Z wielkim smutkiem informujemy o śmierci p. Wiktora Grychnika, animatora misyjnego, który przez wiele lat wspierał misje i współpracował z Papieskimi Dziełami Misyjnymi. Odszedł do Pana 11 kwietnia br., w wieku 76 lat. Jego pogrzeb odbył się 14 kwietnia w parafii św. Wawrzyńca w Zabrzu. Został pochowany na parafialnym cmentarzu. Mszę św. o radość życia wiecznego dla p. Wiktora 17 kwietnia odprawił dyrektor krajowy PDM ks. dr Maciej Będziński. Msza św. była sprawowana w kaplicy pw. bł. Pauliny Jaricot w siedzibie PDM w Warszawie.
Służył misjom do końca
Pan Wiktor Grychnik z Papieskimi Dziełami Misyjnymi był związany ok. 30 lat. Uczestniczył w Szkole Animatorów Misyjnych, kongresach misyjnych i aktywnie organizował pomoc materialną i duchową dla misji w swoim rodzinnym Zabrzu. Za tę działalność 21 października 2021 r. Komisja Episkopatu Polski ds. Misji odznaczyła p. Wiktora medalem „Benemerenti in Opere Evangelizationis”. Kapituła medalu, pod przewodnictwem bp. Jana Piotrowskiego, doceniła jego wieloletnie ofiarne i systematyczne zaangażowanie w animację i formację misyjną we wspólnotach parafialnych w Zabrzu oraz wśród dzieci i młodzieży w szkołach. Wówczas 73-letni Wiktor Grychnik wyróżniony został w kategorii „pomoc modlitewna i duchowa”.
W 2019 r. napisał dla PDM swój życiorys. Jest to piękne świadectwo wiary i służby dla Kościoła.
Rodzinne Zabrze i liczna rodzina
Urodziłem się w Zabrzu w 1948 r. jako trzecie dziecko. Pięć dni później zostałem ochrzczony w par. św. Andrzeja w Zabrzu w diec. opolskiej. Parę miesięcy później pewna zamożna rodzina chciała mnie zaadoptować w zamian za motocykl. Oczywiście rodzice się nie zgodzili i tak zostałem w rodzinie z tatą Jerzym i z mamą Gertrudą.
Do przedszkola zaprowadzała mnie moja starsza siostra Stefania, zaś brat Jurek był moim przewodnikiem w późniejszych latach. W 1950 r. urodziła się jeszcze siostra Marysia, w 1954 r. – brat Rafał, a w 1956 r. – brat Zygfryd, którego Pan Bóg zabrał do siebie po trzech latach. Szkołę podstawową skończyłem w 1962 r. i wtedy urodziła się moja najmłodsza siostra Leokadia. Gdy miałem siedem lat, mama zapisała mnie do ministrantów w naszej parafii i nauczyła mnie po łacinie modlitwy u stopni ołtarza. Jeszcze do dzisiaj pamiętam „Introibo ad altare Dei – ad Dei qui laetificat iuventutem meam” itd.
Szkoła, praca i nawrócenie
Po siedmiu latach podstawówki poszedłem do technikum mechanicznego w Gliwicach, którego niestety nie ukończyłem. Po roku poszedłem do Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Gliwicach, a potem do technikum wieczorowego. Uczyłem się i pracowałem w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego jako tokarz, ślusarz, kowal i w kontroli technicznej. Ponieważ byłem tam szykanowany z powodu wyjazdu mojego rodzeństwa do Niemiec, przeniosłem się do pracy w kopalni Zabrze. Tam pracowałem dwa lata i przeniosłem się do Żeglugi na Odrze. Jako marynarz, potem bosman woziłem węgiel do Szczecina, a z powrotem rudę żelaza, zboże, fosforyty, apatyty, nawozy sztuczne itd.
W Szczecinie u jezuitów uczęszczałem na spotkania Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego, gdzie się nawróciłem i zacząłem codziennie czytać Nowy Testament.
Poszukiwanie nowych dróg
W rozmowach z kolegami z barki próbowałem im wyjaśniać, dlaczego nie siadam z nimi do wódki, nie przyjmuję dziewcząt do kabiny, nie chcę brać udziału w kradzieży ładunku itp. Nie potrafiłem znaleźć właściwych słów, więc postanowiłem iść na studia teologiczne, co też zrobiłem w roku wyboru Karola Wojtyły na papieża. Zostawiłem barkę na brzegu śluzy we Wrocławiu i skierowałem swe kroki do wrocławskiego seminarium. Tam się dowiedziałem, że jest rejonizacja i powinienem się zgłosić do seminarium w Nysie, gdzie było seminarium diecezji opolskiej. Tak też zrobiłem, motywując swój krok chęcią obdarzania ludzi Bogiem. Zauważyłem bowiem, że człowiek szukając doznań w swoich zmysłach, chce doświadczyć szczęścia, które można znaleźć tylko w Bogu (św. Augustyn „Niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Bogu”). Przeczytałem „Wyznania” św. Augustyna i obrałem go sobie za patrona życia. Niestety, na czwartym roku poważnie zachorowałem i wziąłem urlop dziekański. Po dwóch latach bez poprawy zdrowia wróciłem do domu na dalsze leczenie i podjąłem pracę w kopalni Zabrze Bielszowice jako ślusarz dołowy.
Małżeństwo, rodzina i misje
W 1986 r. poznałem przyszłą żonę. Ożeniłem się i urodziła nam się dwójka dzieci: Kamil i Patrycja. Ciągle jednak nie dawała mi spokoju myśl o mówieniu ludziom o Bogu. W 2003 r., namówiony przez animatorkę misyjną z par. św. Andrzeja p. Danutę Malicką, pojechałem na kurs animatora misyjnego, organizowany przez Papieskie Dzieła Misyjne w Warszawie. Po dwóch latach pojechałem na drugi stopień. Z moim misyjnym zapałem zgłosiłem się do proboszcza w par. św. Teresy w Zabrzu, gdzie mieszkam do dziś, z prośbą o zgodę na animację misyjną w parafii. Dostałem ją i założyłem w parafii koło misyjne dzieci. Wystawialiśmy inscenizacje misyjne, chodziliśmy z misyjną kolędą, byliśmy dwa razy na kongresie misyjnym w Częstochowie, próbowałem umisyjniać ministrantów i Marianki.
Misyjna tułaczka i animacja
Nie mieliśmy jednak stałej salki. W końcu poszedłem do sąsiedniej par. św. Wawrzyńca. Tam dostałem salkę, którą wyremontowałem i wyposażyłem w odpowiedni misyjny wystrój. Rozpocząłem od nowa, czyli od dzieci. Tam także wystawialiśmy misyjne inscenizacje w Tygodniu Misyjnym, w święto Objawienia Pańskiego, na rozpoczęcie roku szkolnego, prowadziliśmy drogę krzyżową, różaniec.
W okresie bożonarodzeniowym byliśmy z kolędą misyjną w kilku zabrzańskich i nie tylko zabrzańskich parafiach. W gliwickiej katedrze zorganizowałem spotkanie kolędników misyjnych z diecezji.
W Gliwicach miałem wykład misyjny na spotkaniu Koła Inteligencji Katolickiej. Chodziłem też na spotkania formacyjne katechetów, a także z animacją do par. św. Józefa, przedstawiając katechetom konieczność umisyjniania katechez. Jeździłem z katechezą misyjną do szkół podstawowych i średnich.
Do szkoły podst. nr 26 zaprosiłem misjonarza ks. Bogdana Michalskiego, ówczesnego sekretarza krajowego PDRW i PDPA, oraz misjonarkę s. Franciszkę Mikołowską, boromeuszkę, która pracowała w Zambii.
Z dzieciakami byliśmy też z kolędą misyjną w Radiu Puls w Gliwicach, w Radiu Piekary i w Radiu Silesia w Zabrzu. Tam w audycji misyjnej uczestniczyła również p. Danuta Malicka, ks. Adam Kubasik i siostra karmelitanka – misjonarka.
Przy par. św. Teresy założyłem dwie róże różańcowe dorosłych i jedną młodzieżową, a w par. św. Wawrzyńca – różę różańcową męską. Stworzyłem także grupę ok. 20 osób, która bierze udział w adopcji szóstki dzieci w Zambii. Katolickie przedszkole Tęcza przy parafii też opiekuje się jednym dzieciakiem z Zambii.
Jako parafia wspieramy akcję Papieskich Dzieł Misyjnych Adoptuj Misyjnych Seminarzystów. Robimy też zbiórki na rowery dla katechistów, na dom opieki dla dzieci w Etiopii, zbieramy grosiki dla Afryki. W ciągu roku zbiera się w ten sposób ok. 500 zł.
Misje w garażu
Na wsparcie innych misyjnych dzieł fundusze pochodziły ze zbiórek złomu i makulatury, które gromadziłem w moim garażu. Gdy byłem młodszy, to swoim samochodem wywoziłem prawie tonę złomu co miesiąc. W ciągu dziesięciu lat zebrałem 12 ton złomu, kilkaset kilogramów metali kolorowych i 70 ton makulatury. Teraz już, z powodu złego stanu zdrowia, zawiesiłem te zbiórki. W moim garażu powiesiłem ekran i dzieciakom z ulicy wyświetlam filmiki misyjne.
Wszystko ad maiorem Dei gloriam
W Niedziele Misyjne rozdawałem wchodzącym do kościoła obrazki z modlitwą za misje, folderki PDRW, orędzia papieskie na Tydzień Misyjny, rozprowadzałem kalendarze misyjne, robiliśmy z żoną palemki wielkanocne.
Otrzymawszy zgodę od proboszcza, 15 minut przed niedzielną Mszą św. przybliżam obecnym w kościele sprawy misyjne, czasem wyświetlając przy tym krótkie filmiki misyjne.
Na spotkaniach róż różańcowych przedstawiam członkom intencję misyjną miesiąca, korzystając z czasopisma „Misje Dzisiaj”. Na festynach parafialnych (i nie tylko) wystawiam namiot z prasą misyjną i gadżetami misyjnymi.
Póki mi wystarczy sił, będę pracował dla misji.
Opr. ep/pdm
Zobacz nasze inne aktualności