I czytanie: Hi 7, 1–4. 6–7
Świat antyczny, dotknięty mnóstwem bolesnych konfliktów, bezprawiem, klikami albo dynastiami, które pchały się przemocą na tron, jednocześnie zawsze szukał źródeł mądrości. Nadprzyrodzone poznanie mogło przynieść ulgę od nadmiaru tyranii, zarówno w kręgu kultur wschodnich, jak i w społecznościach starożytnej Grecji. Mądrości zaczął więc poszukiwać również świat biblijnego objawienia. Proponowana na tę niedzielę medytacjau na podstawie Księgi Hioba to serce mądrościowej literatury w Piśmie Świętym. Całość zwoju omawia temat cierpienia, jakie spada na sprawiedliwego. Traktat został spisany w postaci dialogu, rozmowy, sporu lub wymiany argumentów. W taki sposób Hiob dyskutuje w księdze ze swoimi przyjaciółmi. Najwyraźniej jednak nie czuje się przez nich wystarczająco zrozumiany, bo wersety podane dziś przez Matkę Kościół do modlitwy to już nie dialog, lecz samotny, wewnętrzny monolog bohatera.
Nie wolno ulegać na pozór wszędzie obecnemu pesymizmowi. Tak, Hiob jest obciążony duchowo, a w głąb jego myśli przenika smuga dojmującego cienia. Rzeczy wydają się iść nie tak. Człowiek to niewolnik, który musi służyć większym od niego siłom (w. 1). Nie ma na nic wpływu. Żebrze o zapłatę, ale nic nie dostaje. Źle jest nagrodzony przez życie. Za dnia cierpi udrękę, która jeszcze większym ciężarem powraca po nocy (w. 3–4). Największym zaś przeciwnikiem człowieka wydaje się czas, porównany w tekście do tkackiego czółenka (w. 6). W antycznym świecie kobiety posługiwały się nim, by wyrabiać tkaniny. Ludzkie oko nie nadążało za szybkimi obrotami czółna w rękach sprawnej gospodyni domu. Tak samo ludzie nie nadążają za uciekającym bez sensu istnieniem, które tylko Bóg trzyma w swoich dłoniach. Osoba ludzka na niczym nie odciska własnego, trwałego śladu – płacze Hiob.
Czy jest w tobie jakaś pesymistyczna myśl, wspomnienie, odczucie? Co je wywołuje? Czy nie poddajesz się w walce o coś wartościowego, nie wierząc, że to można zdobyć i osiągnąć?
Czy autor księgi sprawiedliwego, który cierpi, naprawdę jest pesymistą? W medytacji nad tekstem nie należy zapominać, że Hiob to człowiek biblijnego Wschodu. Kulturę tę cechowała nadobfitość stylu wypowiedzi, bogata ekspresja, sentyment i emocjonalność, wielka uczuciowość, przerost afektu. Ludzie zachodniej mentalności, wsłuchani w człowieka Wschodu, powiedzieliby, że więcej tu formy niż treści. A jednak każdy modli się z głębi tego, kim jest. Hiob ma prawo, by mówić Bogu o swoich przeżyciach i odczuciach. Wypowiada wiele gorzkich słów, ale w jego przypadku nie są one deklaracją ateizmu, lecz rdzeniem szczerej modlitwy. Sprawiedliwy cierpi, ale wznosi do Stwórcy – w epicentrum bólu i dramatu – najbardziej szczerą pieśń ducha. To może być najlepsza szkoła modlitwy. Wewnętrzne wątpliwości należy wypowiadać przed obliczem Boga. Nie trzeba ich więzić w piwnicach obolałej psychiki.
II czytanie: 1 Kor 9, 16–19. 22–23
Paweł Apostoł, autor listu do chrześcijan w Koryncie, często zapisuje w nim bardzo osobiste sformułowania i myśli. Nie chce tym samym, aby pisma, jakie posyła do Kościoła, były jedynie zapisem prawd wiary – to nade wszystko – ale by również stanowiły świadectwo osobistego przyjęcia Ewangelii do duszy. Właśnie dziewiąty rozdział Listu do Koryntian stanowi w swej treści zmieszanie przesłania duchowego z intymnym wyznaniem serca. Paweł z Tarsu jest niezwykły. Z jednej strony dobrze wie, ile pozostawił za sobą, jak bardzo ograniczał się w użyciu wolności, by inni wzrastali w Chrystusie. Z drugiej strony ma świadomość, ile Bóg przez niego dokonał i że nigdy w istocie niczego nie stracił, tak radykalnie wchodząc w misję.
W rozważanym dzisiaj fragmencie od razu uderza różnica między myśleniem Hioba, jakie zostało streszczone w pierwszej lekturze, a mentalnością Pawła. Hiob oddał się Bogu warunkowo. Czasem tak jest z człowiekiem, że potrafi bezbłędnie recytować wzniosłe akty z dewocyjnej książeczki. Kiedy jednak przychodzi co do czego, a Pan dopuszcza próbę, to nawet ci, którzy uważali się za sprawiedliwych, wycofują pobożne deklaracje.
Naprawdę ufnie i we wszystkim idziesz za Bogiem czy się zniechęcasz? Dlaczego? Praktykujesz wiarę na sto procent czy może pobożność, by zyskać przychylność boskiej siły dla swoich planów? Czy rozróżniasz, że to nie jest to samo?
Hiob był sprawiedliwy, ale nie był hojny. Paweł zaś odwrotnie. Najpierw był zabójcą chrześcijan, katem i złoczyńcą wysokiej klasy do tego stopnia, że nie mógł po nawróceniu znaleźć w sobie niczego dobrego. Kiedy jednak wierzy już Chrystusowi, robi to bezwarunkowo. Nie dba więc o siebie, zależy mu jedynie na rozkrzewianiu Dobrej Nowiny.
Dowodem na to jest kilka wersetów, które mogą dziś stanowić źródło medytacji. Paweł z Tarsu przyznaje, że zapomniał o własnej chwale, by móc głosić Ewangelię (w. 16). Nie może liczyć ponadto na żadną zapłatę, ponieważ nie wymyślił sobie własnego życia. Jedynie przyjmuje dobro od Jezusa, a wszystko, co się dzieje, jest scenariuszem rozpisanym przez Pana. Gdyby sam tworzył sobie pomysł na własne życie, walczyłby o zysk i sławę. A dostał o wiele więcej, ale bez osobistej zasługi. Nie żywi więc pretensji, jeśli służba Dobrej Nowinie wymaga materialnej straty albo cierpienia. To zapewne konieczne, by wszyscy ludzie rozpoznali Chrystusa (w. 22). Czy Apostoł coś zyska? Nie ma to znaczenia. Zrzekł się już wcześniej nagrody, nie oczekuje jej od Boga (gr. kataxraomai – praca za darmo, zajęcie bez wynagrodzenia). Skarb, którym Pan podzielił się z misjonarzem, jest nieskończenie wyższy niż umowna kwota, jaką mógłby wynegocjować najemnik.
Czy jesteś zadowolony z daru życia, którym Bóg cię obdarzył? Co cię cieszy, a co nie zadowala? Dlaczego? Umiesz hojnie przeżywać swoje cierpienie i przekazać je Bogu na poczet dzieła zbawienia?
Paweł jest przykładem duszy bezinteresownej, czyli najbardziej użytecznej dla sprawy. Wystarczy, że Jezus uzna go za godnego udziału w tryumfie Ewangelii, do przepowiadania której został przeznaczony (w. 23). Duchowy kredyt nie ma swojego zamiennika i warto dla podjęcia go poświęcić resztę. Ilu ludzi za byle co, za chwilę trudu, potu, niepowodzenia zaraz obraża się na Boga? Ilu żywi do Niego pretensje? Czasem ludzkie ego jest rozdęte do tego stopnia, że zarzuca Stwórcy coś bardzo banalnego i porzuca przez to ścieżkę wiary.
Potrzeba więcej wdzięczności. Serce zdumione wielkością niezasłużonego obdarowania stanowi najlepsze podglebie dla rozwoju wiary.
Ewangelia: Mk 1, 29–39
Hiob zatem musi przejść poważne oczyszczenie ducha, aby oddać się w pełni Bogu. Z chwili na chwilę gasną w nim pretensje i uprzedzenia. Wszystko to jednak trwa, dojrzewa w jego duszy. Paweł z Tarsu zaraz po swoim nawróceniu jest z kolei bardzo radykalny. Z większą łatwością zapomina o sobie. Niewiele to znaczy wobec mocnych decyzji Chrystusa. Jezus z Nazaretu, mistrz Apostołów, a potem ukrzyżowany dla zbawienia ludzi, jest doskonałym, spełnionym wzorem bezinteresowności. Hiob i Paweł są tylko daleką zapowiedzią Pana. Dlatego warto dziś modlić się kontynuacją pierwszego rozdziału Ewangelii św. Marka właśnie w tym duchu – aby upodobnić się do Jezusa szczególnie w dawaniu wszystkiego oraz w nieoczekiwaniu dla siebie niczego.
Marek spostrzega, jak Pan gubi siebie z powodu człowieka. Pozornie pierwszy rozdział Ewangelii to powoływanie uczniów oraz pierwsze momenty, jakie Jezus z nimi przeżywa. A jednak Marek, w swoim zwięzłym stylu, wyraźnie chce przekazać coś więcej. Chrystus nie powołuje Apostołów dla siebie. Jezus z Nazaretu od początku służy światu, do którego należą Jego pierwsi uczniowie, a więc Szymon, Andrzej, Jakub oraz Jan. Najpierw wydobywa z maligny teściową Szymona z Kafarnaum (w. 31). Ale zaraz potem dom rybaka i późniejszego papieża napełni się niezliczoną ilością chorych i potrzebujących (w. 32–33). Jezus weźmie od nich wszystko na siebie.
Pomagasz innym czy oczekujesz, by wszyscy za ciebie nieśli twoje życie? Istniejesz zakręcony wokół własnego planu czy szukasz woli Boga w swoim życiu?
Być może najbardziej porusza fakt, że Pan nie chce korzystać nawet z odrobiny sławy i ludzkiego podziwu (w. 37–38). Zrobił tyle dobrego… Komuś przywrócił zdrowie, innym nawet uratował życie – tylko spijać owoce sławy, budować wpływy, korzystać pełną piersią z kariery, zmieniać, przenosić, rozstrzygać… Chrystus decyduje się tymczasem na podjęcie losu misjonarza, przechodząc dalej z wioski do wioski, z miasteczka do miasteczka (w. 39). Wyrzeczenie się czegoś stałego w życiu, oparcia i pewności to największa ofiara duszy bezinteresownej, złożona z miłości do Boga i bliźniego.
Czy lubisz, jak ludzie cię doceniają, komplementują? Umiesz czynić dobro na sposób dyskretny?
Tylko taka postawa ducha jest owocna. Szukanie próżnej sławy zawsze zniekształca wnętrze człowieka, oszpeca, jest antyświadectwem. Syn Boży, który podczas pobytu w Kafarnaum zupełnie nie zważa na siebie, natychmiast zdobywa wszystkie dusze dla swojego Ojca. Składa w nich pierwszy płomień heroizmu. Naśladuje Go nawet teściowa Szymona, którą uzdrowił z gorączki (gr. egeiren – podnosić, sadzać wyżej, wydobywać z odmętu; w. 31). Kobieta wyczuwa hojność serca Mesjasza i sama chce być taka. Po przyjęciu daru uzdrowienia natychmiast podejmuje służbę (gr. diekonei – posługiwać, służyć, być pomocnym, stać się użytecznym dla drugiego).
W zasadzie służby nie da się nauczyć z podręczników. Trzeba obcować z ludźmi, którzy ofiarują się sprostać rzeczom, jakich nikt nie odważył się wcześniej ponieść i zmienić. Przykład jednej, do końca wzutej z ja osoby może pociągnąć wielu za Chrystusem. Ludzie bezinteresowni mają najszersze horyzonty myślenia. Patrzą daleko poza granice doczesnego zysku.
Zobacz nasze inne aktualności