O. Stanisław Róż SVD jest werbistą. Pochodzi z diecezji rzeszowskiej, z małej wiejskiej parafii Rożnowice. W swoim misyjnym życiu posługiwał najpierw pięć lat na Filipinach, później ponad dwadzieścia lat w Kenii, a teraz pracuje w diecezji Fairbanks na Alasce.
Na początku 2019 roku rozpocząłem posługę w dwóch parafiach: Newtok i Chefornak w południowej części Alaski, niedaleko morza. Do niektórych wiosek i parafii można dolecieć jedynie samolotem. Dodatkowym problemem jest brak bezpośredniego połączenia – najpierw trzeba dostać się samolotem do małego miasteczka Bethel, a dopiero później można lecieć dalej. Zajmuje to w sumie kilka godzin, a czasami kilka dni, gdy na przykład są złe warunki pogodowe i trzeba czekać na ich poprawę. Sztormy są tu na porządku dziennym i chyba jest ich więcej w roku niż dobrej pogody. Dlatego mówi się, że Alaska jest ostatnim frontem, a rządzi nią pogoda. W normalnych warunkach latałem do wiosek co dwa tygodnie. Gorzej jest w zimie i teraz, w czasie pandemii.
Alaska jest częścią Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale by dostać się do głównych stanów, trzeba lecieć około sześciu godzin samolotem. Alaska jest 49. stanem w USA, oddzielona jest lądem z Kanadą, dawniej była częścią Rosji. Jest pięć i pół razy większa od Polski, a diecezja trzy i pół razy większa. Liczy blisko 800 tysięcy mieszkańców, z czego prawie połowa żyje w największym mieście – Anchorage oraz większych miastach, takich jak Fairbanks. Reszta to wioski i miasteczka liczące od 300 do 1000 mieszkańców. Posługuje tu blisko 20 kapłanów, z których jedynie kilku jest Amerykanami, reszta pochodzi z innych krajów i przyjeżdżają tu do pracy na krótko, najczęściej na kilka lat. Alaska stylem życia nie przypomina bogatej Ameryki. Eskimosi to lokalna grupa etniczna, bardzo różniąca się od reszty, z własnym językiem i stylem życia. Jedynie prawo wiąże ich z USA. W wielu sprawach jest w tyle nawet za krajami Afryki.
Alaska to zadziwiające miejsce. Eskimosi od setek lat żyją w izolacji od reszty świata, dlatego w swoim stylu życia wypracowali swoisty porządek, który niełatwo jest zrozumieć. Język (w części Alaski, gdzie mieszkam, w Yupik) jest trudny, raczej mówiony, tłumaczonych tekstów jest mało. Starsze pokolenie słabo zna angielski, młode lepiej, ale z powodu braku szkół ponadpodstawowych możliwość dalszego kształcenia jest nieco ograniczona. Swoista kultura też do tego nie zachęca. Trudne warunki związane z pogodą, mentalność „licz na siebie” powodują, że niełatwo jest wejść w życie tego ludu. Eskimosi kochają ciszę i nienawidzą wielomówstwa. Dostęp do świata w dzisiejszych czasach, samolotem, a także dzięki technologii, mediom, zmieniają wszystko, ale niestety na gorsze. Patologie, uzależnienia od alkoholu czy narkotyków stają się receptą na depresję, a to prowadzi do wielu samobójstw. Dostęp do radia czy telewizji tu jest możliwy jedynie przez połączenia satelitarne, a są one kosztowne, więc korzystają z nich nieliczni. Ja takich luksusów nie mam.
Większość ludzi korzysta z osiągnięć techniki i technologii. Quady i skutery śnieżne, łodzie motorowe są niemal w każdym domostwie. Nie ma już igloo ani psów ciągnących sanie. Domki są bardzo małe, prymitywne, z płyt pilśniowych, ocieplane szklaną watą. W wiosce znajduje się szkoła podstawowa, jest dobrze wyposażona, dzieci nie muszą do niej daleko dojeżdżać, wszystko jest na miejscu. Mimo to rodzice dowożą małe dzieci do szkoły właśnie quadami i skuterami. Szkolnictwo nie należy do mocnych stron Eskimosów. Zainteresowanie nauką jest mniejsze niż w innych miejscach na świecie, ale szkoły, zwłaszcza podstawowe, są obowiązkowe, a najmłodsi uczą się w dwóch językach: angielskim i yupik.
Na Alasce są długie zimy i krótkie lata. Zimą tylko przez kilka godzin jest jasno. Latem praktycznie nie ma nocy. Na północy Alaski jest to jeszcze bardziej wyraźne. W centrum temperatura zimą jest niższa niż na wybrzeżu. Wynosi od -40 do -60 stopni Celsjusza. Na wybrzeżu z powodu wilgoci sięga ona około -35 stopni, ale odczuwalna jest jak -55 stopni. Lato jest krótkie i intensywne. Temperatura dochodzi nawet do +30 stopni, ale trwa to krótko. Ponieważ mieszkamy w tundrze, ziemia jest miękka, latem staje się grzęzawiskiem, ale dalej, w głębi lądu jest wiecznie zamarznięta. W wiosce znajdują się drewniane chodniki, po których się poruszamy. Zimą wszystko jest zamarznięte, więc można przemieszczać się w miarę swobodnie. Globalne ocieplenie powoduje anomalie pogodowe. Najczęstszym zjawiskiem atmosferycznym są sztormy, i zimą, i latem. Zamiera wówczas transport. Nasze wioski nie mają dróg, nie są zaopatrzone w bieżącą wodę, nie ma kanalizacji, a jedyny środek transportu stanowią małe, 5–9-osobowe samoloty, które dowożą ludzi, pocztę i dostawy do sklepu. Z powodu złej pogody czasami, tak jak na przykład w tym roku, przez dwa i pół tygodnia nie przyleciał ani jeden samolot. Sklep świecił pustkami, a chorzy czekali na pomoc.
Głównym pożywieniem Eskimosów są ryby (śledź, halibut, łosoś, a zimą biała ryba), foki, morsy, czasami mniejsze wieloryby, które sami łowią. Jedzą też łosie i ptaki – kaczki i gęsi. Zdobywają je na polowaniach, których zasady są ściśle określone i przestrzegane. W diecie Eskimosów nie ma warzyw ani owoców. Czasami dowozi je samolot, ale są zbyt drogie i kupuje się je jedynie od święta. Nabiału na Alasce nie ma, jajka Eskimosi wykradają ptakom, kiedy te przylatują na wiosnę, gotują i przetrzymują w zamrażarkach, jedzą chleb, który sami pieką, ale robią to rzadko. Czasami korzystają z zamrożonego tostowego, który przyleci transportem powietrznym, ale jest on drogi, kosztuje 8 dolarów. Sporo żywności dostępnej jest w konserwach. Ceny jednak są trzy razy wyższe niż w głównych stanach. Eskimosi dostają zapomogi pieniężne od rządu raz w roku.
Dzieci nie mają tu zbyt wielu atrakcji. Można do nich zaliczyć jedynie rower, telefon komórkowy, gry, błoto i wodę. Zimą niewiele się tu dzieje, bo mimo że dostępne są sanki, to w promieniu 150 kilometrów nie ma ani jednej górki. Rodzice czasami zabierają swoje pociechy na kulig i ciągną plastikowe sanki skuterem śnieżnym. Raz widziałem, jak ktoś próbował jeździć na łyżwach, ale nie są one popularne, ponieważ zamarznięte jeziorka przysypuje śnieg. W domu atrakcjami są telewizja i telefon komórkowy.
Większość Eskimosów jest ochrzczona, ale niewielu z nich praktykuje swoją wiarę. Ksiądz przygotowuje do ich sakramentów, ale w ostatnich latach dzieci i młodzież odeszła od Kościoła. Duchowni odprawiają msze, odwiedzają chorych. Księża robią tutaj wszystko sami: gotują, piorą, sprzątają, w niektórych wioskach muszą też sprzątać kościół, przynosić olej opałowy, by ogrzać budynek. Wszystkie codzienne sprawy są na ich głowie.
Dzieciom w Polsce chciałbym powiedzieć, by starały się doceniać każdą małą rzecz, jaką mają, ponieważ tutaj, na Alasce, brakuje podstawowych rzeczy. Tutejsze dzieci są zaniedbane, często są adoptowane, mają czasem dwie mamy – tę biologiczną i tę, która je wychowuje. Dzieci są własnością wspólnoty. Mają tego świadomość i żadne z nich nie protestuje, tak są po prostu wychowywane.
Moja misja nie jest łatwa, ale jak każda może być piękna, jeśli chce się w niej dostrzec piękno i to, że ma sens.
Pozdrawiam!
o. Stanisław Róż, SVD
Zobacz nasze inne aktualności