I czytanie: Mdr 2, 12. 17–20
Część Księgi Mądrości podana na dziś do rozważania przypomina pieśń o słudze Jahwe, medytowaną w poprzednią niedzielę. Prorok Izajasz opisywał wprost osobę udręczonego Mesjasza, który miał zapowiadać zbawienną Paschę Chrystusa, tymczasem w tekście z Księgi Mądrości jej główny bohater zachowuje większą anonimowość, jest bezimienny, bardziej oznacza wartości płynące z wiary niż kogoś konkretnego. Niemniej tradycja wiary katolickiej zawsze widziała w nim cierpiącego za prawdę i sprawiedliwość Jezusa z Nazaretu. Logika myślenia, jaka zostanie tu zaprezentowana – tak twierdzą znawcy nauki biblijnej – może być wprost zaczerpnięta z Księgi Izajasza i przekazuje pewnik, że za wierność Bogu oraz cnotom nie należy spodziewać się pochwał. Wręcz przeciwnie, świadek napotka ból i cierpienie, lecz jego wytrwałość oraz ufność pokonają świat, a do tego zmienią wielu ludzi.
Bardzo porusza fakt, że sługa Boży, tak dobrze ukryty, anonimowy, w medytowanym tej niedzieli tekście nie zabiera głosu ani nie zajmuje stanowiska. Mimo to budzi sympatię u modlącego się. Dlatego właśnie można dostrzec w nim Chrystusa, który od pewnego momentu przesłuchiwania Go przez Piłata i resztę oprawców w Wielki Piątek nagle przestał rozmawiać, w ogóle odzywać się. Nie było to zamknięcie się w sobie, ale wyższe światło, jakie może oświecić duszę cierpiącego, by zrozumiał, że dyskusja w takim momencie jest pusta, nic nie wnosi, w dodatku rozjątrza konflikt o wartości jeszcze bardziej. Rozpalona kłótnia potrafi wyprowadzić spór o prawdę do zaułka, w ciemność ślepej uliczki bez wyjścia czy powrotu. To dlatego też w ciągu wieków historii chrześcijaństwa co rusz pojawiali się mnisi oraz pustelnicy, którzy za jedyny argument wobec agresywnego świata obierali ciszę i milczenie. I nikt nie mógł ich pokonać na takim poziomie dyskusji.
Jakie spory prowadzisz w życiu? W jakie spory wplątałeś się bez możliwości wyjścia, powrotu? Czy nie warto tego wreszcie zakończyć i wejść w milczenie? Rozróżniasz między wartością prawdy a zacietrzewieniem?
Scena dzisiejszej medytacji jest w zasadzie jednostronnym krzykiem fałszywych oskarżycieli sprawiedliwego. Muszą być zaślepieni gniewem, bo nie starają się nawet ukryć, że zamierzają działać podstępem (w. 12). Nieuczciwość jednak szybko wymyka się spod kontroli. Tak to zazwyczaj jest, że ktoś obiera korupcję jako środek do osiągnięcia podłego zysku i celu, ale z biegiem czasu spostrzega, że zgotował narzędzie przeciwko samemu sobie. Zło jest środkiem prowadzącym do niczego. Od intencji podstępu zajadli przeciwnicy sprawiedliwego przechodzą szybko i niepostrzeżenie do ironii, kpin (w. 17–18), aby w efekcie obrócić się w katów i zadawać mężowi Bożemu tortury, bezmyślny ból, zniewagi (gr. hybris – fizyczne dręczenie, skucie ciała, skręcenie go więzami, zuchwałe skakanie do oczu, wygrażanie pięściami; w. 19). Jaki z tego wniosek? Sprawiedliwy stoi tam, gdzie stał, natomiast konwulsje upokorzeń i tortur wydają się dręczyć nie jego, ale tych, którzy je uknuli.
II czytanie: Jk 3, 16–4,3
Jakub Apostoł również dzisiaj w drugim czytaniu będzie filarem rozwoju zdrowej myśli duchowej katolicyzmu. W Kościele zawsze szanuje się pewną prawidłowość, a mianowicie pewność, że znakiem obecności Boga jest pokój, dążenie do jedności, łączenie tego, co rozdzielone, bez zacierania granic prawdy. Gdzie natomiast działa demon, diabeł, tam odwrotnie, ujawni się podział oraz spór. I druga intuicja duchowa, którą będzie można znaleźć także w medytacji fragmentu Listu św. Jakuba na dzisiejszą niedzielę, to wniosek, że równowaga działań ludzkich musi pochodzić z równowagi wnętrza. Jeśli dusza jest wzburzona, człowiek zewnętrznie nie osiągnie nic, przeciwnie – bardzo wiele zepsuje.
Temat wewnętrznej ciszy, podjętej w tak poruszający sposób już przez autora Księgi Mądrości w pierwszym czytaniu, specyficznie powraca w odnośnych fragmentach Listu św. Jakuba Apostoła. Warto rozpocząć tej niedzieli rozmyślanie od końcowych wniosków autora pisma. Zła modlitwa lub całkowite jej zaniechanie zakłóca równowagę życia (w. 4, 3). Współcześni ludzie, nawet ochrzczeni, dufni w ideę postępu, biegną z każdym potknięciem do terapeuty i obwiązują się bandażami psychologizujących koncepcji. Można byłoby uniknąć wielu błędów i rozpaczy egzystencji, zachowując rytm i głębię modlitwy. Posiada ona oraz przekazuje do duszy delikatne światło Boże, jeśli tylko prowadzona będzie z rozwagą, w skupieniu. Modlitwa poranna potrafi wypełnić plan całego dnia łaską. Momenty skupienia w godzinach pracy leczą i uwalniają od jarzma stresu lub lęku. Wieczorna medytacja, choćby chwilę, pomaga zrozumieć sens spotkań albo nieoczekiwanych zdarzeń. I wówczas osobliwa higiena wewnętrzna stopniowo wypełnia duszę człowieka.
Czy twoje wnętrze zna stan spokoju? A możesz żyjesz w stanie permanentnego wzburzenia? Dlaczego? Jak rytm i duch modlitwy wpływają na twoją codzienność? Pielęgnujesz w sobie rytm spokojnej, regularnej modlitwy, aby żyć w łagodności? Czy modlisz się w sposób rwany, poddany chwilowym wrażeniom, impulsom, wydarzeniom?
Jakub pozostawia dzisiaj wszystkim, którzy cierpliwie medytują fragmenty jego listu, jeszcze jedną radę co do znaczenia modlitwy. Chrześcijanie nie powinni modlić się jak poganie. Dla barbarzyńców akt modlitwy stanowił raczej swoisty pakt z bóstwem, które miało moc zaspokoić wszystkie, nawet najdziwniejsze i najdziksze pragnienia modlącego się. Wystarczyło złożyć stosowną ofiarę, by cała siła bożka stanęła za plecami proszącej osoby i wyjednała jej zdobycie majątku, śmierć wrogów, zwycięstwo w krwawej bitwie albo względy pożądanej kobiety. Uczniowie Chrystusa nie traktują modlitwy jak handlu. Jest ona dla nich nie tyle środkiem do osiągnięcia doczesnych celów, ile drogą do spotkania z Bogiem, a więc relacją (w. 4, 1–2). Oczywiście Pan odpowiada hojnymi łaskami po dobrej modlitwie. Są one jednak skutkiem duchowych aktów, a nie ich celem albo założeniem.
Modlisz się przede wszystkim po to, by spotkać się z Panem? Czy po to, by coś osiągnąć? Kto lub co więcej dla ciebie znaczy?
To bardzo smutne, gdy ktoś wychodzi z modlitwy jeszcze bardziej zazdrosny, pożądliwy i skonfliktowany. Oznacza to, że czci bożka i nie spotkał nigdy Boga prawdziwego w Chrystusie. Kto modli się naprawdę, osiąga ład wewnętrzny, pokój, czystość, skłonność do zgody, uległość, posłuszeństwo oraz piękną szczerość (w. 3, 17). Warto więc wejść na modlitwę z ciszą, zostawiając na jej progu całą listę ludzkich potrzeb i petycji do Boga. W takim wypadku kończy się modlitwę z darem duchowej harmonii, do której konieczna reszta z czasem zostanie dodana.
Ewangelia: Mk 9, 30–37
Druga zapowiedź męki i zmartwychwstania Pana to temat dzisiejszej medytacji ewangelicznej. Jezus przywiązuje wielką wagę do wewnętrznej odporności apostołów. Często powraca do słów, w których stara się objaśnić uczniom cel wcielenia, czyli dlaczego Syn Boży stał się człowiekiem. Odpowiedź jest taka: dla krzyża i dla pustego grobu. Zapowiedzi męki nie są więc ujawnianiem pesymizmu, fatalnego smutku ludzkiej duszy Chrystusa. Tak, Jezus cierpiał podczas pasji fizycznie i emocjonalnie, nie ma co do tego wątpliwości. Natomiast w swej istocie duchowej zwiastowanie krzyża i zmartwychwstania są podobne do wydarzeń z góry Tabor oraz do przemienienia Pańskiego. Apostołowie zaczynają patrzeć oczami wiary na Pana, a w końcu udziela im się spokój konieczny do powrotu na Golgotę – do stania się świadkiem.
Dobra nowina tej niedzieli, której fragmentami można karmić swoją modlitwę, podzielona została na dwie części. Pierwsza to zapowiedź cierpienia, pasji i powstania ze śmierci, jakich dokona Chrystus. Ale nie przypadkiem dodana zostaje do niej część o skorygowaniu właściwego rozumienia tego, kim w istocie jest uczeń Jezusa ukrzyżowanego. Najpierw więc Chrystus siebie stawia za wzór dla apostołów (w. 31). Pan nie tyle wymaga od uczniów heroizmu, który kosztuje nieraz utratę życia albo ucisk, ile sam decyduje się być wydany w ręce człowieka z powodu życia wiecznego wszystkich ludzi. Kogo dosięga niesprawiedliwość, ten boleje i rozpacza, lecz nie do końca. Na końcu drogi upokorzenia jest ikona Jezusa. Kto cierpi niesłusznie, ma największą szansę upodobnić się do Ukrzyżowanego.
Czy cierpienia doczesne upodabniają cię bardziej do Pana, czy szpecą twoje człowieczeństwo?
W tym sensie warto medytować dalej nad drugą częścią opisywanej tutaj sceny. Dzieje się ona w mieście Kafarnaum (w. 33) i, jak twierdzą badacze zwoju Marka, konkretne miejsce stanowi dom Szymona, zwanego później Piotrem. To przestrzeń bezpieczeństwa, gdzie apostołowie rosną duchowo, tworząc bogatą wspólnotę z innymi ludźmi. Dowodem pokoju, jaki panuje w domu z Kafarnaum, jest obecność dzieci (gr. talyá – maleńki, dziecko, ale również może oznaczać kogoś maleńkiego w hierarchii społecznej, sługę; w. 36). Jezus zdobywa się na piękny gest. Na oczach apostołów, których poucza o znaczeniu krzyża i zmartwychwstania, przywołuje do siebie kogoś z najmniejszych i przytula go.
To oczywiste, że kiedy cień krzyża nadciąga nad horyzont ludzkiego życia, zawsze pokrywa wszystko niepokojem. Niełatwo zmierzyć się z cierpieniem, upokorzeniem, porażką, niesprawiedliwością, ze złym wyborem innych, który pozostawia konsekwencje w duszach wielu. To we wnętrzu rozumnego człowieka musi budzić bunt. Chrystus nie oczekuje od nikogo obojętnych zachowań wobec krzyża. Kiedy ogarnia dziecko ramionami, to chce przez to powiedzieć, żeby nie zmarnować daru krzyża, gdy wreszcie nadejdzie. Byłoby szkoda utracić tak wielką, choć trudną łaskę. Krzyż przyjęty wyrzeźbi ludzi, odrzucony lub zignorowany – odczłowieczy. Czegoś wówczas zabraknie w rozwoju. W misterium krzyża mogą wejść tylko maluczcy. Wyniośli rozminą się zawsze z tajemnicą cierpienia, a wówczas istnienie boli jeszcze bardziej i boli bólem bezsensownym.
Zobacz nasze inne aktualności