I czytanie: Dz 2, 14. 22-32
Nietrudno jest tym razem dostrzec bezpośredni związek – zostało to jasno przedstawione w Dziejach tydzień temu – między zmartwychwstaniem Jezusa a zstąpieniem Ducha Świętego. Okres paschalny jest heroicznym, zwycięskim i wytrwałym wołaniem o przyjście Parakleta. Stąd też w kolejną z wielkanocnych niedziel Matka Kościół karmi swoje dzieci słowem Bożym, którego treść stanowi bardzo ciekawa mowa Piotra Apostoła. To pierwsza papieska katecheza, jaką Piotr głosi zaraz po wydarzeniach Pięćdziesiątnicy. Widać, że pierwszy spośród uczniów stara się objaśniać sprawy ducha nie prywatnie, nie z poziomu swoich odczuć czy subiektywnych emocji, lecz z urzędu, czyli ex cathedra – bo jest otoczony gronem apostolskim, któremu przewodzi, które reprezentuje i z mandatu którego jedynie ma prawo przemówić (w. 14). Tu będzie zawsze ukrywać się autentyczna siła i młodość życia duchowego wszystkich katolików. Nie rodzi się ono z niepewnych przeżyć psychiki, lecz z obiektywnej duchowej łaski.
Czy opierasz swoje życie wewnętrzne na autorytecie Kościoła? Szanujesz i przyswajasz sobie magisterium papieży, biskupów i świętych? A może idziesz za nowinkami, eksperymentami duchowymi, za mglistym mistycyzmem?
Jednocześnie pierwsza katecheza Piotra jest wzorem kerygmatu, czyli przepowiadania żywego, z wiarą przemyślaną i uwewnętrznioną. Takie głoszenie chrześcijaństwa odnosi się wprost do egzystencji słuchacza, a prowadzi je nie teoretyk, lecz ktoś, kto widział, był zdolny pojąć rozumnie i doświadczył na sobie tego, co tłumaczy potem innym. Kerygmat nigdy nie był więc w Kościele banalnym wykrzykiwaniem dziwnych haseł o parareligijnym podłożu. Światła, złudzenia, subiektywne wizje, konwulsje, ezoteryka – to nie jest duchowość Kościoła. Nikt też nigdy nie traktował kerygmatu magicznie – że niby to wystarczy wypowiedzieć jakąś regułę, odnoszącą się luźno do wiary, a ona automatycznie zadziała. Nic takiego. Najważniejsze jest to, że pierwsza misyjna katecheza papieża nie skupia się na człowieku i jego psychice, lecz w centrum stawia Chrystusa (w. 22).
Każda ludzka osoba może domagać się praw, lecz sama nie jest do końca prawa. Kto nie odnajdzie w sumieniu większego czy mniejszego cienia niemoralności? Człowiek ma subiektywne, egocentryczne pragnienia. Kto je zaspokoi i po co? Kto nie gubi się między odroślami afektów, szukając pośród emocjonalnych cieni drogi do właściwego celu? Piotr wie, że ani nie może głosić sam z siebie, ani nie pozostanie dla siebie zarodkiem skuteczności. Papież nie wystarczy, by zaczął się Kościół, by działał Kościół i by Kościół czekał wiernie na powrót Pana. Żaden człowiek nie będzie źródłem dla wiary. Tylko Chrystus Zmartwychwstały odznacza się nieskazitelną prawością, gr. apodedeigmenon – wiarygodny, sprawdzony, potwierdzony (w. 22b). Taki właśnie jest Jezus z Nazaretu.
Piotr więc jest pewien tego, co mówi w pierwszej katechezie. Tragedię ludzkości stanowi przede wszystkim to, że pozbywa się jedynego sprawiedliwego. Pan zostaje poniżony i wrzucony do dołu śmierci. Nieskończonemu próbuje nałożyć się ograniczające Go więzy, gr. ódines – co w istocie oznacza bóle, skurcze albo kajdany, węzły (w. 24). Starano się zlikwidować Chrystusa – opowiada Piotr z dokładnością świadka – lecz On jest jeszcze bardziej prawdziwy i wiarygodny dzięki temu, że nie szukał ucieczki od bólu śmierci i nie opierał się na jakimś ludzkim, potencjalnym wybawieniu. Jezus spokojny, cichy, patrzący dalej, dał się złożyć do dołu rozpaczy i śmierci, ale przez to jeszcze bardziej objawiło się to, jak jest prawy.
Chrześcijanie bardzo wcześnie przyjęli tę zasadę wiary, wiedząc, że ciało Pana, umęczone na Krzyżu, nigdy nie uległo skażeniu, nigdy nie gniło i nie rozłożyło się. Piotr potwierdza te wiarę własnym świadectwem, gr. diaphtora – rozdział ciała i ducha, rozpad, rozkład, skażenie, zepsucie. Na ciele złożonego do grobu Pana nigdy nie siedziały cuchnące muchy ani nie toczyły go podziemne robaki. Jezus jest nieskażony także dzisiaj. Ewangelia to duchowa słodycz, a nie gorzka trucizna. Nie da się znaleźć w Jezusie żadnej moralnej zmarszczki. Nie ma zarzutu. Nikt nie ma powodów do upadania na duchu i wycofania się ze świata ewangelii. Wiara nikogo nie zawiedzie.
II czytanie: 1 P 1, 17-21
Piotr przez całe życie, od chwili zmartwychwstania Pana, był misjonarzem i katechistą Ludu Bożego. Przed wydarzeniami ukrzyżowania bardziej przypominał rybaka, a chwilami nawet polityka. Teraz, po zmartwychwstaniu, jego dusza jest świeża i odmłodzona. Widać dziś, w medytowanych tekstach słowa Bożego, wyraźną zbieżność między pierwszym czytaniem – w którym papież uczy się dopiero co przepowiadać, a drugą lekturą, spisaną gdzieś w połowie lat sześćdziesiątych, w której Piotr jest już dojrzały i pisze z niezwykłą równowagą. Przecież wtedy już całe życie nauczał.
Sedno drugiego źródła modlitwy myślnej na dzisiejszą niedzielę, stanowi kontrast między doczesnym wykupem – skażonym, ludzkim, przypominającym bardziej handel niż miłość, a okupem, jaki złożył Pan. Jezus odkupił wszystkich wierzących najczystszą Krwią (w. 18). To bardzo motywujący obraz. Kiedy kupuje się coś za brudne pieniądze, może to nie być do końca zobowiązujące, co więcej – taki proceder budzi obrzydzenie. Lecz jeśli ktoś zostaje wykupiony z miłości i ofiarowuje się przy tym jedną, jedyną stawkę, bez targu?… Trudno nie płakać z radości i szczęścia.
Odpowiedź człowieka na taki okup musi być prosta, uczciwa i szczera. Za hojny wykup wydaje się towar najlepszej jakości. Po przelaniu Krwi Chrystusa nie wolno kochać Boga byle jak. Przykucnięcie zamiast przyklęknięcia, spowiedź raz do roku zamiast życia w łasce, odklepana modlitwa zamiast głębi ducha, moneta najniższej wartości rzucona ślepcom na chodniku zamiast miłości caritas? Nie tak. Wnętrze chrześcijanina warte jest całej Krwi Chrystusa. Jaka stawka wykupu, taka po nim ma być wolność i użytek z niej. Serce ludzkie musi dojść do pełni, musi wyrwać się z przeciętności (w. 22). Piotr pisze w tym miejscu albo o czystym albo o pełnym sercu, które ma umiłować Boga w każdym z tych przypadków nie byle jak, lecz na sto procent.
Jaki jest stan twojej duchowej gorliwości? Czy szanujesz samego siebie? Czy znasz swoją prawdziwą wartość, która mierzy się wartością Pańskiej Krwi na odkupienie? Dlaczego wciąż jesteś zakompleksiony i nieszczęśliwy, skoro wierzysz w Jezusa? Okup, jaki złożył Pan, każdego z wierzących – niezależnie od błędów i porażek z przeszłości – czyni na nowo wartościowym człowiekiem.
Ewangelia: Łk 24, 13-35
Ewangelista Łukasz – podobnie jak Jan, który słuchany jest szczególnie podczas najważniejszych dla chrześcijaństwa świąt – ma swój niepowtarzalny styl. Nadeszła wreszcie niedziela uczniów idących do Emaus. To wspomnienie zanotował tylko Łukasz. Żaden inny z ewangelistów nie wraca pamięcią do podobnego wydarzenia. A ten lekarz i pisarz zarazem ma wyrobiony styl myślenia. Poza tym, tekst opowiadający o uczniach idących do Emaus jest typowy dla Łukaszowego pisania. Pojawia się w nim motyw drogi i wiary jako kontemplacji, czyli widzenia duchem.
W duszy wędrujących uczniów tkwi podwójna nieuczciwość. Po pierwsze, niby idą drogą, ale to nie jest droga Jezusa. Pan uczył ich wcześniej, że On jest Drogą, a uczniowie niemrawo przebierają nogami po błędnej ścieżce (w. 13). Dlaczego czasem zbaczasz z pewnej drogi wiary? Czy nie kusi cię jakaś forma relatywizmu, dwuznaczności? Nie szukasz zbyt daleko od granic prawdy objawionej? Po drugie, niby wyznają wiarę w Chrystusa, a ich credo wydaje się być pełne i dogmatycznie nawet prawidłowe (w. 18-21). Przecież rozpoznają w Jezusie potężnego proroka. Wiedzą również o niezwykłych znakach i cudach, jakie ujawniły się oczom gawiedzi podczas aktu ukrzyżowania. Więc dlaczego, jeśli są dobrze nauczeni wiary, zwątpili i serce ich z hukiem upadło na dno? Wiara Kleofasa i jego towarzyszy ze szlaku była dotąd tylko teoretyczna, wysłuchana z ust rabbiego z Nazaretu. Wyuczyli się na pamięć, ale nie ożywili katechizmu wewnętrznym aktem wyboru i niczego nie przyjęli z osobistym zrozumieniem.
Dopiero wtedy Jezus interweniuje i – podobnie jak Piotr we wcześniejszych fragmentach – przypomina znajdującym się w cieniu smutku zwątpienia uczniom, jak żywe są treści Bożego słowa. Wówczas budzą się i pragną czegoś więcej. A kiedy jeszcze spożyją z Panem ich pierwszą Komunię Świętą, otworzą im się oczy duszy i będą rozumieć, poznawać, widzieć (w. 25-32).
Jak wierzysz? Czy masz duszę rozumną, inteligentną, skłonną do podążania za myślami Boga? Czy jesteś wewnętrznie oschły, formalny, byle tylko się jakoś zbawić i mieć święty spokój od tych religijnych powinności?
Wiara to nie regułki. Wiara to nie zdjęcia grzecznych dzieci, które w ukłonach witają biskupa podczas wizytacji w parafii. Wiara to nie wyuczone na pamięć odpowiedzi z pożółkłych stron starego katechizmu. Wiara jest młodym płomieniem w piersiach i dalekowzrocznym spojrzeniem poza horyzont, odwagą myślenia tak, jak dotąd jeszcze nikt nie myślał. Człowiek wiary żywej bierze do jednej ręki Pismo Święte, do drugiej katechizm, studiuje, modli się i „przegryza” depozyt objawienia, aż uformuje się przedziwna jedność życia w głębi jego rozumnej duszy.
Zobacz nasze inne aktualności