Zgromadzenie zakonne, mając swoich świętych i błogosławionych współbraci, często jest zdumione faktem, że każda z tych osób, choć żyła charyzmatem zgromadzenia, ostatecznie obierała swoją specyficzną drogę prowadzącą do nieba.
Piotr urodził się w 1809 r. w Holandii. Był pierwszym synem Arnolda i Petroneli Dondersów. Kilku lat później na świat przyszedł jego brat Marcin. W wieku 6 lat Piotr stracił matkę. Ojciec ponownie się ożenił. Macocha okazała się nadzwyczaj dobrą i pobożną kobietą. Synom męża dała bardzo religijnie wychowanie.
Pierwszym wielkim marzeniem Piotra było kapłaństwo. Jednak z powodu trudnej sytuacji materialnej rodziny musiał podjąć pracę. W ich domu często gościł głód. Ale nie tylko pieniądze wydawały się przeszkodą w realizacji tego marzenia. Zdolności intelektualne chłopca określano jako przeciętne, a ponadto stan jego zdrowia wydawał się wielu osobom przeszkodą w realizacji tego pragnienia.
Piotr jednak wiedział, że jego marzenia może spełnić Bóg, dla Niego bowiem nie ma rzeczy niemożliwych. Zainwestował więc w wielogodzinne trwanie na modlitwie w swym parafialnym kościele. Często spędzał tam połowę dnia. Determinacja w realizacji tego pragnienia polegała również na tym, jak pod koniec życia sam przyzna, że i modlitwa była dla niego niełatwą sprawą i kosztowała go wiele wysiłku. Ale wiedział, że nie znajdzie innej drogi do kapłaństwa.
Wielką pomoc okazał jego proboszcz, który zobaczył w jego sercu iskrę Bożą. Początkowo zlecił mu prowadzenie katechez w parafii, a po wielu latach pracy wysyłał go do niższego seminarium. W wieku 22 lat Piotr rozpoczął naukę, ale nie jako uczeń, tylko służący, nikt bowiem nie wierzył, że ten młody człowiek sobie poradzi.
Przez pierwsze pół roku miał tak dużo obowiązków, że nie starczało mu czasu na naukę. Dopiero gdy odjęto mu trochę pracy fizycznej, zaczął nadrabiać zaległości. Po ukończeniu niższego seminarium okazało się, że jego marzenia nadal pozostają mrzonkami, ponieważ coraz bardziej mnożyły się trudności.
Piotr nie miał szans na wstąpienie do Wyższego Seminarium Duchownego, gdyż według ówczesnego prawa kościelnego każdy kandydat musiał mieć dostateczne zapewnienie, że będzie miał się z czego utrzymać po święceniach. Inaczej nie mógł być dopuszczony do święceń.
Wówczas poradzono mu, by szukał szczęścia w zakonach. I tak zaczęło się pukanie Piotra z prośbą o przyjęcie do jezuitów, redemptorystów, franciszkanów. Nikt jednak widząc go, nie wierzył, że poradzi sobie z życiowymi wyzwaniami, dlatego odsyłano go dalej.
I wtedy stała się rzecz dziwna. W Wyższym Seminarium Duchownym widząc to jego ogromne pragnienie kapłaństwa, odczytano je jako znak woli Bożej i zmieniono pierwotną decyzję. W roku 1837 rozpoczął upragnione studia seminaryjne.
Przełomem dla Piotra był rok 1839, kiedy do seminarium przybył prefekt apostolski Surinamu i opowiadał o pracy duszpasterskiej w tym odległym kraju. Serce przyszłego kapłana od razu zaczęło mocniej bić, jakoby ten cały apel o pomoc dla Surinamu skierowany był bezpośrednio do niego. Kiedy ukończył studia i przyjął święcenia kapłańskie w 1841 r., jest głęboko przekonany, że Bóg czeka na niego daleko od ojczyzny.
Tym razem to marzenie realizuje się bardzo szybko, bo już w następnym roku po święceniach udaje się na misje do Surinamu w Ameryce Południowej. Do wymarzonego kraju płynął statkiem przez 46 dni.
Po przybyciu do Paramaribo natychmiast przystąpił do pracy duszpasterskiej, która początkowo polegała na regularnym odwiedzaniu pracowników na plantacjach leżących wzdłuż rzek, przepowiadaniu Bożego Słowa oraz sprawowaniu sakramentów świętych. Piotr pracował przede wszystkim wśród niewolników afrykańskich, których przygotowywał do chrztu. W ciągu swego życia ochrzcił ich ok. 3 tysięcy. Bardzo poruszał go sytuacja, w jakiej ci ludzie żyli. W listach do przyjaciół i do władz wyrażał oburzenie z powodu brutalnego traktowania ludności afrykańskiej zmuszanej do niewolniczej pracy na plantacjach.
I w tym właśnie kontekście zrodziło się jego kolejne marzenie – praca dla jeszcze bardziej potrzebujących, dla trędowatych. W roku 1856 zgłosił się do pracy w Batavi, gdzie przebywali ludzie dotknięci tą chorobą. Miłość skłaniała go do troski nie tylko o sprawy duchowe swoich podopiecznych, ale również materialne. Kiedy nie udało mu się przekonać władz, by zabezpieczyły chorym właściwą opiekę, próbował sam ich leczyć. Wszystkimi dostępnymi środkami starał się polepszyć warunki ich życia. Dzięki niezmordowanej energii, z jaką informował władze kolonialne o potrzebach trędowatych, udało mu się wiele osiągnąć.
Podczas tej pracy ks. Piotr dalej nie przestawał marzyć, aby jeszcze pełniej oddać się Bogu. Kiedy w roku 1866 redemptoryści przybyli na misje do Surinamu, ks. Donders wraz z jednym ze swoich przyjaciół, natychmiast poprosił o przyjęcie do zgromadzenia. Miał wówczas 57 lat. To jego marzenie, by zostać redemptorystą, zaczęło się od książki opisującej żywot św. Alfonsa Liguori, założyciela tego zakonu. Podczas tej lektury doszedł do wniosku, że całe jego dotychczasowe życie było życiem redemptorysty. Nie od razu jednak mógł nim oficjalnie zostać nim się stać. Najpierw wstąpił do nowicjatu, po którym w roku 1867 złożył pierwsze śluby zakonne.
Zaraz po nowicjacie o. Piotr powrócił do Batavi. Dzięki uzyskanej pomocy dla trędowatych, mógł poświęcić więcej czasu dziełu, które od dłuższego czasu prowadził. Jako redemptorysta swoją uwagę kierował w stronę najbardziej opuszczonych, czyli tym razem surinamskich Indian. To im praktycznie poświęci swoje dalsze życie. A rozpoczął od uczenia się ich rodzimych języków, a następnie przystąpił do głoszenia im wiary chrześcijańskiej. Czynił to, dopóki starczało mu sił.
W roku 1883 wikariusz apostolski, chcąc ulżyć mu w obowiązkach, przeniósł go do miasta, gdzie lepsze były warunki życia. Jednak o. Piotr bardzo tęsknił za swoimi ubogimi, dlatego w roku 1885 powrócił do Batavi i podjął dawne obowiązki, które pełnił aż do grudnia następnego roku. Wtedy bowiem stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. Umarł 14 stycznia 1887 r. I tak oto zakończył życie człowiek, który nie bał się marzeń.
Sława o jego świętości rozeszła się poza granice Surinamu i rodzinnej Holandii. Rozpoczął się wtedy proces jego beatyfikacji, a finiszem stała się sama uroczystość beatyfikacyjna, której przewodniczył papież Jan Paweł II. A miało to miejsce 23 maja 1982 r. w Rzymie.
Ojciec Piotr całe swoje życie nie tylko marzył, ale pomagał też tym swoim marzeniom się ziścić. I w ten sposób doszedł do świętości. Ten błogosławiony redemptorysta mówi nam, abyśmy nie bali się marzeń związanych z pracą dla Boga. I choć czasem nasze pragnienia mogą wydawać się nierealne czy odległe, to dzięki Bogu są możliwe, ponieważ On jest większy od wszelkich przeszkód.
O. Jacek Zdrzałek CSsR
www.slowo.redemptor.pl
Zobacz nasze aktualności