Ks. Pierre opowiada o swoim powołaniu
Nazywam się Pierre, jestem księdzem z archidiecezji Bukavu w Demokratycznej Republice Konga w Afryce Środkowej. Demokratyczna Republika Konga jest najbardziej katolickim krajem w Afryce – ma ponad 35 milionów wiernych na około 80 milionów mieszkańców. Kościół posiada 47 diecezji. Można powiedzieć, że praca misyjna w tym kraju rzeczywiście przyniosła wielkie owoce. Dla większości misjonarzy priorytetem było wychowanie miejscowych duchownych. Niektóre zgromadzenia zakonne zaczęły przyjmować miejscowych kandydatów dopiero wtedy, gdy Kościół lokalny był już założony. Tak było w przypadku Misjonarzy Afryki, powszechnie znanych jako ojcowie biali, którzy ewangelizowali i założyli diecezję Bukavu.
Zostałem ochrzczony 5 sierpnia 1966 r., a sakrament bierzmowania przyjąłem 8 sierpnia tego samego roku. W tym czasie moi rodzice nie byli jeszcze chrześcijanami. Zostałem więc ochrzczony przed moją matką, ponieważ chodziłem do szkoły katolickiej i mogłem ukończyć 4-letni cykl katechetyczny, który należało przejść przed sakramentem chrztu. Trzeba przyznać, że mojej matce trudniej było zapamiętać nauki katechetyczne; i to jest jeden z powodów, dla których ja zostałem ochrzczony przed nią. Niektórzy z moich starszych braci i sióstr byli już ochrzczeni.
Mój ojciec był wodzem lokalnej społeczności i posiadał ziemię. Miał 5 żon, i jest nas czterdzieścioro rodzeństwa! Z moją matką, która była jego pierwszą żoną, miał 10 dzieci, 4 chłopców i 6 dziewczynek, wszyscy jeszcze żyją. Najstarsi, którzy są bliźniakami (moja siostra i brat), mają teraz 80 lat. Mój ojciec zmarł 22 maja 1986 r. w wieku 82 lat, a moja matka, która nadal żyje i cieszy się dobrym zdrowiem fizycznym i psychicznym, ma obecnie 98 lat. Mieszka z jedną z moich starszych sióstr i ma ponad 200 wnuków i prawnuków! Dwóch z nich zostało kapłanami: diecezjalny i zakonny ze zgromadzenia pallotynów.
Święcenia kapłańskie przyjąłem 4 sierpnia 1985 r. w wieku 30 lat, po siedmiu latach formacji. Przed wstąpieniem do wyższego seminarium duchownego byłem nauczycielem. Zawsze uważałem swoje powołanie za cud. Nic w moim życiu i w mojej formacji nie przygotowało mnie do powołania kapłańskiego. Pewnego dnia spotkałem przypadkowo kolegę, z którym nie widziałem się od dawna, a który właśnie spędził dwa lata w wyższym seminarium duchownym. Był w podobnej sytuacji co ja i mogę powiedzieć, że to on mnie zainspirował, ponieważ, podobnie jak ja, było to późne powołanie. Wstąpiłem do seminarium w wieku 23 lat, ale w pewnym sensie życie kapłańskie pociągało mnie już od najmłodszych lat, kiedy spotkałem młodego ojca białego, który przychodził do naszej wioski odwiedzać chorych. Był tak szczęśliwym i radosnym człowiekiem, że fascynował nas wszystkich swoją dobrocią i radością, swoją troską o ludzi. Chciałem być taki jak on, ale było to raczej niemożliwe: moja rodzina nie była chrześcijańska, mój ojciec był poligamistą, nie studiowałem w niższym seminarium…
Rodzice nie przeszkadzali mi we wstąpieniu do wyższego seminarium duchownego. Jednocześnie nikt nie wierzył, że mogę wejść na drogę kapłańską. Byłem zbuntowany i „światowy”, niektórzy nie dawali mi nawet trzech miesięcy!
Dzień moich święceń kapłańskich był dniem wielkiej radości – dniem niezapomnianym, który wielu jeszcze pamięta! Moja parafia dała dwóch księży przede mną, ale od ich święceń minęły 23 lata! Teraz w mojej parafii rozkwitło wiele powołań zakonnych i kapłańskich. Dziś moja parafia dała Kościołowi ponad 30 kapłanów.
Jednym z błogosławieństw mojego życia jest to, że gdy tylko zacząłem studiować teologię, mój ojciec nawrócił się i rozpoczął czteroletni kurs przygotowawczy, którego zakończenie niemal zbiegło się z końcem moich studiów teologicznych, a następnie z moimi święceniami kapłańskimi. Miałem radość udzielić chrztu mojemu ojcu 29 marca 1986 r., w Wielkanoc! Nawiasem mówiąc, tego samego dnia otrzymał ode mnie: chrzest, bierzmowanie, pierwszą komunię, a także z ogromną radością przyjąłem jego zgodę na małżeństwo z moją mamą! Nie wiem, ilu księży miało taki przywilej przede mną… Tego dnia mój ojciec cieszył się dobrym zdrowiem. Ale dwa miesiące później, 22 maja tego samego roku, Pascal – mój ojciec, ale także mój syn – odszedł do Tego, w którego uwierzył.
Czytelnik może się zastanawiać, co stało się z pozostałymi żonami mojego ojca. Cóż, wszystkie zostały ochrzczone, a trzy z nich jeszcze żyją. Całkowicie zaakceptowały decyzję mojego ojca, by naśladować Chrystusa. Nie wolno ci myśleć, że zostały one porzucone, w żadnym wypadku! W rzeczywistości poligamia praktykowana w tamtych czasach i w przypadku mojego ojca była motywowana między innymi statusem społecznym. Mój ojciec poślubił kilka kobiet, aby opiekowały się jego majątkiem i administrowały zwyczajową jurysdykcją, za którą był odpowiedzialny. Jego żony mieszkały w określonych miejscach, aby one i ich potomstwo mogło dbać o majątek licznej rodziny. Być może zaskoczy was fakt, że zostały wybrane przez pierwszą z nich, którą jest nikt inny jak moja mama!
Jakie cuda Pan uczynił dla mnie! Niech będzie pochwalone Jego imię na wieki.
Zobacz nasze inne aktualności