Homilia o. Roberta Wieczorka OFMCap, misjonarza z Sudanu Południowego, wygłoszona podczas Mszy św. za misje i w papieskiej intencji na czerwiec w Bazylice Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach, 15 czerwca 2024 r.
Drodzy Bracia i Siostry!
Dzisiejsza liturgia słowa nie była jakoś specjalnie dobierana – taka przypada na dziś i to z niej pochodzą czytania, które słyszeliśmy w czasie beatyfikacji ks. Michała Rapacza. Bardzo pięknie się one wpisują w charakterystykę osoby tego Błogosławionego, wybranego spośród ludu góralskiego. Został kapłanem. I tak jak nauczył się twardej, ciężkiej, wymagającej pracy na kamienistej roli Tenczyna, tak też jako kapłan poważnie, na serio podchodził do swojego życia. I jeszcze jedna cecha go charakteryzowała – ta, o której Jezus mówi w konkluzji dzisiejszej Ewangelii: Niech twoja mowa będzie: „Tak, tak; nie nie”. Bądź konkretny, nie rozmydlaj, nie dodawaj, nie rozmiękczaj. Jako chrześcijanin jesteś powołany – czy to jako świecki, odpowiedzialny w swojej rodzinie, w swoim zakładzie pracy, czy tym bardziej jako kapłan, jako pasterz, – do mówienia konkretnie prawdy i do unikania fałszu. I z tego powodu dzisiejszy Błogosławiony jest też czczony jako męczennik za konkretną prawdę.
Byłem w okolicach Płok, tam gdzie pracował ks. Michał Rapacz, bo mój brat jest nieopodal proboszczem. Nasłuchiwałem. Trzeba powiedzieć sobie uczciwie nie owijając w bawełnę: Jest wielu ludzi w tamtych okolicach, których dzisiejsza uroczystość krępuje, delikatnie mówiąc.
Po co odgrzewać stare rzeczy sprzed siedemdziesięciu lat? Trzeba dać już spokój. Umarł, to umarł. Gdyby tyle nie gadał – pojawiają się takie opinie „zdroworozsądkowe” – to by żył! Może tak, może nie… Ale niech to też wybrzmi: Żyjemy pośród ludzi, którym zależy, żebyśmy, jako chrześcijanie, zamknęli usta.
I teraz ja, misjonarz, osobiście skłaniam głowę i składam hołd klarowności, jasności słów, jakie wypowiadał bohater dzisiejszej uroczystości. Nie można skorumpować Ewangelii, również w dzisiejszych „przemądrzałych” czasach. Nie chodzi o prowokowanie, tym bardziej nie o to, żeby być „anty” – przeciwko komuś. Ale żeby być za prawdą. A ona jest często niewygodna, boli.
Pięćdziesiąt pięć lat po męczeńskiej śmierci księdza Rapacza, w dalekiej Afryce, w Kamerunie, został skrytobójczo zamordowany strzałem z broni myśliwskiej ksiądz, misjonarz, ojciec Henryk Dejneka (stało się to na małej misji Karna, w północnym Kamerunie). Ojciec Dejneka, oblat, był człowiekiem bardzo dobrym, a zarazem bezkompromisowym – podobnie jak ks. Rapacz. Słyszałem świadectwa dotyczące jego życia. Jeździł specjalnie do buszu swoim samochodem w takich godzinach, żeby wracając, mógł zabierać po drodze kobiety, które wędrowały do domów kilka nieraz kilometrów, niosąc chrust, czy drewno na opał; chciał im w taki chociaż sposób pomóc. I ten cichy, dobry człowiek został zastrzelony. Dlaczego? Ponieważ dyrektor katolickiej szkoły zdefraudował pieniądze i nie chciał, jak wykazało później śledztwo, żeby sprawa wyszła na jaw; najął więc zabójcę i pozbyli się go. Takie sytuacje mają miejsce wszędzie. Ale my jesteśmy powołani do bycia jasno mówiącymi prawdę – bez względu na to, co nas może czekać.
Dzisiaj, gdy przebywam na urlopie w Polsce, słyszę niejednokrotnie ostre dyskusje. Ogólnie atmosfera, jaka u nas teraz panuje jest bardzo „podminowana”. Jest nieprzyjemnie spotykać się z takimi właśnie, zacietrzewionymi ludźmi, nieprzyjemnie jest słuchać ich. I pojawiają się nieraz takie opinie, że ludzie się tymi dyskusjami jakby przygotowują do przyszłej konfrontacji. Bo wojna niedaleko od nas, bo takie są problemy, że aż „ręka świerzbi” – mówią ludzie – żeby temu drugiemu zatkać gębę.
Więc pod obrazem tego błogosławionego Męczennika, który jako człowiek niewygodny zginął – został zabity i w ten sposób zatkano mu usta – chcę powtórzyć: Żadna konfrontacja zbrojna nie jest rozwiązaniem. To jest rozwiązanie niegodne człowieka. A tym bardziej chrześcijanina; żeby namawiał do uczynienia zła drugiemu, żeby „moje” było na górze.
Dwadzieścia lat przeżyłem w Republice Środkowoafrykańskiej jako ktoś, kto prowadził parafię w stanie wojny domowej w tym kraju. Wiem, co to znaczy wojna, co znaczą walki i strzały. Teraz mieszkam w Sudanie Południowym w obozie dla uchodźców; ludzi, którzy są uchodźcami we własnym kraju. I powtarzam pod obrazem ofiary terroryzmu, błogosławionego ks. Rapacza: Karabin, strzelanie do kogokolwiek, eliminowanie drugiego siłą nie jest żadnym rozwiązaniem.
Nawet kilkadziesiąt lat po swojej śmierci człowiek ten nie został zapomniany; więcej został nam dany za przykład. Jego wrogowie myśleli, że skończył się problem, że oni zwyciężyli. A to on jest zwycięski. O nim się pamięta. Tamci się kryją do tej pory.
Ale w Bożym miłosierdziu jest przebaczenie dla wszystkich ludzi. Również dla tych, którzy popełnili błędy, nawet do tego stopnia, że zdecydowali się kogoś zabić. Bóg ich też kocha i czeka na ich nawrócenie.
Akademicki Ruch Misyjny, Kraków
Zobacz nasze inne aktualności