I czytanie: Iz 5, 1–7
Tak zwana pieśń o winnicy należy do arcydzieł literatury starotestamentalnej. Izajasz, właściwy autor całej księgi, był arystokratą. Pochodził z wysokiego rodu i jego życie, otoczenie, stan posiadania wyrobiły szlachetny smak we wnętrzu pisarza. Jest bardzo wrażliwy. Styl literacki hymnu o winnicy będzie więc wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Można go zaliczyć do tak zwanej paraboli moralnej albo prawnej. Jej sensem jest bardzo inteligentny sposób pisania i wnioskowania. Narrator podaje kilka argumentów albo obrazów, które w czytelniku mają wywołać trafny osąd etyczny. Kiedy jednak dochodzi się do konkluzji, czyli trzeba ocenić dobro i zło, czytelnik paraboli spostrzega, że tak naprawdę musi osądzić samego siebie.
Jeśli ktoś choć raz oglądał kwitnącą winnicę, wie, jaki to piękny widok. Ogród winny rośnie bez hałasu, długo, powoli, wystawia owoce na działania promieni słonecznych, czeka, życie w nim jest niewidoczne, pozornie nie dzieje się nic. A jednak można długo obserwować zieleń w winnicy i nasłuchiwać w niej ciszy. W hymnie napisanym przez Izajasza Bóg jest przedstawiony jako oblubieniec, który przeżywa dwa stany uczuciowe. Z początku Pan jest zakochany w swojej winnicy, oczyszcza ją, okopuje, nawet sporządza specjalną tłocznię, co podkreśla podwójny wysiłek amanta (w. 1–2). Ile to można zrobić z miłości? Gdy się naprawdę kocha, dźwiga się góry, kruszy się skały, wypija się jednym haustem powodzie.
Ale winnica jest niewdzięczna! Narzeczony włożył w nią tyle pracy i wysiłku, pieścił i chronił, czuwał przy niej nocami, a narzeczona, w obliczu takiej troski, odpowiada kwaśnymi owocami (hebr. beusim – owoce o bardzo brzydkim zapachu, w zasadzie cuchnące zgnilizną i zepsuciem; w. 4). Serce Boga, gwałtownie wstrząśnięte, przechodzi od delikatnych uczuć do mocnego afektu. Narzeczony, a teraz Pan, rozbija z furią ogrodzenie. Były to kamienie, które wykorzystywano do budowania specjalnych murów ochronnych. Gdy winnica została otoczona kamiennym tarasem i ścianą, była bezpieczna od wypłukania gleby, od wyjałowienia i od plądrowania jej przez dzikie zwierzęta. Kto kocha, czuje się bezpieczny. Kto straci miłość, przypomina zdeptany ogród. Cuchną w nim tylko niedojrzałe owoce.
Bardzo sugestywnie została opisana tu relacja między duszą a Bogiem. Pan nazywany jest w tekście hebrajskim słowem yadid – dobry przyjaciel, sprawdzony sojusznik, bliski. W tekstach ugaryckich albo akadyjskich był to częsty przydomek bogów. To nie jest osoba obojętna, daleka, zimna – przeciwnie, to ktoś bliski sercu. Ale Boski przyjaciel nosi też drugi przydomek, z hebr. dod – oblubieniec, narzeczony. Takim tytułem określa się Pana choćby w Pieśni nad Pieśniami. Dwa powyższe terminy chcą więc jasno dowieść, że nikt nie jest tak blisko duszy, jak jej oblubieniec. Tymczasem winnica pozostaje zamknięta, a nawet złośliwa. Izajasz posługuje się specjalnie inteligentną grą terminów hebrajskich, mówiąc, że Bóg oczekiwał prawości od winnicy (hebr. mishpat oraz sedaqa – prawe postępowanie i sprawiedliwa odpłata), a otrzymał, jak na ironię, gwałt oraz krzyk (hebr. mishpah oraz se’aqa).
Okazana i przyjęta miłość sprawia, że człowiek jest prosty. Ale gdy osoba ludzka rozminie się z miłością, zawsze pozostawia to w niej jakieś skrzywienie albo defekt.
II czytanie: Flp 4, 6–9
Wiadomo już, że intymny list Apostoła Pawła do swoich przyjaciół, bardzo dobrych chrześcijan w Filippi, jest krótki, ale intensywny w przeżycia. Czwarty rozdział, którym można karmić się podczas dzisiejszej medytacji słowa Bożego, stanowi podsumowanie i zakończenie pisma. Będzie więc jakby ostatnią zachętą, motywacją, w której Paweł z Tarsu pragnie raz jeszcze zebrać swoje poprzednie rozważania. Tak zbuduje syntezę duchową i moralną, bardzo praktyczną i przydatną dla braci. Jest to suma praw zapisana na podstawie miłosnej pedagogii. Apostoł byłby gotów wielokrotnie powtarzać to samo, byleby jego bliscy nauczyli się życia wiarą i nigdy nie zbłądzili. W ostatnim wersecie stawia wreszcie siebie za wzór (w. 9). Nie chodzi tu jednak o ludzką idolatrię, lecz o wspólnotę przeżyć, serdeczną więź, taką, jakiej pan winnicy szukał w pierwszym czytaniu – i nie znalazł. To, co przeżył Apostoł – od nawrócenia po więzienie – buduje niezatartą więź między nim a braćmi z Filippi.
Aby zaprzyjaźnić się z Bogiem, dusza ma nie tyle zmieniać zewnętrzne warunki życia, świat albo stan cywilizacji, ile raczej dobrze uprawiać własny ogród wewnętrzny. Można zrewolucjonizować wszystko wokół i zepsuć relację z Bogiem. Z kolei kiedy duch ludzki stanie się łagodny, prosty i uległy, bez zbędnych podniet, niepokojów, szemrania (gr. merimnein – impulsy, kłujące dźwięki, krzyki, hałas, chaos; w. 6a), wówczas wyrobi się wewnątrz duszy perspektywa przyjaźni z Panem. Jak osiągnąć wspomniane duchowe wyrobienie? Paweł prowadzi duszę trójstopniowo. Najpierw trzeba prosić Boga o wszystko (gr. deesys – świadomość, że całość pochodzi od Pana, tylko On może dać łaskę), należy więc gorliwie, sercem błagać i wyglądać. Ludzie zgaszeni nie osiągną niczego.
Dalej znaczenie ma trwanie w obecności Pana (gr. proseuxe – wytrwała modlitwa, bez względu na porę, czas, wojnę czy trzęsienie ziemi) oraz wreszcie dziękczynienie (gr. euxaristia – postawa człowieka, który bez trudu, wśród zmiennego świata dostrzega stałość Stwórcy; w. 6b).
Zatem kto zawsze nakierowuje siebie na Boga, mimo zmiennych okoliczności, będzie dawał owoce.
Ewangelia: Mt 21, 33–43
W ewangelii na dziś od razu pojawia się obraz podobny do tematu hymnu Izajasza z pierwszego czytania – jest nim winnica. Właściciele galilejskich ogrodów często byli obcokrajowcami. Dlatego dzierżawili winnice tubylcom. Przypowieść Jezusa ma więc odniesienie historyczne. Pan nie traktuje duszy jak przedmiot handlu, ale jak jego ukochanie, miłość, podmiot czułości. Jeszcze jednym, znaczącym kontekstem jest fakt, że Jezus opowiada przypowieść o winnicy tuż po uroczystym wjeździe do świętego miasta Jeruzalem. Dla każdego Żyda Jerozolima, stolica Izraela, wraz z murami świątyni to wartość najbliższa sercu – coś ukochanego, ważniejszego od wszystkich ludzi, przewyższającego nawet dar życia.
Podobnie jak w pierwszym czytaniu Izajasz, także Ewangelista Mateusz dramatycznie opisuje rozdźwięk między wrażliwością Pana winnicy a przewrotnymi, bezwzględnymi robotnikami, zdolnymi do wielokrotnego morderstwa. Pan posyła swoje sługi, to znaczy troszczy się o winnicę, skłania się w jej stronę, tęskni i myśli o niej. Ci zaś, którzy są celem miłości Boga – pana winnego ogrodu – odpowiadają przewrotnością, złem, morderstwem (w. 35–36). Sytuacja wydaje się beznadziejna. Ale w szczytowym akcie miłości Pan pośle jeszcze własnego syna.
Chrystus również straci życie. Bez wątpienia pod postacią syna właściciela winnicy kryje się osoba Jezusa z Nazaretu, syna Bożego. Co ciekawe, Jezus oddał życie poza murami świątyni jerozolimskiej. Tak samo syn z omawianej przypowieści zostaje wywleczony z winnicy i pozbawiony brutalnie życia poza terenem ogrodu (w. 39). Złoczyńcy nie przewidzieli jednak, że w śmierci syna zostaje wypisany na nich wyrok (gr. hysterion – ostateczny sąd, zwieńczenie wszystkiego sprawiedliwością; w. 40). Nie wolno załamać się brakiem wzajemności.
Bogu z serca nie ginie żaden przejaw miłości. Pan najbardziej kocha i wynagradza miłością ludziom wyrzuconym poza nawias, pominiętym, samotnym i zdradzonym. Bo Jezus sam zna taki właśnie los.
Zobacz nasze inne aktualności