I czytanie: Dz 3, 13–15. 17–19
Pierwsza mowa Piotra Apostoła, której fragmenty służyły do modlitwy wewnętrznej w poprzednią niedzielę, spowodowała wiele nawróceń. Kościół się wzmocnił. Młodzi chrześcijanie wierzą już bardziej, że Pan pośród nich nadal jest, żyje i działa. Dlatego w trzecią niedzielę wielkanocną przedstawione są partie kolejnej katechezy Piotra. Patriarcha pierwotnego Kościoła przemawia, ponieważ Apostołowie oraz uczniowie są świadkami pierwszego cudu. To kolejne umocnienie wiary. Chromy nie otrzymał ani złota, ani srebra, ale doświadczył, jak bliski jest mu Chrystus i jak Bóg przez Jezusa kocha ludzi. W Dziejach Apostolskich cuda nie będą miały zbyt wielkiego znaczenia. Wspólnota pierwotna mogła sądzić, że dokonywanie nadzwyczajnych znaków to bardziej atrybut samego Chrystusa – bo On uzdrawiał i wskrzeszał – niż Kościoła. Do chrześcijan należy natomiast świadectwo i życie wiarą, nie tyle cudowna sprawczość. Natychmiast więc po niezwykłym uzdrowieniu Piotr zabiera głos i formuje dusze, aby nikt nie potknął się o błąd egzaltacji.
Czy praktykujesz zdrową wiarę, czy może jakąś formę egzaltacji? Bardziej akcentujesz solidność życia chrześcijańskiego czy poszukiwanie cudów?
Chromy, który doznał uzdrowienia, przyłączył się dobrowolnie do wspólnoty apostolskiej. Chodzi teraz z uczniami, a może chroni się u nich, napastowany przez Żydów. Tym samym jest podobny do samego Chrystusa, którego dopiero co spotkał podczas cudu. Musi następnie poznać Go przez wiarę. To do uzdrowionego chromego tak naprawdę Piotr kieruje kolejną katechezę, choć pozornie zwraca się do wściekłych faryzeuszy (w. 13). Cała scena starcia, jej kontekst i tło były z pewnością nasycone emocjami, gwałtownymi reakcjami. Apostołowie własnym ramieniem otaczają chromego, który niczemu nie jest winien. Semici unoszą się gniewem, zapewne krzyczą na głos, jak to było w ich zwyczaju. W takim tłoku i hałasie Piotr zaczyna głosić słowo Boże. Co zdumiewa, to fakt, że będzie ono bardzo skuteczne.
Katecheza pierwszego papieża ma trzy części. Pierwsza przedstawia prawdę o Chrystusie. Jezusa z Nazaretu łatwo uznać za winnego i skazańca. Ludzie prości, nieświadomi najczęściej zakładają, że władza ma rację i zawsze wydaje słuszne wyroki, a do tego należy jej słuchać. Chromy mógł tak myśleć. Czuł się skrępowany, że uzdrowiono go w imię kogoś społecznie napiętnowanego. Piotr rozwiewa jego wątpliwości. Chrystus to nie banita. Można z Nim żyć, wiara jest jednym z praw zdrowego człowieczeństwa. Jezus Chrystus jest Bogiem i Człowiekiem, potomkiem Abrahama, Izaaka i Jakuba (w. 13b). To ktoś godny zaufania.
Czy nie czujesz kompleksu człowieka wierzącego w ateistycznym społeczeństwie? Wierzysz z podniesioną głową czy w ukryciu? Rozumiesz, że wiara jest jednym z naturalnych praw człowieka i każda społeczność musi ją uszanować?
Druga część katechezy ma charakter rachunku sumienia i jest bolesna dla Żydów. Piotr twierdzi, że to ich przodkowie oraz oni sami – wciąż żyją przecież świadkowie sądu nad Jezusem, a miejscem akcji jest krużganek Salomona w świątyni jerozolimskiej, w której Pan nieraz przechadzał się i nauczał – skazali Chrystusa na śmierć, potraktowali Go okrutnie i brutalnie (w. 14–15). Żydzi chcieli się pozbyć Jezusa, więc wydali Go najpierw w ręce Piłata, a potem zabili. Porwali się jednak do starcia z samym Dawcą życia i to oni ponieśli porażkę. Człowiek nie jest zdolny w żaden sposób zagrażać Bogu. Kto walczy z Chrystusem, zagraża w gruncie rzeczy sam sobie.
Wreszcie trzecim elementem katechezy Piotrowej jest wniosek, cel, dla którego zostaje ona ogłoszona – Hebrajczycy mogą się nawrócić. Nie uderzali bowiem w Jezusa z rozmysłem, lecz wskutek niewiedzy (gr. agnoia – pogański status duszy, ignorancja duchowa, ciemność wnętrza; w. 17). Faryzeusze i uczeni w Piśmie, choć sami uznają się za wykształconych i wiedzących, cierpią na brak światła poznania. Przywołuje to litość Boga. Bardzo poruszające jest to, że Piotr zwraca się do twardych wrogów Chrystusa terminem „bracia” – oni są w istocie biedni, zagubieni, choć udają twardych, przekonanych do własnego stanowiska ludzi. Bieda przyzywa litość. Miłosierdzie Boże rozlewa się więc nad nimi, dając im szansę przemyślenia i nawrócenia się ku prawdzie Ewangelii.
Jaki jest twój kontakt z ludźmi o słabej wierze lub żadnej? Masz dla nich cierpliwość, modlisz się za nich? Co robisz, żeby kiedyś uwierzyli Chrystusowi?
Na to wszystko patrzy zatem powołany do nowego życia i wiary, dawniej chromy człowiek – a teraz już uczestnik apostolskiej wspólnoty. I zaczyna radykalnie ufać Panu, widzieć wartość chrześcijańskiej wierności. Doświadcza w końcu pokoju, a także przebaczenia. To przecież, co widzi i co dzieje się wokół niego, nie jest rewolucją jednych przeciwko drugim, ale głoszeniem Ewangelii pokoju. Tumult uspokaja się, kurz emocji opada, łagodnie wchodzi się w misję Kościoła.
II czytanie: 1 J 2, 1–5
Nie ma sporu, jeśli chodzi o autorstwo czwartej Ewangelii – z pewnością spisał ją sam Jan Apostoł, któremu przez wieki przypisywano w Kościele również redakcję trzech listów oraz Apokalipsy, czyli ostatniej z ksiąg całego Pisma Świętego. Dziś mówi się, że trzy krótkie epistoły wyszły raczej spod ręki nieznanego z imienia ucznia Jana Apostoła, czyli powstały w tak zwanej szkole Janowej. Nie ma to większego znaczenia ani dla natchnienia, ani dla kierunku formacji zawartej w treści listów. Są one tak szczególne, jak umiłowany Apostoł Jezusa i jego następcy. Listy będą więc mistyczne, krótkie, niemające konkretnego adresata, rozesłane do całego Kościoła.
Wersetów podawanych tej niedzieli na medytację nie można czytać w kluczu powierzchownej, nie daj Boże rygorystycznej kazuistyki. Jan zwięźle naucza, że poznanie Chrystusa równa się zachowaniu przykazań (w. 3). Nie może mieć ono jednak charakteru faryzejskiego. Już w pierwotnym Kościele udało się odejść od rozumienia życia i wyborów etycznych jako zachowań wyuczonych, wymuszonych, czysto zewnętrznych. Faryzeusze w Starym Testamencie nie troszczyli się o formację serca i sumienia. Ważne było uszanowanie zasad i zachowanie świętych reguł. To, czy ktoś je rozumiał i był do nich świadomie przekonany, w ogóle nie było komentowane.
Jaką moralnością żyjesz – wewnętrzną, świadomą, wybraną w wolności czy lękową albo wymuszoną, legalną?
Nie tak wprowadza Kościół swoich adeptów w ważną dziedzinę życia moralnego. Co dla chrześcijan znaczy słowo „przykazanie”? Z pewnością nie jest zimną regułą, którą magicznie należy dopełnić, jakby się wypełniało podanie o zbawienie. Właśnie tutaj leży całe centrum chrześcijańskiej mądrości. Przykazania po chrzcie świętym nie są już zapisane na kamieniu, ale przynależą naturalnie do wewnętrznego porządku sumienia. Jeśli ktoś upadnie zewnętrznie, Pan obroni grzesznika. Chrystus przedstawiany jest przez Jana Apostoła jako adwokat słabych ludzi (gr. parakletos – obrońca z urzędu, przywoływany na pomoc, wspomożyciel; w. 1). Chrystus odstępuje dopiero od hipokryty, który zakłamuje przykazanie – świadomie wypacza w sobie wewnętrzny porządek albo w imię ideologii, fałszywej inteligencji lub postępu przemalowuje przykazanie na coś zupełnie przeciwnego.
Czy myślisz prosto o prawie sumienia, a może zostałeś przekarmiony relatywizmem i nie żyjesz w prawdzie? Uznajesz, że prawo sumienia nie ulega przedawnieniu w żadnym kontekście historii czy udajesz kogoś nowoczesnego?
Sumienie człowieka wierzącego dobrze czuje się tylko wówczas, gdy wewnętrznie żyje przykazaniem, stara się do niego dorastać, akceptuje słodkie jarzmo moralności z wolnością. Dlatego Jan utożsamia przykazanie ze Słowem (w. 5). Jest powszechnie zrozumiałe, jak wymowne miejsce zajmuje w teologii Janowej pojęcie „Słowa” (gr. logos – tkanka rzeczywistości, pramateria, praprzyczyna wszystkiego i wszystkich). Jan w Słowie rozpoznaje Chrystusa, drugą Osobę Trójcy Świętej. To Słowo, tożsame z przykazaniem, od wnętrza motywuje człowieka wiary do dobra i miłości.
Ewangelia: Łk 24, 35–48
Zakończenie Ewangelii Łukasza jest tak samo bogate, jak cała treść trzeciej księgi o Jezusie Chrystusie. To opowieść o Bogu dobrym, życzliwym dla człowieka, której centrum stanowi piętnasty rozdział i parabola o miłosiernym ojcu. Podsumowanie trzeciej Ewangelii to tak znaczące tematy, jak pokój, wierność Boga wobec podjętych w przymierzu obietnic, przebaczenie grzechów oraz znaczenie świątyni. Podobnie istotnych zagadnień nie może zignorować nikt, kto szuka zrozumienia wiary na poważnie.
Wydaje się, że głównym motywem rozważanej dzisiaj sceny jest chwila pierwotnej Pięćdziesiątnicy – tak śmiało można nazwać niezwykłe wydarzenie z zakończenia Ewangelii Łukasza – podczas której Chrystus oświeca umysły uczniów, aby rozumieli Prawo, Proroków i Psalmy (w. 44). Są to filary słowa Bożego. Uczniowie będą ich teraz bardziej świadomi, a życie duchem biblijnym nie będzie ich tak wiele kosztować. Co sprawia, że Apostołowie – dawniej asekuracyjni, ostrożni, lękliwi – teraz zamieniają się ochoczo w męczenników dla Ewangelii? Otrzymali moc Ducha Świętego, która nie tylko podtrzymuje człowieka w wierze, lecz także rozpycha go od strony duszy nową energią i młodą determinacją. Od tej chwili Apostołowie zamienią się w świadków (gr. martyres – pewni, naoczni świadkowie, mocni, niezawodni, tacy, których nic nie przekona do odrzucenia prawdy; w. 48). Podobny wątek został przedstawiony dzisiaj już w pierwszym czytaniu. Po cudownym uzdrowieniu chromy został przygotowany, by dawać świadectwo Chrystusowi.
Świadczysz z mocą o Jezusie czy żyjesz jak tchórz? Mówisz czy zamykasz usta wobec faktów? Dokonujesz wyborów czy tylko przemykasz przez życie?
Cud moralny, czyli przemiana człowieka ze słabego w mocnego, z obojętnego w gorliwego, z ignoranta w świadka Ewangelii, to paradoksalnie nie wysiłek, przez który nie da się spać po nocach, ale pokój, którego dusza szukała całe życie. Bez ładu moralnego nie da się żyć. Dlatego Łukasz podkreśla, że gdy Chrystus po zmartwychwstaniu znajduje swoich uczniów, chce to pierwsze spotkanie wypełnić darem pokoju (w. 36). Dopóki człowiek nie ułoży w sobie sumienia, będzie się szarpał i budził z krzykiem długo przed świtaniem. Opinie są często odmienne. Ludzie mówią, że trzeba walczyć o życie, wydrzeć je, pokonać przeciwności, chronić psychikę za wszelką cenę albo dbać o strefę relaksu. Tak, zgoda, ale to wszystko może człowiek dopiero wtedy, gdy jest w sobie złożony, spójny i uporządkowany.
Zobacz nasze inne aktualności