I czytanie: Iz 40, 1–5.9-11
Liturgiczny okres Adwentu napełnia ludzkiego ducha otuchą i podtrzymuje pośród trudności. Zapowiada się w nim bowiem z mocą, że Bóg jest zawsze blisko i że kiedyś nadejdzie epoka powszechnego ładu, pojednania i pokoju. Naprawdę nie oddala się dzień zdjęcia brzemienia z ramion udręczonej ludzkości. W kolejną niedzielę Adwentu Matka Kościół w pierwszym czytaniu pozostawia do medytacji tekst z czterdziestego rozdziału Księgi Izajasza. Od tego momentu jednocześnie w wybitnym dziele starotestamentalnego profety rozpoczyna się passus nazwany przez biblistów wielką księgą pocieszenia. Sens Adwentu na poziomie liturgii zbiega się więc z sensem słowa Bożego na poziomie biblijnych czytań. Co stanowi najgłębszy wymiar zapowiadanej pociechy? Głos nadziei kierowany jest w stronę Jerozolimy. Ogłasza się nowy etap historii zbawienia. Wraz z zesłaniem Izraelitów do Babilonii w roku 583 przed Chrystusem skończyły się żydowskie iluzje polityczne czy militarne. Żydzi rozumieją już, iż w ten sposób nie da się zachować niepodległości. Trzeba teraz zejść do podstaw wiary oraz moralności, gdzie osoba ludzka umacnia się i ożywia wewnętrznie.
Na czym stoi twoja nadzieja – na Ewangelii, na solidności moralnej i duchowej czy na obietnicach ludzkich, politycznych? Polegasz na Jezusie czy na celebrytach?
Skutkiem pokładania nadziei w wodzach albo politykach jest nieznośne nałożenie na siebie nowego brzemienia. Liderom społecznym i trybunom ludowym wcześniej czy później trzeba zapłacić za usługę. Bóg zaś wyzwala człowieka bezinteresownie. Wiara, przyjęta w wolności, choć jest wymagająca, nie ciąży. Taki obraz Stwórcy wyłania się z pierwszego tekstu, przepisanego tej niedzieli na modlitwę wewnętrzną. Taki jest prawdziwy Bóg. On naprawdę chce ulżyć losowi człowieka. Nie nakłada kolejnych ciężarów, lecz anuluje dług, widząc, że wszystko, co złe, zostało już odpokutowane (w. 2). Pan prostuje drogi kręte, równa pagórki, aby cierpiącej Jerozolimie – a tak naprawdę udręczonej duszy człowieka – łatwiej było iść do przodu. Dlatego tajemnicza zwiastunka Dobrej Nowiny wychodzi aż na szczyt, z którego nawet głusi mogą słyszeć łagodny i miły głos Boga (w. 9).
Czy nie praktykujesz wiary jako ciągłego, negatywnego udręczenia, umartwienia? Czy rzeczywiście chrześcijaństwo dla ciebie jest radością i nadzieją, czy ciągłą koniecznością odpokutowania i walki ze złem? Czujesz, jak lekka i piękna jest Ewangelia?
Prawda jest nieskrępowana, rozchodzi się po całym świecie. Izajasz, pisząc te słowa, musiał zapewne znać wschodnie, pochodzące z religijnej kultury babilońskiej, obrzędy świętowania nowego roku. Ich osią było wytyczenie świętego szlaku, kierunku podążania procesji, który różnymi ścieżkami rokrocznie prowadził cały naród do stolicy. W proroctwie Izajasza ma to sens duchowy. Centrum świata dziś to Jerozolima, czyli Kościół, a procesję formują wszystkie narody, osoby i ludy, które zapisane zostały na stronach historii zbawienia w Chrystusie. Bardzo znaczący jest więc końcowy wniosek. Bóg chce ułatwiać, a nie utrudniać ludziom zbawienie. Nawet jeśli często komplikują się ścieżki ludzkiej historii, łaska Pana wyprowadza jak najprostszymi dróżkami do celu. Tak, by człowieka jak najmniej sfatygować, jak najmniej zmęczyć lub poranić.
II czytanie: 2 P 3, 8–14
Piotr nigdy nie pisał zbyt wiele. Można przypuszczać, że zajmował się umacnianiem wspólnot przez obecność lub pokorne świadectwo własnego nawrócenia. Pierwszy papież nie ukrywał też, ile zawdzięcza Chrystusowi. We wstępie do trzeciego rozdziału swojego listu Apostoł precyzuje, że to zaledwie jego druga korespondencja do Kościoła. I nie było jej więcej. Tylko dwa listy papieża Piotra. Ciekawe, że inaczej niż w przypadku Pawła nie są one adresowane do partykularnych, lokalnych wspólnot, ale do całego Kościoła, gdziekolwiek on się teraz znajduje w wierze, w tryumfie lub w ciemnościach. Pierwszy z Apostołów ma słuszne poczucie powszechności. Trzecia część drugiego listu Piotra, której poszczególnymi wierszami można modlić się tej niedzieli, ma za temat Dzień Pański – a więc sąd Boży, czy też sąd ostateczny. Musi zatem ponownie wybrzmieć w rozmyślaniu kwestia zbawienia.
W treści poddanej na kolejną niedzielę Adwentu rozważane są jakby dwie kwestie. Pierwsza to różnica perspektyw – Bożej i ludzkiej – w patrzeniu na rzeczywistość stworzoną. Dla Stwórcy czas jest względny. Pan może czekać, zmieniać dynamikę, byle przemijalność służyła ludziom do osiągnięcia wieczności (w. 8). Jeden dzień zatem może u Boga stanowić miarę tysiąclecia. Człowieka czas, doczesność, upływ sił, zmienność wydarzeń historycznych absorbuje, niepokoi, podnieca i rzuca w wir walki albo podziałów. Spokojnie. To tylko zmienne zjawiska.
Jak przeżywasz zmiany i upływ czasu? Umiesz podnosić się z trudnych doświadczeń czy wiekami tkwisz pamięcią w sentymentalnej przeszłości?
Piotr dochodzi w liście do użycia bardzo mocnego obrazu. Kosmos się wypali (w. 10; 12). Papież powraca dwa razy do tak strasznego sformułowania. Bardzo trudno jest wniknąć w głąb tej metafory. Zapewne do dnia paruzji będzie ona okryta woalem tajemnicy. Można natomiast wyciągnąć wniosek, że chodzi o ulotność materii. Wszystko, co ludziom tak bardzo imponuje – drapacze chmur, wielotysięczne, uzbrojone armie – w oczach Boga przypomina dziecinne domki z zapałek.
Po drugie, ważna jest postawa chrześcijan. Do uczniów Pana (to ważne!) nie należy ratowanie chybotliwej rzeczywistości, a więc ekonomii, ekologii, przemysłu czy zdrowia za wszelką cenę. Owszem, trzeba cieszyć się z postępu inteligencji, ale nie należy jej absolutyzować. Chrześcijanie decydują o losach świata na poziomie kultury moralnej, a nie industrialnej. Jeśli żyją przyzwoicie, zgodnie z Dekalogiem, słuchając głosu sumienia i nawracając się z błędów, własną świętością i pobożnością przyspieszają nadejście dnia sądu (gr. hemera kyriou – dzień jedynego Pana, moment tryumfu Chrystusa; w. 10).
W czym jesteś sprawniejszy – w technologii czy w cnotach?
Bóg nie chce podjąć decyzji o zawaleniu się dekoracji doczesnego, próżnego świata, dopóki jego ukochana ludzkość nie wsiądzie w całości do szalupy. Pan jakby odwleka moment końca świata, aby człowiek mógł być bardziej przygotowany. Nawet w cierpliwości wobec czasu i wydarzeń ujawnia się opisywany już wyżej aspekt przychylności Boga. On nie spieszy się z potępieniem. Czeka, otwiera czas dla powszechnej możliwości zbawienia się.
W istocie nie chodzi o zburzenie starej rzeczywistości. Rzecz nie w tym, by rozprawić się z iluzjami człowieka, ale by oczyścić ludzki umysł. Bogu zależy najbardziej na tym, aby ludzie zaczęli budować nową ziemię i nowe niebiosa (gr. kainos – coś, czego nigdy nie było, świeże, nieskażone, najnowsze; w. 13). A może to na tym będzie polegał sąd ostateczny? Myśląc schematami albo posługując się ograniczoną wyobraźnią artystów, poetów lub filozofów, ktoś w ostatniej godzinie historii spodziewa się rozpadu skał, załamania się mostów, piorunów, wywróconych ogniem aut na drogach. Wielki dramat i cierpienie. A jeśli ostateczna chwila będzie systematycznym wyparciem zła przez dobro, nienawiści przez miłość, a wojny przez pokój? Jeśli miłość będzie tak powszechna, że nikt nie będzie chciał nienawidzić? Jeśli prawdę przyjmą wszyscy ludzie, do tego stopnia, że już nikt nie będzie ich umiał zmanipulować i oszukać? Sąd ostateczny to Chrystus – pełnia Boga w każdym, wierzącym człowieku.
Ewangelia: Mk 1, 1–8
Autor drugiej z synoptycznych Ewangelii, czyli Marek albo lepiej Jan zwany Markiem, to człowiek skromny tak, jak tekst, który napisze. Ewangelia Marka jest literacko piękna, ale ukryta, ascetyczna, pokorna. Czyta się ją łatwo, jest przystępna. Marek w swoim zwartym zapisie nigdy nie wspomina o sobie. Nie podkreśla siebie jako pisarza. Z historii pierwotnego chrześcijaństwa wiadomo, że był towarzyszem misji Pawła Apostoła. Papiasz, biskup Hierapolis z II wieku, potwierdza, że Jan Marek spisał Ewangelię, większość wiadomości o Chrystusie przejmując od Piotra. Drugi zatem tekst, nazywany synoptycznym – czyli patrzącym pod tym samym kątem na postać Jezusa z Nazaretu – po Dobrej Nowinie Mateusza i Łukasza musiał powstać mniej więcej w 65 roku po zmartwychwstaniu Pana.
Trwa krótki i szybki Adwent. Dla ducha tego okresu bardzo znaczącą postacią jest Jan Chrzciciel. Ewangelista prolog do swojej opowieści opiera właśnie na prezentacji postaci największego z proroków. Działalność Chrzciciela zostaje zapowiedziana specjalnym tekstem z Księgi Izajasza, w którym misja surowego Jana wyjaśnia się bardzo pozytywnie. Owszem, sam profeta wiedzie życie wymagające, jest ascetą i nie udaje, że moralność to coś relatywnego. Marek Ewangelista cytuje jednak w prologu fragment zwoju Izajasza, bo chce ukazać właściwy cel wysiłków Jana Chrzciciela. Nie chodzi o przygniatanie grzesznych ludzi tanim moralizatorstwem i dokuczanie winnym z powodu etycznego staczania się. Przeciwnie, należy ich podnosić. Przywrócić wiarę w możliwość dobra, czyli wyprostować ścieżki (w. 3).
Czy przekaz wiary, którą żyjesz, ma elementy pozytywne i budujące? Jakie? Czy nie jesteś chrześcijaninem, który wszystko widzi w ciemnych barwach?
Ktoś o mentalności policjanta lub ochroniarza na widok złego człowieka zamyka mu dalszą drogę, odcina go. Jan Chrzciciel miłosiernie naucza, że chodzi o korektę człowieka, a nie o odcięcie mu drogi do przemiany.
Działalność proroka przebiega na pustyni (w. 4). Z innych źródeł wiadomo, że chodzi konkretnie o Pustynię Judzką. To tam Chrzciciel gromadził, jak twierdzą nawet żydowscy, świeccy historycy, ogromne tłumy ludzi. Jan jest tu nieco podobny do modelu profetycznego, zaczerpniętego jeszcze ze Starego Testamentu. Surowy, mocny, pustynny, wymagający, żywi się czymkolwiek (w. 6). A jednak to, co robi prorok, Marek nazywa głoszeniem Dobrej Nowiny (gr. euangelion – akcja Jana Chrzciciela u źródeł Jordanu jest wpisana w akcję Jezusa, w radosne ogłaszanie zbawienia (w. 1).
Życie ewangeliczne jest tak wymagające nie dlatego, że przesłanie Chrystusa jest przesadne, lecz dlatego, że człowiek, który słyszy Dobrą Nowinę i ma nią żyć, jest jeszcze bardzo słaby. Ducha Ewangelii trzeba kłaść do ludzkiej duszy stopniowo, konsekwentnie, usuwając przeszkody i wzmacniając cnoty. Jan Chrzciciel dobrze o tym wie, dlatego za dopełnienie się własnej działalności uznaje zapowiedź o przyjściu Ducha Świętego (w. 8). Gdy trzecia Osoba Boga zamieszkuje duszę człowieka, wewnętrzny, ludzki organizm jakby naturalnie pragnie czystego życia płynącego z Ewangelii.
Zobacz nasze inne aktualności