I czytanie: Iz 7, 10–14
Tylko Izajasz, który formował wiernych na pustyniach cichego adwentu, może wprowadzić Kościół w ostatnie minuty oczekiwania na Boże Narodzenie. Tym razem prorok opisuje konkretną scenę rozmowy z królem Achazem. Władca ten to postać historycznie znana. Objął tron monarchów żydowskich jako następca Jotama, po którego rządach zastał w swoim państwie skrajnie trudną sytuację polityczną.
Izrael znalazł się pod wpływem dyktatora asyryjskiego Tiglat Pilesara III, który dążąc do podporządkowania sobie Babilonii i Medii, deptał bez skrupułów pomniejsze plemiona w regionie. Od 734 roku przed Chrystusem, Żydzi – podobnie jak inne, słabsze państwa – musieli płacić daniny Asyrii. Achaz ulega temu, nagina się, pozostaje bez najmniejszego oporu biernym wasalem asyryjskiego imperium. Król jednak nie tylko jest leniwy i tchórzliwy (w. 12). Wobec Asyrii udaje także uległego, lecz okrutnie uciska swoich żydowskich poddanych. Wobec ludu Boga jest twardy i bezwzględny. Izajasz wypomina to Achazowi, mówiąc, że i ludzi, i samego Boga traktuje źle. Prorok zna wnętrze władcy i zauważa, że król samego Jahwe uważa za bezsilnego, dlatego robi, co mu się tylko podoba (w. 13).
Ale Izajasz zaznacza z mocą, że Bóg nie jest pasywny ani bezsilny. Bóg daje znak (hebr. ‘ót – dowód, podpis, symbol stanowczości i świadomości, świadectwo, że ktoś ma to w swoim ręku) i wie, co chce zrobić (w. 14). Potężne działanie Boga objawi się w życiu Achaza niespodziewanie za pośrednictwem jego żony (hebr. ha’alma – kobieta, młoda niewiasta, która w tradycji interpretacyjnej katolicyzmu zostaje porównana do Maryi, przez którą Bóg zesłał na ziemię najważniejszy znak zbawienia, czyli Jezusa Chrystusa). W szerokim, duchowym sensie to oczywiste. W ścisłym znaczeniu tekstu i w kontekście historii Maryja byłaby jednak nie tylko nazwana jedną z kobiet, ale nawet tekst określiłby Ją jako Dziewicę (hebr. Betulá).
Fragment opowiadania z księgi Izajasza poddawanego na modlitwę w ostatnią niedzielę adwentową kończy się z jednej strony wzmianką o kobiecie, która Achazowi przedłużyłaby dynastię, rodząc mu syna. Z drugiej strony można w tej kobiecie, poza czasem historycznym, w wymiarze wiary widzieć już Maryję, która będzie nosić znak Syna Bożego w swoim własnym łonie. Nie trzeba więc się wahać, warto podjąć służbę Bogu – ufną i uległą. Cokolwiek dzieje się wewnątrz historii, Bóg pozostawia człowiekowi dużą autonomię, lecz sam również działa i nie jest wcale obojętny.
II czytanie: Rz 1, 1–7
Styl starożytnych listów zawsze zakładał krótkie pozdrowienie lub przedstawienie się w wypadku pierwszego kontaktu nieznajomych. Paweł z Tarsu to człowiek bardzo wykształcony. Doskonale zna ówczesny styl pisania. Nienagannie posługuje się grzecznościowymi formami literackimi, z tą jednak różnicą, że jego wstęp do listu, tzw. z łac. exordium, nazywanym częstokroć również praescriptio – poprzedzeniem, pouczeniem – jest w tym wypadku bardzo długi.
Powodem rozbudowanego wprowadzenia jest to, że Paweł nie był nigdy wcześniej w Rzymie i nie zna członków lokalnej wspólnoty chrześcijan. Pragnie być najpierw dobrze rozpoznany. W długi wstęp do listu wplata więc od razu znane w pierwotnym Kościele credo – wyznanie wiary, stosowane podczas chrzcielnych liturgii (w. 3–4). Apostoł zatem z rozmysłem prezentuje siebie nieznającej go jeszcze wspólnocie nie jako arystokratę, którym naprawdę był z pochodzenia, lecz jako sługę Jezusa Chrystusa (gr. doulos – własność, niewolnik, rzecz nabyta, przedmiot, który nie przynależy do siebie). To niezwykła autoprezentacja. Paweł nie udaje kogoś wielkiego, nie gra tak, jak usiłował to robić Achaz w pierwszym z medytowanych dziś tekstów. Apostoł wie, że jest rzeczywistym biedakiem. On sam oznacza niewolniczą nicość i ubóstwo, wszystkim jest Chrystus.
Co prawda Paweł uznaje się za apostoła (w. 1), lecz jest świadom, że nie wziął tej godności sam sobie. Otrzymał ją, został wybrany do niej przez swojego Pana (gr. périś – konsekrowany, oddzielony, a więc również faryzeusz, czysty, niczym innym nie zajęty, tylko Chrystusem). Jednak przyjęcie pozycji niewolnika wobec Ewangelii nie jest stratą dla Pawła. Przeciwnie, w uniżeniu spotyka Jezusa i upodabnia się do Niego. Chrystus bowiem zdecydował się na to samo i został ustanowiony Synem Bożym (w. 4). Ustanowienie Jezusa dokonuje się przez Jego oddzielenie, wyznaczenie granicy Bogu poprzez wcielenie (gr. horisthentos – wzięcie na siebie ograniczeń, przyjęcie limitu, zgoda na granicę).
Bóg z miłości do człowieka zdecydował się wejść w ludzki horyzont i przestał być kimś odległym, tajemniczym, niedostępnym.
Ewangelia: Mt 1, 18–24
Wydaje się, że zapisanie dwóch wątków w jednym fragmencie ewangelii – czyli najpierw epizodu o wizycie anioła we śnie Józefa, a następnie o samej zapowiedzi narodzin Jezusa – dowodzi, że ta część opowiadania Mateuszowego jest kompilacją kilku źródeł biblijnej wiedzy i kilku jej części. Bohaterem tej sceny jest jeszcze jedna z głównych adwentowych postaci – sam święty Józef.
Jego misja będzie podobna do zadania Achaza z pierwszego czytania – ma rozeznać dobrze znak od Boga, ale postawa zupełnie różna. Istotą zadania Józefa jest nadanie synowi Maryi godności Dawidowej (w. 20), z tej bowiem dynastii miał pochodzić Mesjasz. Jezus będzie potomkiem Dawida, gdyż zostanie zaakceptowany przez Józefa. Cieśla nada imię Mesjaszowi z hebr. Ieshuah – Bóg jest zbawieniem, Jezus (w. 21).
Ten znak zbawienia, podobnie jak w pierwszej z lektur, przyjdzie przez Dziewicę z Nazaretu. Maryja więc nie współżyła seksualnie z Józefem, mimo że w Judei obietnica małżeństwa oznaczała już prawo do kohabitacji, czyli wspólnego zamieszkania. Józef, po chwili wewnętrznej walki, zrzeknie się tych praw i obyczajów, aby stać się poddanym Bogu bez reszty (w. 24). Ofiara opiekuna Jezusa jest ogromna. Nigdy nie zrealizuje siebie, będzie cieniem, stróżem, jedynie odpowiedzialnym. Józef aż tak dalece jest zdolny pominąć siebie dla chwały Boga. Staje się przez to prawy w oczach Pana (gr. dikaios – sprawiedliwy, pełen czci, nieskalany). Achaz jest nieczysty, bo skupia się na własnym zysku. Paweł i Józef to prawdziwi, bezinteresowni przyjaciele Bożej sprawy.
Bóg z miłością odwdzięcza się zawsze duszom bezinteresownym.
Zobacz nasze inne aktualności