I czytanie: Lb 11, 25–29
Mojżesz jest jednym z głównych bohaterów, a nie autorem Księgi Liczb. W zasadzie cały jej rozdział jedenasty ukazuje patriarchę, który miota się pomiędzy przerażonym pustynią i narzekającym ludem izraelskim a Bogiem. Człowiek tonie w chaosie, ale Stwórca doskonale wie, co robi i dokąd prowadzi. Żydzi popadają w jeden z najbardziej piętnowanych w całym Piśmie Świętym grzechów, a jest nim szemranie. Przeciwodniesieniem do tej wady będzie zaufanie, zawierzenie się Panu, ale podczas trudnych momentów na pustyni Hebrajczycy są od tego daleko. Raczej wpadają w gorycz i narzekanie. Jednak bohaterem kilku wersetów, które są podane dziś na modlitwę myślną, nie jest lud, tylko Mojżesz i jego intymna relacja z Bogiem. Czy patriarcha oprze się pokusie szemrania, czy będzie wolny od ludzkich względów, zdolny opierać się jedynie na Stwórcy? A może nie uniesie podobnego ciężaru?
Czy miałeś kiedyś w życiu chwilę wyboru nie woli Pana, a ludzkich względów? A może stale tak robisz? Jak to przeżywasz? I co się dzieje z twoim sercem, gdy tchórzysz, lękając się ludzkich oczu i zaprzeczając w efekcie Bogu? Zdarzyło się tak kiedyś?
W samym sercu kilku wersetów na tę niedzielę umieszczony został znak proroctwa. Sam termin rozumieć można wielowątkowo, zarówno wewnątrz biblijnego świata, jak i w historii rozwoju różnych kultur. Najbardziej prymitywnym określeniem proroctwa będzie więc widzenie wydarzeń przyszłych, ale ono nie ma wielkiego związku z wiarą. Raczej jest cechą szamanizmu lub kabały. Wiara objawiona rozumie proroctwo albo jako znak, który odczyta i dostrzeże człowiek, żeby wstrząśnięty wrócić do Boga, albo jak moc ducha, słowo potężne, namaszczone przez samego Pana, które może przekazywać duchową treść prostą, tnącą zwątpienie do samego serca. Ponieważ jednak wiąże się z nim łaska nadprzyrodzona, potrafi budzić sumienia i oświecać wiele umysłów. Ten trzeci sens – manifestacja duchowej mocy – wydaje się mieć miejsce w medytowanym dzisiaj tekście z pierwszego czytania.
Mojżesz jest zmęczony i samotny pośród zgorzkniałego ludu, dobiera więc sobie współpracowników. Nie mogą oni jednak rozstrzygać spraw Izraela według norm ludzkiej administracji. Wędrówka przez pustynię to przygoda wiary i ważna część historii zbawienia. Przywódcy zbawionych muszą przybrać umysł w szaty wyższej mądrości, dopiero wówczas staną się skuteczni. Tym, co podniesie dusze liderów ludu na pustyni wyżej, będzie właśnie moc proroctwa. Ten dar otrzymuje najpierw Mojżesz, a potem siedemdziesięciu starszych, jego bezpośrednich współpracowników (w. 25). Wreszcie, co z niepokojem odnotowuje Jozue i donosi patriarsze, prorokują również dwaj odłączeni starcy o imionach Eldad i Medad, którzy pozostali sami w obozie, bez powodu oddzieleni od wspólnoty na pustyni (w. 26–27). Co zaskakuje młodzieńca Jozuego, wielki Mojżesz nie tylko nie gasi daru w Medadzie i Eldadzie, ale też pragnie, by cały lud rozpalił się wielkością proroctwa (w. 29). Im więcej ludzi będzie silnych duchem, tym lepiej dla kultury i przyszłości tego świata.
Jesteś naprawdę sojusznikiem sprawy Boga czy szukasz w świecie duchowym ludzkich układów, partii, sił? Cieszysz się wzrostem wiary i darów duchowych w Kościele czy zazdrościsz?
Proroctwo, a więc duchowa moc i godność, to szczere znaki postępu i rozwoju wiary pośród ludzi. Przyjaciół Boga cechuje wyższa kultura wewnętrzna. Gdzie dusze są silne, nieraz mimo wielu łez, ucisków i prześladowań, tam musi istnieć prawdziwa zażyłość z Bogiem. Zbyt dużo we współczesnym świecie jest dusz omdlałych albo apatycznych. Najczęściej jest to skutek brania wiary jako skupiania się na sobie. Ludzie, którzy używają duchowości do ciągłego zamyślania się nad sobą, nigdy nie wychodzą z ludzkich granic własnego ja. I smutnieją, i słabną. Kto ponosi ryzyko i przekreśla siebie, byleby Bóg stanął pośrodku obozu zwanego życiem, tego praca i miłość, odpoczynek i modlitwa, walka i pojednanie są potężnym proroctwem. Bóg chce naśladowców pokornych, ale nie słabych lub podupadłych na duchu.
II czytanie: Jk 5, 1–6
Po zapoznaniu się i wewnętrznym przyjęciu treści Listu św. Jakuba Apostoła, co miało miejsce podczas kilku ostatnich niedziel, przychodzi czas na fragmenty ostatniego rozdziału pisma. Wersety do rozmyślania na dziś są dowodem, jak autentyczna jest treść listu, który wyszedł spod pióra brata Pańskiego. Znakomicie komponuje się ona przecież z całością natchnienia w Piśmie Świętym. Wydawało się, że pismo Jakuba ma odrębny charakter, nasycone jest treściami moralnymi, a niekiedy również bardzo praktycznymi. I tak jest, jednak w epilogu zwoju autor dochodzi do katolickich, ogólnie przyjętych potem przez Kościół wniosków. Jedną z konkluzji, co przecież paradoksalne w kontekście bezwzględnej praktyczności Listu św. Jakuba, stanowi katecheza o wyższości dóbr duchowych, czyli cnót nad dobrami materialnymi.
W kulturze Wschodu, jak wyjaśnia nauka, antropologia czy etnografia, główne źródła dochodu i bogactwa pochodziły z handlu zbożem, ozdobnymi szatami, których wygląd, obfitość i świetność przekraczały najczęściej wszelkie granice przyzwoitości, a także z wymiany złota i srebra – podczas tej ostatniej transakcji najczęściej popadano w lichwę. To dlatego Jakub z mocą ducha, dosadnie i celnie obnaża pustkę bogaczy. Opisowo wymienia upadek podstaw, na których w głupocie opierali filary własnego istnienia (w. 2–3). Szaty wyniosłych ludzi pożarły mole, a całe bogactwo zepsuło się, zbutwiało, a więc cuchnie, przeszkadza, przypomina śmieci. W modlitwie może pomóc w tym miejscu wyobraźnia. Współczesna cywilizacja wydaje się zamożna i wzniosła. Często szczyci się z wielu szybkich osiągnięć, z technologii. Jednak po szklanych domach oraz niewidocznych bankach informacji nie zostaje nic już nawet po miesiącu. Tymczasem kamienne twierdze i świątynie można zwiedzać do dziś, odpoczywając w cieniu ołtarzy.
Czy nie jesteś materialistą? Masz dość wolności wobec stanu posiadania, wobec wyglądu lub zdrowia?
W doczesności opinie i poglądy możnych są oklaskiwane przez klakierów. Nawet jeśli ktoś z bogaczy wygłosi pogląd najbardziej absurdalny, znajdzie szybko paru niewolników, którzy przyklasną głupocie, a z absurdu zrobią modę albo sztandar postępu.
Czy nie otaczasz się klakierami? Czy sam się nim nie stałeś?
Jakub ogłasza, że w obliczu dnia sądu Boga puste pochwały sługusów kłamstwa nie wystarczą (w. 4). Bogactwa, propaganda, manipulacja, całe te wpływy są znikome wobec gniewu Stwórcy i pójdą wszystkie w ogień, świadcząc ostatecznie przeciwko tym, którzy gromadzili je dla siebie i używali w sposób nieprawy. Wydaje się czasem, że sprawa Jezusa w świecie nie znajdzie ani posłuchu, ani możnej pomocy. Tymczasem w ostatnim wersecie fragmentu podawanego do medytacji na dziś Chrystus jako sprawiedliwy staje wobec bogaczy i to On ich sądzi. Pozornie Pan został pokonany, a jednak w dniu ostatecznym Jezus chwalebny – choć nie toczył z nikim doczesnej, politycznej lub ekonomicznej walki ani konkurencji – spogląda na ludzką potęgę z wysokości niebios (gr. antitassetai – stanąć vis á vis, patrzeć z naprzeciwka, przeciwstawiać inną wartość czemuś; w. 6). Siła ducha stawia w kontraście niemoc mamony i ujawnia jej bezsilność, pustkę, nicość.
Ewangelia: Mk 9, 38–43. 45. 47–48
Skąd jednak zdobyć dla siebie moc ducha, o której zdaje się mówić dziś każdy z fragmentów słowa Bożego? Wszyscy chcieliby ją posiadać. Siła wnętrza wydaje się biegunem bliskim pełnieniu pragnień Boga i jak najbardziej odległym, zdystansowanym wobec ludzkich kaprysów. Jednym słowem, kto skłania się ku woli Pana, otrzymuje siłę. Jak maskotka skończy ten, kto usłużnie spełnia życzenia magnatów. Fragmenty dziewiątego rozdziału Ewangelii św. Marka, przygotowane na dziś do modlitwy wewnętrznej, są elementem szerszego wątku, jaki wydarza się w tej partii Ewangelii. Celem misji Chrystusa jest zbawienie wszystkich ludzi. Aby tego dokonać, Pan nieczęsto, lecz intensywnie stara się uformować sobie dobrych uczniów – przyszły Kościół. Wersety dzisiejszej ewangelii to droga wewnętrznej przemiany apostoła, która wyprowadzi go z błędu i postawi na fundamencie tego, kim naprawdę ma być.
Całą scenę rozpoczyna uwaga, a może nawet skarga lub donos, jaki składa Jezusowi umiłowany uczeń – Jan (w. 38). Ktoś dokonuje cudów w imię Pana, ale nie należy do wąskiej grupy Dwunastu. W wypowiedzi Jana wybrzmiewa brak wiedzy ucznia, ignorancja, dlatego jego dylemat nie znajdzie uznania w oczach Chrystusa. Jezus chce, by Jan – a także inni apostołowie – przestali szukać władzy religijnej. Kościół Chrystusa nie będzie kolejną z rabinackich szkół, jaka pragnęłaby dominować i narzucać swoje interpretacje reszcie. Chrześcijaństwo jest czymś ponadreligijnym, jest wiarą niepowtarzalną, oryginalną, jedyną w swoim rodzaju. Na terytorium Kościoła nie ma co szukać doczesnych szczątków władzy i przepychać się łokciami, który ruch jest lepszy, która wspólnota modli się głębiej lub który z liderów religijnych posiada największe dary. Wszystko to doprowadziłoby ludzi Kościoła do bałwochwalstwa, a rodzinę dzieci Bożych mogłoby zamienić w zamkniętą, rywalizującą ze światem sektę.
Masz ducha braterskiego, pełnego szacunku, czy rywalizujesz w Kościele? Zdarza ci się pomyśleć, że twoja modlitwa jest najbardziej wzniosła, a twoja wspólnota najdoskonalsza?
Jezus nie może na to pozwolić, dlatego spór o władzę, jaki rodzi się w głowie Jana, usiłuje skorygować i naprowadzić na właściwe tory. W Kościele może mieć władzę jedynie ten człowiek, który panuje nad sobą. To z tego powodu tak dosadna, a nawet wstrząsająca będzie odpowiedź Pana na dylematy jego uczniów. Chrystus posługuje się aż trzema hiperbolami, czyli wyolbrzymieniami literackimi, aby pobudzić Jana i resztę do owocnej refleksji (w. 43–47). Oczywiście Jezus nie ma wcale na myśli okaleczania siebie – nie chodzi więc tu o dosłowne odcinanie kończyn lub oślepianie się z powodów religijnych. Chrześcijaństwo nie toleruje pogańskiej, kultycznej mentalności. To w starożytnych, wymyślonych przez ludzi religiach zdarzały się podobne obrzędy, ale nie miały one nic wspólnego z duchem Bożym. Jezus, odnosząc się do tak wyrazistych porównań lub określeń, wyznacza właściwy cel duchowej walki.
Z tego rodzi się właśnie poszukiwana dziś tak bardzo w słowie Bożym moc duchowa. Nie dają jej żadne zewnętrzne obrzędy ani rzekome nadzwyczajne dary lub cudowności, ani nawet przyjęcie święceń lub złożenie ślubów. Trzeba korzystać z łaski Bożej i zapanować nad sobą. Kto jest panem własnego wnętrza, jest jednocześnie mocny wewnętrznie.
Możesz powiedzieć, że jesteś panem samego siebie? Nad czym w sobie nie umiesz zapanować? Jaki wobec tego należy przyjąć plan?
W przeciwnym wypadku można przejawiać wszelką zewnętrzną siłę, dominację, znaczenie, lecz na progu wieczności zostać strawionym przez ogień (hebr. gé hinnóm – gehenna, dolina położona na południe od Jerozolimy, gdzie składano w czasach pogańskich ofiary z dzieci, symbol palącego płomienia winy i zła; w. 43b). Osoba, która używa jakiegoś doczesnego wpływu, by zniszczyć drugiego lub zepsuć go albo mu zaszkodzić, jest wobec sądu Pana jak słaby papier, który po śmierci strawi jedna iskierka Bożej łaski. Nie ma co pragnąć takiej siły. Warto zdobyć się na wewnętrzną walkę, która napełnia duszę mocą wieczną, niezbywalną i czystą.
Zobacz nasze inne aktualności