I czytanie: Syr 27, 30–28, 7
Są ludzie wierzący, którzy rozum traktują jak zagrożenie, w efekcie wyrządzając szkodę duchowości. Jak dobrze więc, że dużą część Objawienia spisanego w Piśmie Świętym stanowią księgi łączące doświadczenie wewnętrzne z doświadczeniem mądrości ludzkiej. Rozum może wówczas być umocniony przez wiarę i na odwrót. Jednym z wielu, jeszcze starotestamentalnych zwojów, które cechuje wspomniana symbioza, jest rozważana w tę niedzielę Mądrość Syracha. Dlaczego warto podkreślać znaczenie tego typu tekstów biblijnych? Bo docenianie rozumności i natury prowadzi do pełnego poznania człowieka, jego pasji, ran, talentów, historii i natury. Natomiast aspekt wiary otwiera na poznanie Boga. Dopiero wtedy duch ludzki może iść w górę i rozwijać się, kiedy jest w nim harmonijne zespolenie tych właśnie dwóch kierunków poznania.
Czy rozumiesz i dobrze znasz siebie samego? Czy nie ma w tobie jakiejś bolesnej ignorancji, ciemności, ukrytych, tajemnych korytarzy, których nigdy nie nazywasz ani nie oświetlasz? Czy odprawiasz codzienny, krótki rachunek sumienia, kończąc swój dzień? Jak i na podstawie czego poznajesz Boga? Czy twoja modlitwa to obcowanie z Jezusem, pełne wzajemnego poznania, czy raczej sztuczna formalność?
Księga Syracha to jednocześnie jeden z najdłuższych tekstów z całej Biblii. Jego obfitość spowodowana jest ambicją autora, by opisać i skomentować najbardziej istotne kwestie, które wpływają na ludzką dolę lub niedolę. Tekst – źródło do dzisiejszej medytacji – poświęcony zostaje tak podstawowemu tematowi, jak oczyszczenie się człowieka z najniżej drzemiących w nim pasji gniewu, zazdrości i zawiści.
Bóg stworzył człowieka do bycia pięknym. Syrach nie zamierza używać banalnych, owiniętych fałszywym współczuciem słów, ale mówi prosto z mostu. Gdy zawiść i zło posiądą duszę człowieka tak, że nic nie zamierza on z nimi robić, stworzenie z początku piękne przeobraża się w brzydkiego potwora (w. 30). Stwórca w takim momencie oddala się od człowieka, nie z powodu jego słabości, lecz z uwagi na jego panoszenie się, wyniosłość, uporczywą wiarę w swoją pozorną siłę. Dusza zostaje wydana na pastwę ponurych namiętności. Nierozumne jest myślenie, że można hołubić w sobie notoryczne przywiązanie do ohydy grzechu, bez problemu zbliżając się jednocześnie do ołtarza Bożego. Pan jest miłosierny, ale Jego łaskawość ma cechy rozumne, a nie sentymentalne. Miłosierdzie Boże dotyka człowieka nie wtedy, gdy wmawia mu się, że nie stało się nic złego. To nie przynosi ulgi, lecz zniekształca osobowość do głębi (w. 4–5). Dusza może postradać swoją istotę, rozmyć własne kształty właśnie z powodu zakłamania.
Czy jesteś wewnętrznie prosty? Jesteś pewien, że nie hodujesz w sobie jakiegoś faryzeizmu, skomplikowanego zakłamania?
Bóg więc pragnie dać każdemu człowiekowi nieskończoną ilość swojego miłosierdzia, które polega na wydobyciu osoby ludzkiej z brzydoty grzechu i przywróceniu jej naturalnego piękna (w. 7).
Droga życia wewnętrznego to szlak stawania się na nowo stworzeniem. Trzeba mozolnie, wiernie oczyszczać swoją brzydotę i przywracać piękno wewnętrznym kształtom człowieka. To sztuka nad sztukami, stanąć w szranki z samym sobą. Znawcy tematu mówią, że Syrach pisze powyższe słowa, mając w pamięci i wyobraźni pouczającą historię Estery oraz Hamana. Zawiść okupanta, która trawiła jego duszę, oszpeciła Hamana, mimo że miał władzę, wpływy i pieniądze. Został ostatecznie upokorzony przez nieokiełznane, nieczyste pasje. Estera nie była ani silna, ani uzbrojona, lecz jej wewnętrzne piękno wystarczyło, by doprowadzić dobro i prawdę do tryumfu.
Nie ma realnej siły ktoś wewnętrznie owładnięty chorobliwymi pasjami. Jest siłaczem ktoś piękny wewnętrznie, skromny, nawet jeśli nie dysponuje żadnymi środkami doczesnymi.
II czytanie: Rz 14, 7–9
W medytacji nad wersetami sławnego, wielowątkowego Listu Pawła Apostoła do Rzymian liturgia systematycznie dochodzi do ostatnich rozdziałów. Te właśnie partie tekstu, aż po piętnasty z jego fragmentów, to esencja całości, czyli końcowe zachęty mistrza wobec słuchających go uczniów. Jest to najdłuższa sekcja w całym liście. Paweł z Tarsu mówi w niej bardzo bezpośrednio do serca czytelników, aby zostawić im nie tylko narzędzia dobrego życia, lecz także pobudzić motywację, by je wprowadzać w czyn. Kto czuje się kochany, doceniony, zauważony, po prostu potraktowany jak człowiek, zrobi wszystko, by dosięgnąć wyznaczonego mu poziomu istnienia. Paskudne, krwawe rewolucje rodzą się często na gruncie zazdrości, zawiści i pogardy. Wymyślają je ludzie samotnego serca.
Z kim dzielisz się swoim życiem? Czy nie jesteś zbuntowanym, zapiekłym samotnikiem? Kogo lubisz? Czy lubisz siebie i swoje istnienie? Jak to się wyraża?
Więcej piękna między ludźmi to więcej pokoju.
Uporczywe tworzenie społeczeństwa laickiego, a więc tylko ludzkiego, horyzontalnego, mocno spłaszczonego do niskich możliwości człowieka, sprowadza jego rozwój do parteru. Gdzie jest doceniony Bóg, tam człowiek ma wyższą od siebie motywację, a więc będzie się rozwijać. Przez wysiłek, to prawda, ale skutecznie. Tam, gdzie nie ma miejsca dla Stwórcy, natychmiast bożkiem będzie egocentryzm i zacznie dominować dyktatura przyziemności. Dlatego dwa, tak z pozoru ukryte w tkance całego tekstu wersety mają niebywałą siłę wyrazu. Nie wolno żyć dla siebie. Życie wsobne to śmiertelne zagrożenie dla człowieka (w. 7). Paweł zna myślenie Syracha. Jako pobożny Żyd wcześniej musiał przecież studiować jego teksty. Dlatego twierdzi tak samo jak mędrzec z pierwszego czytania: zawiść i zazdrość pochodzą ze złego kierunku w nastawieniu całej osobowości człowieka. Zwrot na siebie psuje i budzi w ludziach brzydkie instynkty.
Czy nie jesteś totalnie skierowany na siebie? Dbasz o kogoś poza sobą samym? W jaki sposób sprzeciwiasz się swojemu ja?
Dlatego zbawieniem jest wzór Chrystusa. Jezus, od narodzin po śmierć na Krzyżu, nie był nastawiony na siebie. Serce Pana jest szczęśliwe mimo ogromu cierpienia, przez jakie sam niesprawiedliwie przechodzi. Nie ma w Jezusie jednak posmaku egocentryzmu, który wtrąca dusze ludzkie w otchłań samotności, ciągłego trawienia siebie, rozważania swojego stanu, zastanawiania się nad sobą, czy aby na pewno… Jeśli chrześcijanie przełamią się i zaczną żyć „w stronę” Pana, gubiąc ślad samego siebie, paradoksalnie dostąpią pokoju (w. 8). Jak pojąć aż taką tajemnicę? Przecież wielu z ludzi zawija swoje życie z trwogą w chusteczkę, trzyma je w zaciśniętej pięści, na czarną godzinę, dla nasycenia siebie. Trzeba więcej rozmyślać nad ludzką duszą Chrystusa. Paweł zapewnia, że Jezus naprawdę umarł, i to doświadczenie dla człowieka jest trudne, ale ten sam umarły żyje, nie tylko jakby nic się nie stało. Po tragedii obumarcia ma jeszcze więcej (z gr. edzesen – odzyskać z zyskiem życie, pomnożyć coś po stracie, żyć na nowo; w. 9). Osoba odwrócona od siebie samej poznaje siebie z zaskakująco lepszej strony.
Ewangelia: Mt 18, 21–35
Można powiedzieć, że znany już z poprzednich medytacji osiemnasty rozdział tekstu Mateusza to literacki charakter praktycznego pouczenia dla uczniów Jezusa. W swojej więc konstrukcji podobny będzie on do przesłanego chrześcijanom w Rzymie zakończenia Listu Pawła Apostoła. Mateusz, notując słowa Jezusa, jednocześnie ukazuje, że Pan jest blisko tych, których prowadzi. Chrystus nie wymaga czegoś, czego sam wcześniej by nie przeżył. Nie oczekuje aktów, których sam by nie uczynił skutecznymi wcześniej przez łaskę.
Temat dzisiejszej ewangelii jest bardzo podobny do zagadnień poruszonych w pierwszym i w drugim czytaniu z tej niedzieli. Jezus posługuje się, w odpowiedzi na dylemat Piotra, przypowieścią, obrazem, który pokazuje wnętrze duszy jednego ze sług. Jest to postać anonimowa, dlatego wszyscy mogą zobaczyć w niej samych siebie (w. 23). Sługa budzi odrazę. Jego osobowość jest po prostu bardzo brzydka. Sam przecież, bez zasługi na początku opowieści doświadczył wielkiej łaskawości Pana (w. 27). Kiedy jednak staje przed biedą innego człowieka, wychodzi z niego potwór (w. 30). Ewangelia, którą można modlić się tej niedzieli, specjalnie napisana jest za pomocą hiperboli, czyli przesady literackiej. Obraz łagodnego pana i brutalnego sługi wstrząsa czytelnikiem, wybudza, bo ukazuje, jak krańcowo różne jest piękno łagodności od szpetoty twardego, kamiennego serca.
Jakim znajdujesz twoje wnętrze – dobrym, szlachetnym czy niskim, instynktownym?
Trzeba uczynić swoje wnętrze łagodnym. Celem opowieści jest ukazanie wewnętrznej cnoty (z gr. splanxa – wrażliwość, poruszenie na widok biedy, dobrotliwość, współodczuwanie). Takie właśnie jest wnętrze Trójcy Świętej. Człowiek wierzący jest obdarzony takim łagodnym wnętrzem od chwili chrztu. Trynitarna tkanka delikatności wypełnia osobowość ochrzczonych. Jak ją odkryć i pielęgnować? Ważne, by nie uciekać przed największym wrogiem duszy, jakim jest nadęte, przerośnięte, panoszące się ludzkie ja. W końcu trzeba stanąć ze sobą samym twarzą w twarz, poznać swoją małość i popękać.
Taka i tylko taka odwaga do wewnętrznej konfrontacji skutecznie oczyszcza z zawiści i zazdrości.
Zobacz nasze inne aktualności