Kiedy mały Paweł Manna miał dwa i pół roku, zmarła jego mama. Wtedy mały Pawełek został wysłany do cioci i wujka do Neapolu, żeby się nim zajęli. Rodzina bardzo dobrze się nim opiekowała. Tam też zaczął chodzić do szkoły, która na początku mu się podobała, jednak trwało to niezbyt długo. Już po dwóch latach nauka w niej zaczęła go nudzić. Chłopiec był bardzo zdolny i lubił czytać, ale zamiast do szkoły wolał chodzić do lasu albo nad rzekę. Zaczął sporo wagarować. Wtedy ciocia i wujek odesłali go taty, do domu. Miał wtedy niecałe 11 lat. W rodzinnym Avellino poszedł do szkoły technicznej. A kiedy i tutaj po pewnym czasie zaczął uczyć się tylko tego, na co miał ochotę, i zaczął opuszczać lekcje, jego tata posłał go do Rzymu, do szkoły księży salwatorianów. Dla żywiołowego, pełnego energii, młodego Pawła, przyzwyczajonego do życia w małej miejscowości, do biegania po polach i nad rzekę, przystosowanie się do reguł zakonnej szkoły nie było łatwe. Musiał dużo nad sobą pracować. Ale udało się! Skończył szkołę z bardzo dobrymi wynikami. Kiedy miał 19 lat, wstąpił do seminarium misyjnego w Mediolanie. To miasto na północy Włoch, a Paweł pochodził z południa. Te dwie części Włoch nawet dzisiaj znacznie różnią się między sobą. Bardzo trudno było mu przyzwyczaić się do tutejszego stylu życia i seminaryjnych wymagań, ale krok po kroku, pracując nad sobą i stawiając sobie wymagania, poradził sobie z tym niełatwym zadaniem. 19 maja 1894 r. Paweł Manna został księdzem.
Zobacz nasze inne aktualności