I czytanie – Syr 35, 12–14; 16–18
Księga Syracha – osobisty zapis doświadczenia i mądrości – powstała na początku II w. przed narodzinami Chrystusa. To jeden z najdłuższych tekstów w Biblii. Skonstruowana jest z wielu pouczeń i krótkich sentencji, nawiązujących stylem do specyfiki literatury filozoficznej, a więc spisanej poza kręgiem kultury żydowskiej – w Grecji, może w Rzymie. Rozważany fragment faworyzuje trzy grupy ludzi, którzy z pewnością mogą liczyć na sprawiedliwość Boga, a są nimi: ubodzy, wdowy i sieroty.
Zamkniętym salonom i wpływowym elitom Bóg w swojej sprawiedliwej zapalczywości zawsze odbierze przywileje, a tym trzem, to jest sierocie, wdowie albo ubogiemu, przeciwnie – doda ich więcej. Pozornie każda wdowa, każda sierota i wszyscy ubodzy to osoby społecznie najsłabsze i bez wpływu, a przecież w medytowanym dziś fragmencie mądrościowej księgi to właśnie oni i tylko oni zdobywają przychylność Wszechmocnego Boga. Im jakoś Bóg nie może się oprzeć i nie chce się sprzeciwić (w. 17–18). Co tak bardzo zachwyca Boga, że zawiesza miecz sprawiedliwości nad życiem ubogich? Oczywiste jest to, że mimo litości, jaką mogą wzbudzać, zarówno sierota, jak i wdowa potrafią czynić zło i zasługują na osąd Boga. A jednak ich Pan nie powoła przed trybunał wieczności. Dlaczego? Bo sierota, ubogi i wdowa nie są interesowni, nie mają wpływu na świecie, nie szukają swego, nie zyskują kosztem innych. Proszą jedynie o wsparcie, o przeżycie, o pomoc – nie są w stanie ani pragnąć władzy nad innymi, ani wykorzystywać innych na potrzeby własnego egoizmu, nie chcą też nikim manipulować. Są po prostu bezbronni, maluczcy, nieinwazyjni.
Wobec kogo jesteś agresywny, despotyczny, narzucający swoją wolę? Może kimś manipulujesz? Czy kogoś nie zwodzisz? Czy nie pragniesz przejąć nad kimś kontroli? Naprawdę szanujesz autonomię innych ludzi? Według prawdziwej, objawionej mądrości nie należy nasycać swojego ja fałszywą, wyniosłą siłą. Lepiej się umniejszać, schodzić w dół, być duchowo ubogim, bo wówczas ma się sprawiedliwość Boga bezwarunkowo po swojej stronie.
II czytanie – 2 Tm 4, 6–9; 16–18
Kontynuując medytację drugiej części kolejnego listu Pawła apostoła do Tymoteusza, dochodzi się wreszcie do najbardziej dramatycznych fragmentów tego pisma. I chociaż samo w sobie jest bardzo intymne, bo to opis duchowej przyjaźni między Pawłem a Tymoteuszem, w końcu stanowi testament i życiowy rachunek żegnającego się z życiem apostoła. Rozważane dziś fragmenty są przykładem całkowitego otwarcia się Pawła na prawdę – otwarcia szczerego, świadomego i bez cienia fikcji.
Jak wielką przemianę przeszedł Szaweł z Tarsu! Dopiero teraz może liczyć na sprawiedliwość Boga. Nie wtedy, gdy jako zapalczywy, silny, uzbrojony i agresywny siepacz na usługach faryzeuszy myślał i krzyczał, że ma rację, i posuwał się do fanatycznego, bezwzględnego zabijania tych, którzy wiarę przeżywali inaczej. Apostoł na służbie Chrystusa, już po nawróceniu, przeżył wiele porażek. Na koniec życia również jest zupełnie sam (w. 16). A jednak dopiero teraz – całkowicie ubogi – z ufnością patrzy w stronę sądu i Bożej sprawiedliwości (w. 8). Paweł śni o nagrodzie dla wojownika – o wieńcu prawości, który będzie mu wręczony po śmierci. Jest to nawiązanie do trofeum, jakie zdobywali zwycięzcy igrzysk w starożytności. Apostoł jest tak odmieniony, dyspozycyjny, przejrzysty, że nie czeka na wyrok, ale sam siebie Bogu składa w darze (gr. spendomai – ofiara płynna); (w. 6). Ofiarowuje się i znika po nim ślad. W antyku wielu ludzi pragnęło przekupić bożka składaną ofiarą, ale tak, żeby ślad po ofierze pozostał, był widoczny i podziwiany przez pobożnych pielgrzymów. Jakaż duchowość! Jakaż świętość – podziwiali wszyscy! Paweł składa siebie w ofierze, lecz pragnie zrobić to w duchowym ukryciu. Jego wewnętrzna ofiara się rozpłynie, będzie niewidoczna. W ten sposób wygra wyrok sprawiedliwości.
Zależy ci na tym, by zostawić ślad? By twoje życie z sukcesem przeszło do historii? Szukasz sławy i podziwu? Czy może bliska jest ci skromność? Potrafisz robić dobre rzeczy, nawet jeśli nie są one docenione? Umiesz wytrwać w dobru także wtedy, gdy twoje słuszne działanie jest potraktowane niesprawiedliwie? Bóg opowiada się zawsze za tymi, którzy poświęcają się dla sprawy, a nie grają sprawiedliwych, aby zyskać.
Ewangelia – Łk 18, 9–12
Niektórzy badacze Pisma Świętego przypowieść o faryzeuszu i celniku, którą Matka Kościół przepisuje dziś na modlitwę myślną, nazywają małym podręcznikiem skutecznej modlitwy. Podobne do tej właśnie historii jest nauczanie Pana o wdowie i nieuczciwym sędzi. Jezus specjalnie operuje tutaj skrajnym paradoksem, aby spowodować w duszy mocniejszy wydźwięk i wywołać refleksję. Bohaterowie na scenie są zatem od siebie biegunowo odlegli, a przecież poruszają się w jednej i tej samej przestrzeni.
Pierwszy z nich to faryzeusz (hebr. perushim – oddzielony, odseparowany od reszty, uważający się za lepszego). Drugi zaś to celnik – uprawia zawód, który uznano wtedy za nieczysty nie tyle z racji odmiennej roli społecznej, lecz z powodu kolaboracji z okupantem i powszechnego wśród celników oszustwa. Obaj udają się do świątyni, co sugeruje słowo o wspinaniu się po schodach (gr. anabaino – mozolne wchodzenie po stopniach na górę). Jezus musi tu mieć na myśli Świątynię Jerozolimską, bo to do wnętrza tego właśnie gmachu wchodziło się 800 metrów ponad poziom morza, stromo wzwyż, po wysokich schodach. Pobożni Żydzi robili to dwa razy dziennie – rano o dziewiątej oraz po południu o 15 – aby uświęcać poszczególne, główne pory dnia. Łatwo sobie wyobrazić, w jakiej postawie 800 metrów przed ołtarz wchodzi faryzeusz: jest zadowolony z siebie, wszyscy go widzą i fotografują, pierś wypięta, głowa podniesiona do góry, jest przepełniony dumą i pychą. Celnik natomiast tych 800 metrów świątynnej wspinaczki przeżywa jak upokorzenie, chciałby iść krócej, biegnie chyłkiem, nie robi zdjęć i unika fleszy, jest skulony, niepewny. Dlaczego więc celnik odchodzi usprawiedliwiony, a faryzeusz przeciwnie (w. 14)? Ewangelista posługuje się w tekście ciekawą ironią. Faryzeusz chwali się, że nie znajduje siebie samego podobnym do innych ludzi, że jest po prostu kimś niezwykłym (w. 11). Łukasz stosuje tutaj żartobliwą grę słów, bo po gr. adikoi – różny, odmienny, niepodobny, wywodzi się paradoksalnie od terminu gr. dikaios – sprawiedliwy, uczciwy, prawy. Faryzeusz pragnie usprawiedliwienia, a kończy jak dziwak, odludek, wyniosły samotnik, z którym nikt nie chce obcować. Celnik oceniany jest powszechnie jako ktoś odtrącony, ale przechodzi metamorfozę i wygrywa wieniec Bożej sprawiedliwości. Człowiek nie jest w stanie znaleźć usprawiedliwienia dla swego życia w sobie samym. Potwierdzenie musi przyjść od Boga.
Czy nie usprawiedliwiasz się na próżno? Potrafisz przyznać się do błędu i porażki z otwartą przyłbicą? Z kim rozmawiasz duchowo? U kogo weryfikujesz swoje wybory, intuicje, natchnienia? A może sam dla siebie usiłujesz być sterem i kryterium wszystkiego? Tymczasem jedynie Bóg przenika wnętrze człowieka do końca. I On sam poznaje motywy jego uczynków w stu procentach.
Zobacz nasze inne aktualności