I czytanie: 1 Krl 17, 10–16
Hebrajska tradycja biblijna wyróżnia zwoje, które określa mianem wcześniejszych oraz późniejszych. Tekst Ksiąg Królewskich należy do partii pism historycznych i kwalifikuje się tym samym do zwojów wcześniejszych – późniejsi będą zaś wszyscy prorocy więksi i mniejsi. To bardzo mądre rozróżnienie, pozornie tylko nieistotne, lecz wnoszące wiele w metodę stosownego, korzystnego dla duszy zapoznawania się z Pismem Świętym. Księgi Królewskie uczą życia duchowego w odniesieniu do realnego świata, do społeczeństwa, do obowiązków stanu i rodziny, pomagają poukładać w głowach sens historii, a więc uczą ludzi tożsamości. To fundament, po którym można potem owocnie wczytywać się w przesłanie moralne i mistyczne wspaniałych biblijnych proroków. Co prawda wątek podany dziś do medytacji został wzięty z życia wielkiego Eliasza, którego postać łączy zarówno świadectwo historii, w której działa Bóg, jak i ducha prorockiego.
Bohater sceny z siedemnastego rozdziału Księgi Królewskiej, Eliasz, sprowadza suszę na kraj. Dlatego w duchowości jego osobę można ustawiać blisko patriarchy Mojżesza, przez którego Bóg komunikował się z ludźmi za pomocą plag – susza to również wielkie zniszczenie, klęska, plaga. Co ważne, prorok przeżyje tak dramatyczny czas podtrzymywany ręką Bożej Opatrzności. A jednym ze znaków opieki Pana nad swoim posłańcem będzie osoba wdowy z Sarepty (w. 10). Kobieta znajduje się w trudniejszej sytuacji niż Eliasz. On jest mężczyzną, a ona samotną niewiastą z dzieckiem, co w tych czasach i ówczesnej mentalności skazywało ją na krańcową niedolę. Prorok to potężny polityk. Zmaga się z władcą Achabem, a wdowa nie jest nawet znana z imienia. Mimo to Eliasz nie waha się jej prosić o wodę i chleb (w. 10–11). Nie można jego prośby czytać w kluczu społecznego nadużycia sprawiedliwości – jeśli tak patrzeć na spotkanie w Sarepcie, to reprezentant Boga dopuścił się jaskrawego nadużycia. Zdarzenie jest jednak przesłaniem duchowym. Cóż z tego, że prorok to potężny strateg, który porywa się na zmianę kursu zdarzeń? Historia, uczy mądrość Boga, zależy od cichego życia dobrych, uczciwych, skromnych ludzi.
Kobieta nie ma rewolucyjnej natury, nie chodzi na manifestacje, nie jest zacietrzewioną feministką współczesnego rynku ideologii, która za chwilę wykrzyczy bezczelnemu mężczyźnie, co sądzi o jego poleceniu i o nim samym. Życie wdowy z Sarepty Sydońskiej zostało oddane Bogu (w. 12c) – robi, co do niej należy, gotowa na śmierć. Rewolucjoniści krzyczą dużo, robią wiele hałasu, sugerując, że wiedzą, jak poradzić sobie w epoce wojny albo sporu. W efekcie zepsują jeszcze więcej. Historia naprawi się, gdy poprowadzą ją w przyszłość ludzie opanowani, harmonijni, zrównoważeni. Sposób wyrażania się kobiety nie oznacza, że myśli o samobójstwie, lecz że jest świadoma, iż będzie istnieć na tym świecie, dopóki sam Stwórca zechce. Potem przejdzie cicho, wraz z synem do wieczności. Wolna od samej siebie, wolna od lęku, wolna od wpływowych ludzi oraz ich intryg. Nie zapisuje się do żadnego stronnictwa konfliktu. I paradoksalnie to jej pozwoli przeżyć dramat epoki.
W jaki sposób uczestniczysz w napięciach twego czasu – tych politycznych, moralnych? Zachowujesz wolność i spokój czy dajesz się wciągać w spory? Masz równowagę wewnętrzną czy chwieją tobą sprzeczne prądy ideologii?
Eliasz wydawał się szukać właśnie tak heroicznej duszy. Jego sojusznikiem nie będzie władca Achab. Karki polityków są za twarde dla głosu sumienia. Prorok z dobroci, uległości i pokory wdowy wyprowadzi znak wielkiego tryumfu Boga (w. 14). Mały depozyt wdowiej ufności nigdy się nie wyczerpie. Kobieta i jej syn przeżyją do czasu, aż Pan ponownie zainterweniuje w samym sercu historii, i powróci ład, sprawiedliwość i prawo. Sprawy Bożej nie wolno sprzymierzać z ludźmi, którzy w wierze szukaliby jakiegoś zysku. Bo wówczas łaska i duch ludzki zostaną wykorzystane, uwiedzione, a na końcu ośmieszone. W czasach trudnych dla wiary ludzie naturalnie pragną znaleźć wpływowych protektorów. Nie tędy droga. Jedynym możnym opiekunem historii jest Bóg. Polegać na innych, możnych postaciach, chwytać się ich jako jedynej deski ratunku to zbyt wielkie ryzyko dla chrześcijańskiego sumienia.
II czytanie: Hbr 9, 24–28
W dziewiątym rozdziale Listu do Hebrajczyków jego autor porywa się na reinterpretację dwóch znaczących pojęć judaizmu. Przybytek świątyni jerozolimskiej zostaje poszerzony o dziedziniec nieba. Chrystus wstępując do wieczności, dał każdemu z wierzących możliwość poznania niebieskiego przybytku, przy którym doczesna świątynia traci swój blask. Drugie z ważnych pojęć to z kolei przymierze, które w Jezusie zdobywa niepowtarzalną nowość i jakość. Pierwsza odsłona przymierza, jeszcze w Starym Testamencie, dokonywała się za pomocą ofiar z krwi zwierząt. Natomiast po krzyżu i zmartwychwstaniu zapłatą staje się Najświętsza Krew Chrystusa. Zatem w treści Listu do Hebrajczyków dochodzi do ważnej zmiany czasów i mechanizmów historii. Oznacza to, że Bóg zdecydowanie przejął inicjatywę.
Bohaterką pierwszej lektury z Księgi Królewskiej była bezimienna wdowa, spokojna nawet wobec zagrożenia śmiercią. I oto nagle w zakończeniu tekstu z drugiej lektury na dziś zostaje zapisana dość specyficzna pociecha – człowiekowi postanowione jest umrzeć tylko raz (w. 27). Sentymentalni filozofowie i poeci tymczasem chętnie piszą o potędze śmierci i o tym, że jest ona najbardziej zaciekłym wrogiem ludzkiego istnienia. Z jednego wersetu dziewiątego rozdziału pisma do Hebrajczyków wychyla się jednak obraz śmierci mniej groźnej, a nawet obezwładnionej, bezradnej. Co prawda śmierć potrafi ugryźć, lecz tylko raz, nieznacznie – znacznie większe jest zwycięstwo Pana, Jego zmartwychwstanie. Dlatego chrześcijanie uznają sens żałoby, ale nie podzielają z ateistami stanu rozpaczy nad śmiercią. Żałoba pomaga sercu w wyleczeniu się z tęsknoty. Ale żałoba kiedyś musi się zakończyć.
Co sądzisz o śmierci? Jak przeżywasz odchodzenie kogoś bliskiego – w wierze czy w emocjonalnej tragedii? Czy nie tkwisz zbyt długo w stanie czarnej rozpaczy?
Chrześcijaństwo nasycone jest radością paschalną. W czterech wersetach pisma, które podane jest w drugiej lekturze tej niedzieli do medytacji, tak naprawdę opisany jest Chrystus wielkanocny, tryumfujący nad śmiercią. Jezus dlatego nie został ofiarowany na ołtarzu jerozolimskiej świątyni, aby nikt nie kojarzył dzieła krzyża z rytem kozłów albo innych zwierząt poświęcanych Bogu w czasach Starego Testamentu. Chrystus nie oddał swojego życia w świątyni zbudowanej jakąś pobożną ręką (w. 24). Pan dokonał zbawienia wszystkich ludzi poza czasem i poza wszelkim miejscem. W duchowym znaczeniu przestrzenią męki i zmartwychwstania Pana była wieczność. To daje pokój wielu duszom. Gdziekolwiek człowiek wierzący stawia swoją stopę – z własnego wyboru lub będąc na wygnaniu – jest zanurzony w życiu wiecznym, które wysłużył mu Zbawiciel.
Ewangelia: Mk 12, 38–44
Akcja dzisiejszego fragmentu Ewangelii wg św. Marka rozgrywa się w konkretnym, jasno określonym miejscu – jest nim bliskość świątynnego skarbca. Dzięki temu można modlić się wyobraźnią, widząc siebie między ludźmi, którzy wrzucają pieniążki do koszyków. Skarbiec był częścią placu świątynnego. Oczywiście cały depozyt materialny skrywano przed oczami ludzi, jednak na zewnątrz widoczne było miejsce ze skarboną, do której można było włożyć dłoń z darowizną na przybytek. Co ciekawe, to tutaj zatrzymuje się Chrystus, podobny w tym fragmencie Ewangelii do Eliasza z pierwszego czytania, który również skierował się w stronę biednej wdowy. Sytuacja jest więc analogiczna, z tym że dzisiejsza dobra nowina według Marka będzie składać się z dwóch zupełnie przeciwstawnych części.
Pierwsze słowa Chrystus kieruje przeciwko uczonym w Piśmie (hebr. soferim – grupa znawców ksiąg prawodawczych, ze szczególnym skupieniem się i upodobaniem w Torze; w. 38). Byli istotną warstwą społeczną w Izraelu już od czasów wielkiej reformy Ezdrasza, a więc działali i roztaczali wpływy pięćset lat przed narodzeniem Chrystusa. Dlaczego Jezus ich krytykuje? Bo są bardzo wykształceni, światli, znają Prawo biblijne, tym samym mają wszelkie narzędzia i umiejętności, aby ubogacić rzeczywistość i zmienić coś na lepsze. Tymczasem tworzą zamkniętą sektę, skupieni na sobie, dbając wyłącznie o spijanie śmietanki z otrzymanych przywilejów (w. 39–40). Czasy, w których Syn Boży stał się Człowiekiem, były bardzo trudne również dla Żydów, którym Rzym odebrał niepodległość, a potem nawet zakazał wolności kultu, burząc świątynię. Ci więc, którzy mogą pomóc, dać więcej, zaradzić biedzie, okazują się skorumpowani pasywnością i wygodą. Takimi postawami, zamiast coś ratować, pomnażają jeszcze zamęt społeczny.
Czy jesteś aktywny społecznie? Ufasz, że zło można zamienić na dobro? A może stałeś się pasywnym, zamkniętym, społecznym pesymistą?
Pan często postępował w ten sposób, że po wygłoszeniu moralitetu stosował żywy przykład do swojej nauki. Tu będzie podobnie – wydarzenie ma dwie odmienne pointy, jest to więc tak zwany literacki dyptyk: teza i antyteza, przykład zły i dobry, negatywny i budujący. Jezus ostrzega przed uczonymi w Prawie, a następnie kieruje się w stronę skarbony świątynnej, gdzie z kolei doceni pieniężną ofiarę ubogiej wdowy (gr. ho estin koadrantés – dwa miedziaki, rzymskie monety nazywane kwadransami lub leptonami o dosłownej wartości jednego grosza;w. 42). Dlaczego Chrystus zwraca uwagę na nic nieznaczący grosz? Przecież ta kobieta niczego nie zmieni, a jej mizerna ofiara nie wyżywi nikogo – myślą ludzie wyniośli. Czy Jezus to tani sentymentalista? Nie wiadomo, od kogo tak naprawdę rozpocznie się zmiana trudnych czasów na lepsze. Dla Pana znaczenie ma nie to, jakimi środkami lub siłami dysponuje uboga wdowa, ale to, że jest zaangażowana i obraca hojnie tym, co ma. Że w ogóle bierze jakiś udział w historii. Być może na jej owoc przyjdzie długo poczekać – ale z pasywności nigdy nic nie wynika. Zacząć od czegoś maleńkiego i kontynuować wytrwale to w gruncie rzeczy przyłożyć się w świecie do niepowstrzymanej, Chrystusowej rewolucji.
Zobacz nasze inne aktualności