Gdy myślimy o szpitalu, pojawia się temat kapelana – gdzie go można znaleźć w nagłych wypadkach? Jak może pomóc cierpiącym? Ale może na samym początku warto zadać sobie pytanie: kim jest kapelan?
Gdy myślimy o szpitalu, pojawia się temat kapelana – gdzie go można znaleźć w nagłych wypadkach? Jak może pomóc cierpiącym? Ale może na samym początku warto zadać sobie pytanie: kim jest kapelan?
Najważniejszy jest chory
Jako zakonnik Zakonu Kleryków Regularnych Posługujących Chorym (kamilianie) chcę najpierw zwrócić uwagę na nasz czwarty ślub zakonny: służba chorym nawet z narażeniem własnego życia. Czerwony krzyż zamieszczony na naszym stroju zakonnym symbolizuje Chrystusa, który z miłości umiera za drugiego człowieka.
Kim jest kapelan?
Kapelan to kapłan, który służy drugiemu człowiekowi 24 godziny na dobę. Przywykliśmy, że kapelan ma swoje obowiązki, godziny pracy, że przychodzi tylko do katolików – jak to słyszy się na niejednej sali szpitalnej – z sakramentem namaszczenia chorych… Ale tak faktycznie kapelan jest dla wszystkich chorych, bez względu na wyznanie. Patrząc z punktu widzenia europejskiego, kapelan powinien odprawić Mszę św., nabożeństwo, udzielić sakramentów (pokuty i pojednania, namaszczenia chorych), Komunii św., przychodzić do szpitala na wezwanie i odwiedzać chorych. I więcej od kapelana nie powinno się wymagać. „Po co mu zawracać głowę…” – jak powiedziała jedna z pacjentek.
Potrzeba i nieba, i chleba
Na misjach wygląda to troszkę inaczej. Kapelan ma większy zakres obowiązków. Wchodząc na teren szpitala, musi mieć świadomość, że jest posłany do każdego chorego, który znajduje się na sali. Nie patrzy na wyznanie i religię. Kapelan najpierw interesuje się tym, czy pacjent ma za co kupić leki, czy ma co włożyć do garnka, czy ma możliwość opłacenia operacji lub zabiegu. Dopiero w dalszej kolejności idzie się do chorych z sakramentami. W szpitalu na Madagaskarze, gdzie pracowałem, w większości nie ma ubezpieczeń zdrowotnych, a chory do szpitala musi ze sobą przynieść prawie wszystko – począwszy od kuchni (garnki, węgiel, kociołek, ryż, mięso) aż po łazienkę (miednica czy wiaderko). Trzeba zwrócić uwagę w pierwszej kolejności na tę sferę materialną, a dopiero później duchową.
Na Madagaskarze pracuje z nami grupa ludzi świeckich zwana Rodziną Kamiliańską – wolontariusze, którzy odwiedzają chorych, pomagają w pobycie w szpitalu. To oni przede wszystkim dbają o tę sferę materialną. Troszczą się o to, aby chorzy mieli wszystko, co im jest potrzebne do przeżycia w szpitalu – kupują leki, wydają posiłki.
Tu i tam
Z punktu widzenia Europejczyka mówimy, że choroba może zniszczyć życie człowieka. Gdy nam coś dokucza, przychodzimy do szpitala i liczymy na pomoc. Czasami potrzeba właśnie tej wyciągniętej pomocnej dłoni, choćby na chwilę, gdy stoimy zagubieni w korytarzach czy na sali. Gdy pomagałem jako kleryk w Szpitalu Dziecięcym w Dziekanowie Leśnym, wielokrotnie widziałem cierpienie dzieci na oddziałach chemioterapii i innych. Czekały z utęsknieniem na wypis do domu, chociaż próbowano stworzyć im jak najlepsze warunki pobytu. Szpital jednak nie zastąpi domu, a pielęgniarka, lekarz czy kapelan – rodziców.
Jako kapłan na Madagaskarze miałem do czynienia z innym światem chorego. Sale wieloosobowe, zniszczone łóżka, zdewastowane stoliczki, czasami obskurne pomieszczenia. I w tym wszystkim chorzy, którzy przeważnie pokonali kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów do szpitala.
Czas nie goni
Chorzy, którzy czekają na lekarza, pielęgniarkę, kapłana, mają czas, bo ich nic nie goni i w swoim cierpieniu potrafią się uśmiechnąć i porozmawiać.
Na Madagaskarze zrozumiałem, że w szpitalu nie ma granic wyznaniowych. Można wejść na każdą salę, usiąść i dyskutować o wszystkim z rodziną, bo przy chorym przeważnie siedzi cała rodzina.
Czas, którego dzisiaj brakuje tutaj, w Europie, w krajach misyjnych można odnaleźć przy łóżku chorego. Gdy wchodzi się na salę, czas się zatrzymuje. Opowieści o rodzinach, problemach, sytuacjach plemiennych czy wyznaniowych – to wszystko powoduje, że czasami na sali spędza się wiele czasu. Chorzy zapominają o bolesnej sytuacji, w której się znaleźli, o swoich troskach i problemach, o cierpieniu i chorobie. To czas, w którym dzielą się swoimi radościami z tym, który znalazł „czas” dla nich – z kapelanem.
O. Jerzy Wilk, kamilianin
Zobacz nasze inne aktualności