I czytanie: Pwt 18, 15–20
Według ducha Księgi Powtórzonego Prawa, która jest pierwszym źródłem modlitwy myślnej tej niedzieli, kapłaństwo starotestamentalne zostało ustanowione przez Boga na Horebie, a jego celem i charyzmatem miała być służba wobec Arki Przymierza. Rozdział osiemnasty to kodeks lewitów. Opowiada o prerogatywach, jakie mają kapłani. W księdze można istotnie postawić znak równości między lewitami a kapłanami. Nie ma tu żadnego znaczącego rozróżnienia, może z wyjątkiem kilku wersetów, gdzie lewici nazywani są pomocnikami kapłana. W gruncie rzeczy jednak ich posługa w świątyni miesza się z rolą kapłańską. Kim byli lewici? Podczas rozdziału Ziemi Obiecanej między plemiona Izraela pokolenie Lewiego nie otrzymało żadnego konkretnego terytorium, żadnego regionu, a jedynie czterdzieści osiem miast z pastwiskami. Z czasem, gdy ród Lewiego znacznie się rozmnożył, zaczął egzystować w biedzie, stąd też pojawia się potem przepis o konieczności ich utrzymania przez lud.
Zasada istnienia bez własnego działu czy prowincji, wielki przyrost potomstwa, kłopoty materialne, utrzymywanie się za pomocą datków, czyli tak naprawdę zawiśnięcie na czyimś silniejszym ramieniu – to wszystko mogło wśród lewitów wywoływać wrażenie upokorzenia, zepchnięcia na margines społeczeństwa. Z początku ich wyjątkowe powołanie musiało stanowić wyróżnienie. Bywa jednak, że czas wychładza i podmywa to, co człowiek kiedyś uznawał za najcenniejsze. Pierwsze podniety przeobrażają się w ciężar kamienia. Wielu lewitów i kapłanów świątynnych mogło wówczas zacząć myśleć: „I po co te szaty, które nakładamy podczas ofiary ołtarza? Nic to nie daje. Lepiej byłoby mieć swój stały dom, miskę przed nosem do jedzenia i pełen trzos do kieszeni”.
Czy po latach życia nie obserwujesz w sobie jakiegoś wewnętrznego schodzenia w dół? Obniżania poziomu? Uwiądu motywacji albo entuzjazmu? Gdzie? Dlaczego? Jak starasz się temu zaradzić?
W takim właśnie stanie ducha Pan składa obietnicę. I zobowiązuje się, że jeśli lud pozostanie Mu wierny, ofiary będą składane, a lewici nie porzucą świątyni, nadejdzie prorok (hebr. nabi – nawołujący, powołujący, głoszący z mocą; w. 15). Jeśli przywileje lewickie i kapłańskie były imponujące mimo braku ziemi, to dopiero ów zapowiadany prorok będzie emanował ogromnym światłem od Boga. Lud posłucha proroka, stanie się mu uległy. Każdy wierzący będzie również umiał odróżniać między proroctwem prawdziwym a fałszywym (w. 20). Słuchanie słowa Bożego jest jedną z najbardziej cenionych cnót, jakimi osoba ludzka może wykazać się przed Panem. Słuchanie bowiem zakłada nie tylko usłyszenie tego, co jest czytane, lecz także wewnętrzną uległość.
Słyszysz Boga czy tylko słuchasz Pisma Świętego? W jakich wymiarach posłuszeństwo Panu, nauce Kościoła i wierze jest dla ciebie wymagające? Starasz się dorastać czy zwyczajnie sobie odpuszczasz to, co trudne?
Kiedy przyjdzie ów wielki prorok? Czas i miejsce Bóg zachowuje w tajemnicy. Nie dlatego, że jest zazdrosny o wiedzę. Powodem jest to, że nie ma takiej daty, to znaczy, że nie jest ona z góry wyznaczona. Przyjście na świat wielkiego proroka zależy od tego, jak bardzo ludzie będą wierzyć i pragnąć. Jeśli nie ma ludzkich serc, które słuchają słowa Pana i nachylają się, by je wiernie wypełniać, prorok nie zostanie posłany. A jeśli nawet lewici i kapłani zwątpią i podupadną na duchu? Dlatego tak istotna jest mocna motywacja w wierze.
II czytanie: 1 Kor 7, 32–35
Medytowany od tygodnia siódmy rozdział Listu do Koryntian to poniekąd dialog chrześcijan korynckich z ich mistrzem i autorytetem – Pawłem z Tarsu. Koryntianie musieli mieć konkretne problemy i pytania wynikające z odmienności stylu życia ewangelicznego, który prowadzili, w stosunku do myślenia i funkcjonowania reszty społeczności greckiej metropolii. Podstawowe zagadnienia wspomnianego siódmego rozdziału są bardzo bogate, praktyczne i złożone. Chodzi więc o seksualność w pożyciu małżeńskim, możliwość rozwodu w domu chrześcijańskim, zmianę stanu cywilnego i pozycji społecznej, a więc awansu, kariery, bogacenia się i wreszcie znak dziewiczej konsekracji, który musiał być zupełnie niezrozumiały dla rozwiązłych, pogańskich mentalnie Koryntian. Paweł z Tarsu musi znaleźć jasne odpowiedzi, inaczej życie chrześcijańskie w skomplikowanym mieście będzie nie do zniesienia.
Dla Apostoła znanego z twardego charakteru i radykalnego nawrócenia oraz rzetelnej pracy nad sobą wyprowadzenie dusz z cywilizacyjnego zamętu nie jest jednak problemem. To zdumiewające, ale Paweł z Tarsu nie lęka się konfrontacji z korynckim stylem i mainstreamem. Jaskrawość barw będzie argumentem na korzyść prawdy. W półcieniach można udawać, kiedy jednak jasno widać, manipulacja, iluzja, tanie chwyty nie mają szansy na przetrwanie. Dla chrześcijan jednoznaczność to ocalenie, a najgorsza byłaby próba imitacji lub dogrania się do świata. Kościół to nie Korynt i trzeba to pokazywać całym stylem chrześcijańskiego życia.
Czy nie lękasz się jakiejś doczesnej potęgi? Nie zaczynasz grać albo lawirować – trochę dając Bogu, ale tak, żeby nie podpaść komuś z władców doczesności?
Dlatego Apostoł pokazuje bardzo konkretne narzędzie do zaznaczenia różnicy między Ewangelią a głupotą tego świata. Będzie nim dziewictwo (gr. partxenos – niewinna kobieta, ta, która nie poznała męża, dziewica; w. 34). Trzeba być Pawłem Apostołem, żeby wpaść na taki pomysł. Ktoś inny, miękki i o słabej wierze, zachęcałby raczej do ustępliwości, do szukania wspólnych miejsc i dialogu – to takie chwytliwe hasła. A Paweł w samym sercu Koryntu – zepsutego, znanego wzdłuż i wszerz historii z dwuznacznej seksualizacji mieszkańców – ma odwagę zapraszać chrześcijan do radykalnej niewinności.
Czy nie łatwiej byłoby szukać dla chrześcijanek bogatych mężów, żeby biedny i nic nieznaczący Kościół zyskał możnych protektorów i wypłynął na salonach greckiej elity? Otóż nie, bo siłą wiary nie są popierający ją ewentualnie, kapryśni magnaci, ale świadectwo i autentyczność każdego z ochrzczonych. Jeśli pośród ludu Boga znajdą się osoby gotowe do poświęcenia swojego życia, do celibatu, do rezygnacji z przyjemności cielesnej, Kościół szybko się rozrośnie, zdobywając dla Chrystusa nowe terytoria.
Ile potrafisz ofiarować? Na jakim poziomie jest teraz twoja hojność wewnętrzna? Wspierasz celibatariuszy, osoby konsekrowane czy przyłączasz się do medialnego, bezmyślnego, tak modnego dziś głosu płytkiej krytyki i plotki?
Dziewice są wolne od trosk doczesnych (w. 32), pragną podobać się tylko Panu, w końcu wolne od męczącej rozterki: duch Boży czy duch tego świata? Ewangelia potrzebuje takiej swobody serca w ludziach, żeby się rozwijać i rozdawać wszystkim nieznany dotąd owoc wolności.
Ewangelia: Mk 1, 21–28
Kafarnaum, miasto położone na zachodnio-północnym brzegu Jeziora Galilejskiego, jest uznawane przez badaczy biblijnych za główny ośrodek działalności Chrystusa. Oczywiście Jezus z Nazaretu podróżował wieloma drogami Palestyny, Judei, Zajordania czy Galilei, ale gdzieś tam właśnie, w Kafarnaum można znaleźć ważny punkt ciężkości i odniesienia dla całej misji pierwszego zwiastowania ludziom Dobrej Nowiny. W Kafarnaum przecież Pan spotka również Szymona. Nazwie go potem Skałą – Piotrem, stawiając u steru wspólnoty Kościoła, który poniesie zbawienie wszystkim narodom świata.
W pierwszym rozdziale swojej Ewangelii Marek opowiada o pewnym szabacie, który Chrystus spędza właśnie w tym strategicznym mieście prowadzonej przez siebie zbawczej misji. Pan wchodzi do synagogi w Kafarnaum (w. 21). W tym miejscu rozegra się cała scena medytowanego dramatu. W oratorium znajduje się bowiem opętany człowiek, który zostanie przez Jezusa wyzwolony od wpływu demona (w. 25). Wydarzenie to sprawi, że mieszkańcy Kafarnaum będą podziwiać Mistrza z Nazaretu, skłaniając się do wiary w to, że jest On kimś nadzwyczajnym i potężnym. Nie to jest jednak najważniejsze w scenie Ewangelii, którą można modlić się tej niedzieli. To tylko tło. A co jest jej istotą?
Wyrzucany z ciała biednego człowieka szatan lęka się Chrystusa, ale jednocześnie uznaje Go za Boga, który zarządza jego demoniczną władzą i siłą. W scenie starcia Pana z demonem opisana jest znacząca gra słów. Najpierw szatan krzyczy, nazywając Chrystusa Nazarejczykiem, ale potem uznaje Go nawet za Świętego od Boga (w. 24). Można więc użyć tu terminu z hebr. néser – odrośl, gałąź, czyli nazwa sugerująca związek Jezusa z miastem Nazaret. Ale można również, komentując tytuł Świętego od Boga, dojść aż do terminu nazir – poświęcony, oddany na wyłączność, zastrzeżony tylko dla Najwyższego. Takimi byli lewici w pierwszym czytaniu, a także chrześcijanki z Koryntu – czyste i oddane tylko Bogu.
Czy Pan może się tobą swobodnie posługiwać? Czy może jesteś czymś spętany? Co wciąż nie pozwala ci na wolność?
Najbardziej oddany jest Jezus z Nazaretu. Nikt tak jak Syn Boży nie należy do Ojca. Życie chrześcijańskie będzie właśnie podobnie swobodną próbą naśladowania Chrystusa – by więcej upodobnić się do Stwórcy, a mniej do stworzonego świata, który od swojego Boga odłączył się dawno temu i odpadł.
Zobacz nasze inne aktualności