitwie, w służbie społecznej. Jedne gałązki dobry ogrodnik odcina i wyrzuca, bo nie dały większego owocu (w. 2a). Inne stopniowo oczyszcza. W Ewangelii jest mowa o latorośli, czyli pędzie, która rosła zaledwie rok. Nie można od niej wymagać wielkich owoców, trzeba poddać ją oczyszczeniu, przycięciu. Kiedy będzie widać, że życie, które ktoś otrzymał, ma sens i przynosi owoc? Nie trzeba osądzać od razu, w pośpiechu, gwałtownie rozrywając szaty albo klnąc na życie, które dostaliśmy od Boga. Czasem oczyszczanie trwa bardzo długo – przez samotność, zmianę scenariusza, zaskoczenie, przeżycie ludzkiego zawodu, a nawet wskutek zniechęcenia się samym sobą. Jeśli ludzka egzystencja napotyka opór, to nie zawsze oznacza on, że Bóg się sprzeciwił. Przeciwnie, zobaczył szansę na lepsze, wspaniałe życie i wymaga więcej.
Zobacz nasze inne aktualności