I czytanie: Ml 3, 19–20a
Autor tej bardzo krótkiej, starotestamentalnej księgi niestety nie jest znany historii i tak naprawdę pozostaje bezimienny. Malachiasz to nie imię, ale tytuł albo raczej charyzmat pisarza – po hebr. mal’aqi to osobisty posłaniec, reprezentant, plenipotent, a w tym wypadku wybrany przez Boga wysłannik.
Krótki werset medytowany w tę niedzielę jako pierwsza z lektur biblijnych nazywany jest przez znawców pism prorockich ostatnią dysputą proroka Malachiasza – posłańca Bożego. Istotą całości wywodu jest ocalenie nadziei, że zachowanie wierności i przepisów prawa Bożego wbrew pozorom przynosi korzyść człowiekowi wierzącemu. Pan pamięta. Biblia w różnych wątkach, zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, często powraca do tych kwestii. Czy naprawdę warto trudzić się o zachowanie wiary i prawości, skoro na tym świecie i tak przeważają siły nieprawe, dalekie od wartości Dekalogu czy sumienia?
Bóg zapisuje wszystko w księdze swej pamięci – powie prorok – a zaraz po tym zapowiada dzień sądu Bożego, palący jak piec (w. 19). Wiotką słomą będą nieprawi, choć przed nastaniem godziny Bożego sądu i wyroku wydawali się mocarzami, a nawet despotami. Natomiast nad sprawiedliwymi wzejdzie słońce sprawiedliwości, do którego potem w Nowym Testamencie będzie porównywany sam Chrystus – słońce wschodzące na wysokościach (w. 20).
To ciekawe, że dla niewierzących dzień Jahwe będzie niewygodny jak upał, podobny do piekła, będzie palił jakby ogniem, męczył nieznośną temperaturą, która odbiera siły. A dla wiernych Bogu przeciwnie – ten sam dzień Bożego sądu tchnąć będzie łagodnym ciepłem, jak wiosenne, miłe, rozgrzewające promienie słoneczne.
Na ile jesteś ugruntowany w wierności? Potrafisz rozeznawać pozory światowej siły, jej ułudę i odróżniać to wszystko od mocy duchowej, która jest realna i ostatecznie zwycięża? Nie pożera cię lęk przed iluzorycznymi potęgami tego świata? Jaki jest stan twojego wnętrza na dziś – to łagodna temperatura czy nękająca duszę gorączka? Miłość potrafi oskarżać i palić, jeśli jest zdradzona. Miłość potrafi rozgrzać serce, jeśli jest chroniona.
II czytanie: 2 Tes 3, 7–12
Niektórzy ze współczesnych badaczy biblijnych spekulują, czy drugą część listu do wspólnoty w Tesalonikach napisał sam Paweł z Tarsu, czy też raczej jego uczniowie? To problem drugorzędny dla modlitwy wewnętrznej, bowiem tekst tak czy inaczej przekazuje naukę samego apostoła. O co chodzi tym razem?
Tesaloniczanie byli bardzo zabobonni. Oczekiwali paruzji Pana w pozycji bezczynnej, bo sądzili, że już, za chwilę, wręcz zaraz nadejdzie koniec świata, więc w zasadzie nie warto nic robić i nie ma co podejmować żadnych inicjatyw.
Czy nie jesteś pesymistą? Czy nie jesteś przesadnie pasywny? Oczekujesz twórczo powrotu Pana czy zastygłeś w depresji?
Paweł pisze drugi list do uczniów Pana w Tesalonikach, aby powiedzieć im jasno: chrześcijanie wezwani są do stałego czynienia dobra, a nie do sentymentalnego siedzenia na progu domu i patrzenia w chmury lub poza horyzont. Apostoł – co czyni bardzo często – jako dobry pedagog podaje siebie za przykład, bo żyjąc wśród braci z tej wspólnoty, głosił Dobrą Nowinę, ale też żył z pracy własnych rąk, nie próżnował (w. 7). Przykład pracy Pawła – i tej duchowej, i tej zwyczajnie fizycznej – ma wstrząsnąć tymi, którzy są pasywni, ale komentują działania innych, jak z odrobiną ironii pisze apostoł po gr. egrazomenous alla periergazomenous – plotkują, komentują, dosłownie noszą założone ręce na piersiach, ale wtrącają się do wszystkiego, pouczają (w. 11).
Czego jest więcej w twoim postępowaniu – nic niewnoszącej teorii czy spójnego działania? Czy nie patrzysz z dystansu na coś, co po prostu wymaga twojego wejścia i zaangażowania? Czy nie zmieniasz świata pozornie, bezpłodnymi i nieskończonymi rozmowami zza stołu?
W całej treści napomnień zawartych w tym liście Paweł nadaje ludziom próżnym, mocnym w teorii, ale niepraktycznym dosadny przydomek, z gr. atakoi – nieużyteczni, puści, bezczynni, pasywni, niezdatni do niczego. Człowiek bezczynny szybko napełnia ducha posmakiem goryczy. Kto praktycznie mierzy się z przeszkodą, dostępuje radości nawet w największym zmęczeniu i trudzie.
Ewangelia: Łk 21, 5–19
Od tego właśnie rozdziału ewangelii Łukasza Jezus rozpoczyna mowę, w której objaśnia znaczenie wydarzeń ostatecznych.
W mocnej wypowiedzi Pana miesza się historia z symboliką – a więc inwazja Rzymian z roku 70., która naprawdę nastąpiła i była już znana Łukaszowi, gdy pisał swoją ewangelię, z misteryjnymi wizjami proroków, które są ponadczasowe. Wydaje się, że mowę eschatologiczną Jezusa można umiejscowić w Świątyni Jerozolimskiej. To tam wygłosił ją Pan. Świątynia została bardzo rozbudowana za czasów Heroda Wielkiego. Dwadzieścia lat przed narodzeniem Chrystusa – jak opisuje to wybitny żydowski historyk, Józef Flawiusz – wspomniany król hebrajski otoczył świątynię solidnym murem, dobudował wielki plac wewnętrzny oraz ustanowił ponad tysiąc kapłanów do modlitewnej obsługi tego miejsca. Nagle fortuna się odwraca. Tytus, cezar rzymski, zburzył tę samą świątynię podczas tak zwanej wojny żydowskiej, a w 135 roku po zmartwychwstaniu Chrystusa najeźdźcy rzymscy na miejscu dawnej Świątyni Jerozolimskiej – chluby narodu wybranego, wznieśli świątynię pogańską (w. 6).
Jak reagujesz na chwiejność wydarzeń: rozpaczasz czy zaczynasz od nowa? Jesteś odporny, czy tchórzliwy? Truchlejesz czy szukasz umocnienia i działasz?
Mimo pogłosek i legend licznych wizjonerów, nawet religijnych, chrześcijanie mają być dojrzale stabilni. Trzeba stać w Panu bez wahania i zmienności. Nie należy biegać za sensacją, ale zwyczajnie pracować, trudzić się, czynić dobro wielkie i małe, przemieniać człowieka i świat (w. 8). Taka postawa co prawda będzie napiętnowana, bo jest niewygodna dla potężnych ludzi, uwiedzionych przez ducha tego świata (w. 17). Tak musi być. Z greckiego słowo dei oznacza ślepą konieczność, bezwolną siłę. Tak, właśnie ślepą i bezwolną, można więc ją pokonać inteligencją, sposobem, pracą woli (w. 12). Moc i konsekwencja pokornej, żmudnej, duchowej wytrwałości jest nie do powstrzymania – zapewnia Chrystus (w. 19).
Czy potrafisz chronić w sobie duchową siłę? Co ci ją odbiera? Jesteś stabilny, zdecydowany, kroczący w spójnych kierunkach życia czy rozchwiany, może histeryczny? Rozwijasz się praktycznie, stajesz się bardziej twórczy? Czy może obumierasz?
Mocy ewangelicznego życia doświadczy łatwo człowiek jednoznaczny. Nigdy nie pozna jej ktoś niespójny i chwiejny.
Zobacz nasze inne aktualności