Czy świąteczne drzewko i świąteczne przysmaki mogą zainspirować do pomocy misjom? Poniższy tekst ukazuje moc rodziny i misyjnego ducha.
Święto Chrztu Pańskiego kończy okres Bożego Narodzenia, ale w naszej tradycji kolędy jeszcze śpiewamy do 2 lutego. Trwamy więc w tym radosnym klimacie, a w wielu domach czekamy z rozebraniem choinki. Czy świąteczne drzewko i świąteczne przysmaki mogą zainspirować do pomocy misjom? Poniższy tekst ukazuje moc rodziny i misyjnego ducha.
Najsmaczniejszy owoc, jaki jadłam podczas misyjnej drogi w Ekwadorze, to pitahaya (czyt. pita aja). Kiedy pozna się jego smak, chce się jeszcze więcej… A jaki smak mają misje? –zapytałam o to pewną „misyjną” Rodzinę…
Beata Kubas i Gabriela Długosz pierwsze szlify misyjne otrzymały u sióstr klawerianek, ale dopiero w oazie znalazły bijące źródło misyjnej świadomości. W roku 2012 wraz kilkoma innymi wolontariuszami wyjechały do Kamerunu do polskich sióstr michalitek. Zapał wielu młodych ludzi i doświadczenie misyjne przemyskich księży moderatorów, ks. Daniela i ks. Bartłomieja, otworzyły serca na natchnienie Ducha Świętego i tak zaistniała Diakonia Misyjna Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej. Spotkania formacyjne dla studentów-animatorów rozpoczęły się w grudniu 2013 r. „na uchodźctwie”, w Krakowie. Ale i na terenie rodzimej diecezji już coś się działo…
Rodzina w misji
Iskra, jaka wyszła z serca wolontariuszki Beaty, rozpaliła wiele serc, a szczególnie – jak nazywają ich w oazie – wujka Czesława i ciocię Basię (prywatnie tatę i mamę Beaty). Ciocia Basia zwierzyła się, że szukając drogi życia, często myślała o wyjeździe na misje, ale życie potoczyło się inaczej. W jakiś sposób przez inicjatywę i wyjazd córki pragnienia te powróciły, może dlatego, mimo pewnych obaw, zgodziła się, by niespełna wtedy osiemnastoletnia Beatka wyjechała do Kamerunu. Wujek Czesław żyjąc głęboko duchowością Ruchu Światło-Życie, pragnął aktywnie służyć w jakiejś diakonii. Z racji umiejętności gry na dwóch instrumentach myślał o muzycznej, ale iskra z serca córki zapaliła także jego. Zapragnął, by działania misyjne stały się czymś naturalnym – nie akcją, ale stylem życia. Eksplozja pomysłów na realizację tego pragnienia nastąpiła w roku 2015…
Kraina mlekiem płynąca…
W Polsce o mleko nietrudno, ale wśród kameruńskich ubogich czasem jest to luksus. U wolontariuszek Beaty i Gabrieli misyjny wyjazd nie okazał się jednorazowym zachwytem egzotyką, ale oddaniem siebie do dyspozycji Jezusa. Dziewczyny dowiedziały się o kameruńskich niemowlętach, których matki są chore na AIDS. Wraz z własnym pokarmem przekazują tę chorobę dzieciom, ponieważ nie stać ich na mleko w proszku. Stąd w roku 2015 zrodził się pomysł akcji „Mleko dla Kamerunu”. Dzięki zaangażowaniu wielu osób udało się zebrać 700 kg mleka w proszku, które dzięki zapobiegliwości wujka Czesława popłynęło kontenerem do Afryki.
Misyjna choinka
Z misjami kojarzą się raczej palmy, skąd zatem ten iglak? Wujek i Ciocia nie poprzestali na pomocy w organizacji „drogi mlecznej” do Kamerunu. Zbliżało się Boże Narodzenie, na które zazwyczaj stroimy choinki. Postanowili więc wesprzeć inicjatywę w dofinansowaniu wakacyjnych działań oazowych w Ekwadorze. Na ten cel przeznaczyli kwotę uzyskaną ze sprzedaży choinek ze swojej działki. W zrealizowanie tego planu zaangażowało się wielu ludzi dobrej woli, m.in. ks. proboszcz Franciszek Gocha z Brzozowa, który na tę misyjną akcję także ofiarował choinki z parafialnego pola. Nawet najmizerniejsza choinka w dzień Wigilii znalazła swój dom. Ciocia Basia powiedziała, że ta misyjna idea połączyła wszystkich, którzy kupili te świąteczne drzewka. Wszystkim „zapachniały” i wniosły radość.
„Smaczek na maczek”
Wujek bardzo lubi piec ciasta, szczególnie „makowniki”. A ponieważ ma talent, postanowił zrobić i z tego użytek, ale na wielką skalę (bywało, że nawet 120 ciast na Rejonowe Spotkania w Diecezji). Najpierw na różnych spotkaniach związanych z oazą, a później i w szerszych kręgach zaczęły pojawiać się „Misyjne makowniki”. Czasem wracając z dalekich podróży, związanych z pracą zawodową, od razu zabierał się do pieczenia. Wszystkie pieniądze ze sprzedaży przeznaczał na misyjne działania diakonii, a tych zaczęło przybywać. Więc „Smaczek na maczek” na Wigilię stał się już tradycją.
Truskawki z winnicy
O gruszkach rosnących na wierzbie mówimy w formie żartu. Ale już żartem nie są… truskawki zbierane w winnicy! Ta biologiczna zagadka miała początek w przypowieści ewangelicznej u św. Mateusza o winnicy. Wujka Czesława ujęło to, że każdy ofiaruje z siebie, ile może, jeden więcej inny mniej, ale daje coś z siebie. Swój kawałek rodzinnej ziemi nazwał Winnicą Pańską i posadził na niej truskawki przeznaczone na cele misyjne. Winnica Pańska nauce o Kościele jest jednym z obrazów oznaczających Lud Boży, Kościół. Misyjność nie jest „dodatkiem” do pracy duszpasterskiej Kościoła – jest w jego sercu. Kościół jest z natury misyjny (Ad gentes divinitus 2). Tak więc w Winnicy Pańskiej w Woli Komborskiej, ofiarując część swojej pracy dla misyjnych truskawek, wypełnia się Bożą wolę jako członek Ludu Bożego.
Po owocach ich poznacie…
Gdy w dniu Pięćdziesiątnicy na Apostołów zstąpił Duch Święty, wiele osób śmiało się z nich: „Upili się młodym winem”. Uważano, że ludzie Jezusa zachowują się dziwnie i nienormalnie. Wiem, że i z wujka Czesława niektórzy się śmieją – co za odlotowe pomysły… to nie wypali na dłuższą metę… A on mówi: Jak Bóg będzie chciał, to będzie, jak nie będzie chciał, nie będzie.
To jego zaufanie naprawdę mnie ujęło i już przy pierwszym spotkaniu z nim i zauważyłam, że pomimo trudności promienieje zapałem, motywuje innych i wręcz promieniuje jakąś, powiedziałabym, dziecięcą radością. To nie jest radość naiwna, nieświadoma trudności, niezrozumienia. To radość płynąca z wewnętrznego przekonania, że to co robię, jest od Boga i dla Niego, inaczej nie byłoby tych znaków, jakie Bóg daje pośród trudności, dla dalszego rozwoju. Nie byłoby mnóstwa wspaniałych ludzi z Kręgów Rodzin, z oazy i z innych grup angażujących się w misyjne działania. Bo czasem po prostu potrzeba kogoś, kto da impuls, kto zachęci, kto da przykład jak opisana Rodzina. A owocem Ducha jest RADOŚĆ…
A więc… spróbujesz?
Artykuł ten opowiada o małżeństwie z Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej. Należy ono do Kręgów Rodzin, a aktywność, jaką prowadzi na zewnątrz, jest owocem wieloletniej pracy wewnętrznej proponowanej w Ruchu – dialogu małżeńskiego, modlitwy małżeńskiej i innych cennych narzędzi duchowego rozwoju, jakie w tej duchowości zaproponował Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Widzę jak Wujek i Ciocia – Barbara i Czesław Kwolek – uzupełniają się i wspierają zarówno w wysiłkach wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Dla mnie jest to przepiękne świadectwo w dobie mody na rozbijanie rodzin i na przeciętność wiary, a przecież misje to sprawa wiary.
Kiedy pomyślisz, ja też tak chcę, chcę spróbować,i mogę coś zrobić i ofiarować Bogu, z pewnością nie ominie Cię Boży denar. Nie będzie grzechu zaniedbania i żalu straconej szansy podzielenia się wiarą. Jaki więc smak mają misje? Tego nie da się wytłumaczyć, samemu trzeba spróbować…
Agnieszka Klimek, studentka misjologii na UKSW
Zobacz nasze inne aktualności