I czytanie: Iz 55, 10–11
Czy Izajasz nie jest najbardziej uznanym i jednocześnie największym spośród proroków Starego Przymierza? Bez wątpienia. Jego księga nie zna fragmentów drugorzędnych. Każda myśl dotyka sedna i do tego jest pięknie rozpisana. Teksty Izajasza to głębia myślenia i porywający styl literacki zarazem. Dzisiejsze dwa krótkie wersety znajdują się jakby na tematycznym pograniczu rozważań. Gdzieś między czterema pokutnymi pieśniami Sługi Jahwe a księgą wielkiego tryumfu Boga, który zostanie opisany w trzeciej części dzieła.
W tę niedzielę zatem ma to być medytacja złożona tylko z dwóch zdań. Są one skondensowane, treściwe, jest w nich pożywny pokarm wiary. Izajasz chce umocnić pewność ludu wierzącego, że Pan jest skuteczny. Izraelici wycierpieli czas niewoli i upokorzeń. Trwał on długo. Mają więc ludzkie motywy do asekuracji. Już raz, przed wiekami, prowadzeni przez Mojżesza poszli drogą pustyni na całość. Niewola wróciła potem jak przekleństwo, a ucisk zaskoczył Żydów od strony Babilonu. Nigdy nie ma spokoju, trzeba walczyć o każdy skrawek obiecanej ziemi i to w każdej z następujących po sobie epok. Kto w takiej sytuacji zaufa raz jeszcze w stu procentach?
Czy nie asekurujesz się w jakiś sposób przed Bogiem? Nie szukasz wymówek z przeszłości, że oparzyłeś się już tyle razy i to wystarczy, żeby być do wszystkiego na dystans? Kiedy jeszcze raz zaufasz?
Izajasz właśnie z tego powodu odwołuje się do zasady długomyślnego działania Boga. Zamiar Pana nie jest chwilowy. On potrafi czekać, dlatego czasem dopuszcza moment przełomu, który wydaje się nieskończoną chwilą bezowocności. Ale jest jedynie podobny do efektu spieczonej ziemi, która po deszczu jakiś czas nie reaguje, a potem wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla głodnego (w. 10). Prorok posługuje się dobrze znanym w Palestynie porównaniem rolniczym, aby wyjaśnić misterium wzrostu wiary. Nie dzieje się to od razu. Dusza wielokrotnie przypomina spieczoną ziemię. Jeśli jednak pozwala wsiąkać w siebie Słowu Boga, raczej wcześniej niż później zaczyna się wewnętrzny okres zbierania plonu: wierności, modlitwy, nawrócenia, apostolatu, powołań (w. 11). Słowo jest posłańcem Pana.
Zapewne w wyobraźni wielu porównanie natury Słowa do natury deszczu może wydawać się nietrafione, a nawet mylące. Pozornie Izajaszowi nie udała się ta metafora. Tylko pozornie, bo w mentalności ludzi biblijnego świata słowo to coś znacznie więcej niż element mowy (hebr. dabar – słowo, zdanie, wymowa, ale również zdarzenie, wydarzenie, silny incydent, jaki zachodzi pomiędzy dwoma komunikującymi się osobami). Według intuicji wiary słowo to zatem wydarzenie, więcej nawet – to relacja. Wydarzeń nie należy interpretować powierzchownie i pospiesznie. Sojusznikiem wydarzeń i ukrytego w nich sensu nie jest pośpiech, lecz czas. Kto się spieszy z językiem, osądzi źle, chybi, skrzywdzi innego człowieka. Kto kładzie palec na ustach, by pomyśleć, nagle zobaczy szeroką perspektywę tego, co się dzieje.
Czy jesteś niecierpliwy? Czy umiesz poczekać, aby z perspektywy czasu zobaczyć inaczej dane wydarzenia?
Bóg dopuścił wejście czasu w historię ludzkości, bo czas stwarza możliwość wzrostu człowieka w sztuce mądrej interpretacji realiów.
II czytanie: Rz 8, 18–23
Już od kilku tygodni w liturgii słowa Bożego, w drugiej lekturze powraca List do Rzymian. Bardzo dobrze. Warto nie przegapić żadnego z fragmentów dzieła podyktowanego przez wielkiego Pawła z Tarsu. Jak już zostało to wspomniane, ósmy rozdział stanowi naukę o działaniu Ducha Świętego w człowieku. Jest to zatem wykład z pneumatologii. To pewne, że myśli Boga nie są rozpisane według notatek ludzkiego umysłu. Człowiek musi się wysilać, aby nadążyć za planem Pana. Duch Święty pomaga więc we wzajemnej komunikacji między ludźmi a Bogiem. Największą pomocą jest dalekowzroczność. Skoro słowo Boga działa na sposób deszczu, który dopiero z czasem płodzi plony – tak nauczał Izajasz – tak samo i Duch Święty daje siłę, by wyglądać przyszłości z nadzieją, bez złej niecierpliwości. Stworzenie ma czekać ufnie (w. 19), wyzbywając się oznak buntu i kaprysów.
Paweł Apostoł włącza do dzisiejszego rozważania obraz bólu rodzącej kobiety (w. 22). Trudno byłoby znaleźć lepszy klucz motywacyjny do tego, by dusza ludzka uczyła się długomyślności. Niecierpliwość, niewczesność, pośpiech reakcji tak często psuje owoc. Trudno jest czekać i ufać, bo jest się w takich chwilach jakby duszą wepchniętą pod mokry płaszcz niepewnej ciemności. Rodzącą kobietę boli poród, ale kiedy dziecko wyjdzie wreszcie z łona matki, jest przyczyną jej życiowego spełnienia i szczęścia. Dusza musi utrzymać w sobie ten moment, jakkolwiek długo on potrwa. Moment skurczu, bólu, zaciśnięcia, wysiłku, szukania co dalej – wówczas wiara zawsze kończy się aktem nieoczekiwanej płodności.
Jak znosisz momenty duchowej bezpłodności? Czy korzystasz takich chwil, aby rosły w tobie nadzieja i pragnienie? A może ulegasz frustracji?
Apostoł nie chce jednak wymagać od swoich uczniów postaw idealistycznych. Ufność, jaką pragnie im opisać, ma konkretny charakter (z gr. ktisis – nadzieja ucieleśniona, fizyczna, namacalny dotykiem kształt, dowód wizualny). Nie wolno mówić ludziom okrągłych zdań, pozostawiając ich w czarnej studni beznadziei. Chrześcijaństwo daje odpowiedzi konkretne, praktyczne i wówczas legitymuje się autentycznym posłaniem od Jezusa. Pozostawienie kogoś w kłopocie z okrągłym, nic nieznaczącym zdaniem, z gładką maksymą tylko po to, żeby uciec z kłopotliwej sytuacji, nie jest godne ewangelicznego powołania.
Czy jesteś praktyczny w kontakcie z cierpiącym człowiekiem? Rzucasz frazesy na wiatr czy solidarnie wspierasz i pomagasz, gdy trzeba?
Ludzkość przechodzi przez poważny dramat i cierpienie, począwszy od dzieci Afryki, przemocą wcielonych do wojska, po sztuczne prawa nowoczesnej Europy, które odbierają wolność jej współczesnym mieszkańcom. Paweł zna to cierpienie podobne do porodu, nazywa je z gr. synódinei, co oznacza stan agonii, stan konania. W takiej chwili lepiej milczeć, niż karmić cierpiącego człowieka frazesami. A najlepiej szukać praktycznego, choćby najmniejszego rozwiązania. Od małego konkretu serce ludzkie, które się go chwyci, dojdzie kiedyś do wielkiej nadziei.
Ewangelia: Mt 13, 1–23
Ewangelia na dzisiejszą niedzielę podaje modlącym się pierwszą część tak zwanej trzeciej wielkiej mowy Jezusa, na którą składa się siedem osobnych przypowieści. Nie trudno zgadnąć, skąd Chrystus wziął inspirację do pierwszego z porównań. Ziarno siewcy przypomina żyzny zasiew słowa z czytania według proroka Izajasza. Pozornie posiew umiera, lecz w istocie idzie w głąb i po jakimś czasie imponująco owocuje.
Pouczenie pierwszej przypowieści ma jednoznaczny sens. Wierzący może zawsze liczyć na asystencję Boga (w. 3). Pan jest aktywny, nie śpi, nie męczy się w swojej hojności i działaniu. Dlaczego więc ludzie przechodzą przez tyle niepowodzeń? Bo ziarno Słowa, wielkodusznie posiane w serca, musi być zabezpieczone. Trzeba przygotować warunki do ochrony i wzrostu. Dusza powinna wyrobić w sobie roztropne dyspozycje, aby łaska mogła w niej naprawdę owocować. Nie ma co oskarżać Boga o skąpstwo albo obojętność. Pan daje więcej ziarna, niż zdolne są pomieścić spichlerze człowieka. Przed prośbą o zasiew trzeba jednak sprawdzić własną cnotliwość, inaczej cała łaska pójdzie na marne.
Czy wzrastasz? Jak wygląda twoje życie ascetyczne? Jak zabezpieczasz dar Boga w sobie?
Chrześcijanin nie może być ani idealistą, ani sentymentalnym marzycielem. Musi znać się na świecie i człowieku. Wtedy ma jasność, ku czemu szafować posiadanymi przez siebie darami. Ktoś nieprzygotowany i nieurobiony wewnętrznie ma dziurawe dłonie, przez które ziarno wiary spada na ziemię i bezwiednie ginie. Najważniejszą dyspozycją ducha ludzkiego, czyli cnotą płodności, będzie zdolność rozumienia tajemniczego działania Boga (gr. mysterion – zagadka, zasłona intymności, tutaj bardzo podobne do terminu, którego używali rabini, semickie ráz – ukryte plany i wyroki Boże; w. 11).
Kto przeniknie zamiar Pański, w głębi siebie urobi glebę żyzną, by od tej chwili owocować zawsze i wszędzie, niezależnie od zewnętrznej koniunktury społecznej, politycznej czy ekonomicznej. Plan cywilizacji nigdy nie osiągnie stałego, absolutnie pewnego punktu, lecz będzie ciągle narażony na wojny, kryzysy na giełdach, defraudacje. Chrześcijanin, który swoje działanie uzależnia od koniunktury społecznego kontekstu, straci wiele czasu.
Na co się oglądasz? Jakie zmienne wiatry tego świata cię paraliżują?
Zawsze dobra koniunktura złożona jest w duszy człowieka, który przenika bezbłędnie Boże zamiary, poddaje się im z ufnością i działa. Nie przeczekuje, aż okoliczności będą lepsze. Nie będą. Albo będą na krótką chwilę. Robi więc teraz, co może.
Zobacz nasze inne aktualności