Jadąc rowerem przez Awassę, mijam na ulicach wielu znajomych – sporo uśmiechów, pozdrowień, krótkich rozmów… Aż dojeżdżam do bramy, przed którą codziennie czekają tłumy biednych, chorych, głodnych, często bezdomnych ludzi. Jest to ośrodek misjonarek miłości, w którym pracuję od ponad 3 lat.
Jadąc rowerem przez Awassę, mijam na ulicach wielu znajomych – sporo uśmiechów, pozdrowień, krótkich rozmów… Aż dojeżdżam do bramy, przed którą codziennie czekają tłumy biednych, chorych, głodnych, często bezdomnych ludzi. Jest to ośrodek misjonarek miłości, w którym pracuję od ponad 3 lat.
Uśmiech wśród cierpienia
W ośrodku mamy ok. 350 chorych – z gruźlicą, chorobą głodową, AIDS, nowotworami, po różnych wypadkach czy pobiciach. Bardzo dużo cierpienia. Ale nie to rzuca się w oczy po przekroczeniu bramy ośrodka. Tym, co pierwsze się tam spotyka, jest radość. Najpierw przybiega mnóstwo dzieci, zawsze cieszących się na widok gości. Chcą się bawić, przytulać, trzymać za rękę – po prostu doświadczyć miłości, której nie zaznały, żyjąc w patologicznej rodzinie, czy mieszkając na ulicy.
Idąc dalej, spotykamy kolejnych pacjentów. Po niektórych z nich widać chorobę czy niepełnosprawność. Ale znów to nie to, co przykuwa wzrok. Bo mimo fizycznego cierpienia u większości z tych ludzi widać radość, nadzieję, poczucie bycia kochanym, akceptowanym i ważnym. Bo tym, co dostają w ośrodku – poza medyczną opieką – jest miłość. Matka Teresa mawiała, że większość z nas nie może robić wielkich rzeczy, a jedynie małe rzeczy z wielką miłością. I ta miłość potrafi działać cuda!
Cuda, których jestem świadkiem codziennie
Wiele razy widziałam tutaj różne cuda, zarówno takie, gdy ktoś zdrowiał i wracał do pełnej sprawności, mimo że medycznie wydawało się to mało możliwe, jak i takie, gdy ktoś pogrożony przez wiele lat w nałogu, często alkoholowym, zmieniał swoje życie, przestawał pić, zaczynał pracować, czasem też udawało mu się naprawić relacje z rodziną.
Jednym z takich bardzo mocnych dla mnie doświadczeń była walka o życie Addisu – nastoletniego chłopaka z rakiem kości. Trafił do nas w bardzo ciężkim stanie, zarówno fizycznym, jako że choroba rozwijała się od ponad roku, jak i psychicznym. W tych ciężkich chwilach został odrzucony przez rodzinę. Wcześniej na taki sam nowotwór zmarły jego mama i siostra, tak wiec Addisu wiedział, co go czeka. Jego ojciec, nie mogąc patrzeć na umieranie syna, odciął się od niego i popadł w alkoholizm. Bardzo dużo rozmawialiśmy z Addisu, sporo ludzi modliło się też o jego uzdrowienie. I po pewnym czasie zaczęły się zmiany – Addisu stał się radośniejszy, zaczął czytać Pismo Święte i więcej się modlić. Potem pojawiła się możliwość operacji. Gdy rodzina się o tym dowiedziała, ojciec chłopca przyjechał, by być z nim razem w szpitalu. Ich relacje zaczęły się naprawiać. Po operacji wydawało się, że też z rakiem udało się wygrać. Jednak po kilku tygodniach pojawiły się przerzuty. Chłopiec wrócił do rodzinnej wioski i tam zmarł otoczony bliskimi. Addisu nie pokonał choroby, ale wydarzyło się coś ważniejszego – pogodził się z Bogiem i rodziną, umierał przekonany, że jest kochany.
Początki
A na koniec trochę o początku. Natchnieniem do mojego wyjazdu na misje, ale także i teraz w pracy z pacjentami jest doktor Wanda Błeńska. Dowiedziałam się o niej w liceum, gdy rozeznawałam, co chcę robić w życiu. I natchnęła mnie, by pomagać chorym na misjach. Dostałam się na fizjoterapię. W czasie studiów angażowałam się w Akademickie Koło Misjologiczne w Poznaniu, które dało mi podstawy misyjnej formacji, a także możliwość pierwszych doświadczeń misyjnych w Izraelu i na Cabo Verde. Potem Pan Bóg postawił na mojej drodze kombonianów, u których zaczęłam formację i na początku 2015 roku wyjechałam do Etiopii jako świecka misjonarka kombonianka.
Misje to spełnienie moich największych marzeń – zwyczajne bycie z ludźmi i dzielenie się Bożą miłością. Ale i tak znacznie więcej otrzymuję tutaj niż sama jestem w stanie dać. Otrzymuję ich uśmiech i zaufanie. Modlitwy, którymi mnie otaczają, to przepiękne dary. Także Pan Bóg bardzo się tu o mnie troszczy i obdarza wszelkimi darami. Wystarczy Mu zaufać, podążyć za powołaniem i doświadczyć pełni życia z Nim – najpiękniejszej przygody.
Magda Plekan
Zobacz nasze inne aktualności