I czytanie: Dz 4, 8–12
Dzieje Apostolskie znajdują się na pierwszym miejscu do modlitwy wewnętrznej na kolejną niedzielę wielkanocną. A to dlatego, że z jednej strony stanowią kronikę początków Kościoła, ale z drugiej to tekst bardzo paschalny, chrzcielny i nie można mówić ani o istnieniu, ani o rozwoju chrześcijaństwa bez medytacji nad Wielkanocą. W ubiegłym tygodniu cudownie uzdrowiony chromy człowiek stał się świadkiem Jezusa zmartwychwstałego. W konsekwencji Apostołów dotyka ucisk i póki co lekkie prześladowanie, przesłuchanie oraz areszt. Następnie Piotr zostaje postawiony przed wysoką radą żydowskich kapłanów, uczonych w Piśmie oraz starszych i zmuszony do przedstawienia argumentów za Dobrą Nowiną. Tym właśnie będzie pierwszy z tekstów danych dziś do medytacji.
Mowa pierwszego papieża ma jakby trzy warstwy. Jest wzorem dla późniejszego kerygmatu wczesnochrześcijańskiego – tak powinno się ogłaszać Ewangelię ludziom, którzy nic o niej jeszcze nie wiedzą. Jest zarazem przykładem apologii, czyli skutecznej obrony prawd wiary. Ale jest też czymś na wzór rabinistycznej mowy żydowskiej – Semici mogli wtedy łatwiej zrozumieć Piotra, który jest już co prawda człowiekiem paschalnym, lecz pochodzi z ich kultury i tradycji. Od tego zresztą aspektu Łukasz zaczyna opis całego epizodu i wspomina, że pierwszy spośród Apostołów – mimo statusu więźnia – cieszy się pełną asystencją Ducha Świętego (w. 8). Mówi więc jak równy do równych. To ważne dla Kościoła, który wyszedł z judaizmu i w tej właśnie chwili przejmuje inicjatywę w sprawie zbawienia ludzi.
Piotr odważnie posługuje się silnym kontrastem. Nie chce dokuczać złośliwymi figurami słownymi, ale wie, że musi poruszyć twarde sumienia słuchaczy. Co to za duchowy kontrast? Na jednej szali Apostoł i rybak ustawia zbawcze dokonania Chrystusa, które są bezdyskusyjne. Chromy został uzdrowiony w imię Jezusa (w. 10). Znak ten mówi, tłumaczy dalej Piotr, że można być zbawionym tylko w Panu ukrzyżowanym i zmartwychwstałym i cały lud Izraela musi to zrozumieć dla swojego dobra (w. 10–12). Chrystus jest kamieniem węgielnym, na którym nie można się nie oprzeć, poszukując Boga.
Jak silna jest twoja więź z Panem? Pozwalasz się formować Chrystusowi? Szanujesz Jego naukę i jesteś do niej duchowo przywiązany? Możesz powiedzieć, że znasz i kochasz Ewangelię?
Na drugiej szali dyskursu pojawia się jednak smutek z powodu braku dobrej woli u ludzi. Chrystus przyniósł zbawienie i dobro, a mimo to Hebrajczycy Go odrzucili (gr. exhouthenétheis – wyrzucić, odtrącić, powiedzieć wprost komuś w twarz o jego nieużyteczności, ogłosić, że kogoś w jakimś miejscu się nie oczekuje, nie chce; w. 11). To wielka pomyłka. Nikt rozumny nie niszczy fundamentu, na którym buduje własny dom. Nie odtrąca dłoni, która chwyta go, by wyciągnąć z odmętu. W człowieku czasem jest jednak takie szaleństwo. Wychodzi ono z jakiejś wielkiej, wewnętrznej ludzkiej rany i wówczas ktoś woli raczej zginąć, niż kochać i być kochanym.
Czy nie ma w tobie jakiegoś buntu, sprzeciwu wobec Ewangelii Chrystusa? Co cię w niej przerasta, niepokoi? Poznajesz Jezusa cierpliwie czy zniechęcasz się do ewangelicznej drogi?
Odrzucenie Jezusa w ludzkim życiu, według nauki Piotra Apostoła, przynosi zatem szkodę duszy. Bo jest mylnym rozeznaniem. Istotą dramatu nie jest jednak jakiś błąd teologiczny, oblany egzamin czy krzywo sformułowana teza. Takie coś zawsze można naprawić. Ale czasem nie da się odzyskać już podeptanej miłości. Odrzucenie bądź przyjęcie Jezusa nie jest kwestią teologicznej refleksji, ale zdrowej miłości do Boga. Podobnie zbawienie, czyli życie wieczne w człowieku – to nie podpisany z Jezusem kontrakt na wieczny, szczęśliwy żywot, odpoczynek, picie nieskończonej ilości chłodnego soku przez słomkę na niebieskiej chmurce w nagrodę za dobre życie. Zbawienie to potęga miłości wiernej Bogu duszy, która swoją siłą zdolna jest rozerwać granice grobu.
II czytanie: 1 J 3, 1–2
Miłość przyciąga bez odebrania wolności. Nienawiść odpycha i zniewala jednocześnie. Czym bardziej kieruje się świat? Co lepiej zna – kochanie czy konflikt? Jan, autor fragmentów drugiego czytania, zna dobrze światowe zakręty historii i nie zamierza ich lekceważyć. Wie, że chrześcijanom trudno jest żyć pośród kultur, które wyparły się ducha Ewangelii. Mimo to nie pyta świata o miłość, lecz tę samą kwestię stawia Kościołowi. Można być otoczonym trudnym kontekstem, pozostając sobą w wolności. Etos drugiego czytania to trzy warunki: chrześcijanin nie należy do świata, prowadzi święte życie, naśladując samego Chrystusa, i oczekuje pełnego zbawienia w wieczności.
Jan i jego szkoła, czyli następcy oraz uczniowie Apostoła, byli dobrze wykształceni. Znali zatem grecką filozofię – podstawę antycznej edukacji. A w religijnej myśli helleńskiej dominowała już wówczas zasada podobieństwa do czczonego bóstwa. Kto chciał uprawiać kult, musiał czynić się tożsamym z bogiem, któremu hołdował, zgodnie z zasadą, że podobny rozpozna w wieczności podobnego. Chrześcijaństwo oczyszcza tę myśl religii naturalnej i uzupełnia ją wymiarem duchowym. Skąd się bierze odrzucenie chrześcijan przez świat? Można szukać ludzkich błędów, ale system Kościoła w gruncie rzeczy nie opiera się na ludziach. Może i proboszcz nudzi, a zakonnicy upadają moralnie. Albo siostry i bracia świeccy nie idą dobrze w formacji lub fałszują na chórze – ale to nie są ani podstawy chrześcijaństwa, ani powody, by odrzucać Ewangelię. Wszystko to wymówki płytkich umysłów. Chrześcijanie są odrzuceni, bo świat nie rozpoznał Chrystusa (w. 1). Jak pogardzono Jezusem z Nazaretu, tak konsekwentnie pogardę będą przeżywać Jego uczniowie. Nie ma wyjścia, jeśli wiarę bierze się na serio.
Czy nie używasz płytkich argumentów, tłumacząc swoje porzucenie wiary? Masz wolność w sercu czy sugerujesz się ludzkimi zachowaniami? Ile razy powtarzasz slogan, że zwalniasz tempo życia wiarą z powodu złego przykładu innych osób w Kościele? Naprawdę w to wierzysz?
Biedny będzie ten uczeń Ewangelii, który chciałby żyć jej duchem, jednocześnie szukając doświadczenia światowej miłości. Nie da się złączyć w jednej duszy tak odmiennych pierwiastków. W Liście Jana Apostoła, którym można modlić się na Niedzielę Dobrego Pasterza, miłością obdarza Bóg Ojciec, nie świat (w. 1b). To jakieś błędne koło modlić się, czytać Ewangelię, przyjmować Komunię Świętą i zabiegać o wzrok ludzki albo żebrać o przyjęcie na dywan salonu. U podstaw chrześcijańskiej konstytucji kryje się dramatyczny wybór – albo Bóg, albo nicość. Nie było nigdy człowieka, który by żałował, że jednak Bóg.
Ewangelia: J 10, 11–18
W ubiegłym roku oraz minionym cyklu liturgicznym Matka Kościół podawała wiernym do medytacji na tę samą niedzielę pierwsze dziesięć wersetów przypowieści o Dobrym Pasterzu. Dziś należy rozpocząć od jedenastego zdania. W Kościele, również w obszarze modlitwy wewnętrznej, najlepsza jest droga stopniowej, sensownej, logicznej kontynuacji. Wydaje się, że ubiegłoroczny fragment tej samej części Ewangelii Jana skupiał uwagę modlącego się na czynności pasterza. Miał on bez zarzutu dbać o pastwisko i owce. Teraz natomiast Jezus, który tak naprawdę sam jest Dobrym Pasterzem dusz, otwiera swoje wnętrze i opisuje szczerze najgłębsze pragnienia Boga wobec ludzi. Istotą Bożych uczuć jest zbawienie wszystkich.
We fragmencie z tegorocznej czwartej niedzieli wielkanocnej najbardziej porusza wewnętrzna wolność i bezinteresowność Dobrego Pasterza. Ma On z nadania władzę nad stadem, ale nigdy jej nie egzekwuje. Może także oczekiwać słusznej zapłaty za pilnowanie owiec, za przygotowanie bezpiecznej zagrody, za sposobienie paszy do jedzenia – nigdy jednak nic nie konfiskuje. Przeciwnie, Pasterz rozdaje owcom to, co posiada. Największym darem jest ofiarowane za trzodę Jego życie (w. 11). Nie żyje z owiec, ale zapewnia im życie sobą. W jakim celu aż taka ofiara?
Jeśli owce są inteligentne i bystre, zobaczą jaskrawą różnicę sytuacji. W stronę pastwiska podchodzi wielu, którzy chcą je ostrzyc i zagryzać ich mięso. Owca jest słaba, nieuzbrojona, nie będzie się bronić – łatwy zysk, łatwe przeżycie bez wysiłku. Kto chce dobić owcę, musi ją wabić kłamstwem, mlekiem, hasłami, pożywieniem, obietnicami, schronieniem. A kiedy dusza jest już w pułapce, zaczyna się wykorzystywanie, czyli każe się jej płacić, epatuje nieczystością, zamyka w zimnym układzie aż do wyssania z niej życia. Na początku ją kuszono obietnicami, teraz wszystko zmieniło się w koszmar. A owca, jak była bezbronna, tak i teraz nie znajduje niczego do obrony czy wyjścia z sytuacji.
Czy ktoś tobą manipuluje? Naciąga cię, uwodzi? Masz stosowną, dostateczną dla wiary swobodę w myśleniu i autonomię w wyborach? A może coś cię nadmiernie krępuje?
Chrystus nigdy nie postąpi tak z człowiekiem. Owszem, odsłania duszom swoje piękno. On po prostu jest dobry (gr. kalos – szlachetny, bez skazy, doskonały, bezdyskusyjnie piękny; w. 11a, 14a). Ale to nie jest dobro z reklamy dla ubogich i naiwnych. Piękno Jezusa odsłania się duszom przez życie wewnętrzne, które ma początek w modlitwie, a spełnienie w codziennym życiu, pracy, uczciwości, obowiązkach, których mądry chrześcijanin nie odrywa od prawa łaski. Kto raz zobaczy wewnętrznym wzrokiem pięknego Chrystusa, nawet jeśliby upadł, zawsze do Niego powróci. Pamięć wówczas już cały czas tęskni za szlachetnym Panem. Nic tak jej nie nasyca, jak On. To jest przewaga wiary. Jezus Chrystus nie podejmuje gry, nie konkuruje, a i tak jest najbardziej wyczekiwanym, poszukiwanym, upragnionym, nawet przez tych, którzy o tym nie wiedzą albo się tego zapierają.
Zobacz nasze inne aktualności