Powróćmy do radości kerygmatu… czyli o niezmiennej Ewangelii w zmieniającym się świecie
Tekst: Karol Fromont, założyciel Fundacji Reaching Beyond – Sięgając Nieba
Wczoraj
Jeszcze niedawno mogliśmy poruszać się wszędzie, gdzie chcieliśmy, nie tylko w Polsce, czy w Europie, ale i po całym świecie. Mogliśmy dotrzeć w każde – najbardziej odległe –miejsce. W tym świecie Kościół, którego głównym zadaniem jest głoszenie Ewangelii, mógł ewangelizować dosłownie wszędzie: od wielkich metropolii po małe wioseczki ukryte w dżungli. I naprawdę trzeba było znaleźć poważną wymówkę, żeby w tak otwartym świecie nie podjąć wezwania Chrystusa: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu (Mk 16, 15). W jakiej mierze wypełnialiśmy to wezwanie, jest pytaniem, na które również warto poszukać odpowiedzi, ale może już w innym artykule. Wraz z żoną od wielu lat głosimy Ewangelię, pracując między innymi na Filipinach, w Korei Południowej, w Austrii, w Niemczech, w Irlandii, w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Nas jest dwoje, ale jakże wiele jest innych par, rodzin, singli, sióstr zakonnych, kapłanów, którzy zapaleni ogniem miłości Boga, nie mogą przestać głosić prawd o Tym, którego pokochali. I nagle mniej więcej rok temu wszyscy stanęliśmy przed wyzwaniami nowej rzeczywistości…
Dziś
Pandemia koronawirusa „spadła” niespodziewanie nie tylko na jakąś część społeczeństwa, ale i na całe kraje i kontynenty. Zmieniło się tak wiele. Nagle rzeczy, które braliśmy za coś naturalnego – jak podróże, spacery, spędzanie czasu z przyjaciółmi w restauracjach itd. – zostały ograniczone lub odebrane. Wielokrotne kwarantanny, niepewność jutra, utrata pracy, zdalna szkoła i wiele innych nowych rzeczywistości, do których mniej lub bardziej byliśmy czy jesteśmy przygotowani, to jest nasz dzisiejszy świat. Ale ten świat, choć tak bardzo inny od tego wczorajszego, dalej potrzebuje Ewangelii. Wielu ewangelizujących dostosowało sposoby i metody do sytuacji. Wyrażenia „spotkanie on-line”, „rekolekcje on-line”, „różaniec on-line”, „modlitwa przed Najświętszym Sakramentem – możliwe uczestnictwo on-line” – nabrały nowego znaczenia. I na pewno trzeba się cieszyć, że te wszystkie inicjatywy są podejmowane. Ale… Żyjemy w nadziei, że przyjdzie jutro (a nawet widzimy, że już powoli nadchodzi), kiedy sytuacja na świecie zostanie uporządkowana. Przyjdzie nowe doświadczenie,
a Ewangelia zostanie taka sama.
Jutro
Jako chrześcijanie mamy nadzieję na dobrą przyszłość, w której pandemia będzie opanowana. Jaki to będzie świat, trudno jest jednak powiedzieć. Na pewno nie będzie taki, jaki był dotychczas. Ale i w tym czasie też będzie nam dane głosić Ewangelię, choć nie wydaje się, że będziemy mogli wrócić do tego, co było. Ostatnie lata przyniosły wiele zmian w świecie i w Kościele, także w Polsce. Objawiły się choćby nastroje, które panują pośród części społeczeństwa (np. jak podczas tak zwanego „Strajku kobiet”). Można dostrzec pewne zagubienie pośród tego, co się dzieje, i trudność w znalezieniu rozwiązań powstałych problemów. Może trzeba będzie zrezygnować z przywiązania do niektórych struktur, po to, aby odgruzować fundamentalne orędzie ewangeliczne? Jedno w tym wszystkim jest pewne. Kościół jest dalej powołany do celu, bez którego nie może istnieć – do głoszenia Ewangelii.
Jezus mnie kocha, dlatego ja kocham Jezusa
Podstawą wiary w Boga, która objawia się w życiu moralnym i religijnym, musi być miłość. Jezus pokochał mnie i ciebie i mocą tej miłości przywrócił nas Ojcu. Jesteś dzieckiem Boga – ukochaną córką, umiłowanym synem. Duch Święty zaś jest tym niewidzialnym węzłem miłości wiążącym ciebie i mnie z Bogiem. Z tego nieustannego doświadczenia wypełniającego całość twojego i mojego życia rodzi się ufność i odpowiedź miłości: „Jezus mnie kocha, dlatego ja kocham Jezusa”. Jeżeli nie ma tego spotkania miłości, religijność może stać się karykaturą, a moralność ciężarem nie do uniesienia. Niestety zagrożenie utraty relacji z Bogiem jest bardzo realne. Pierwszym niebezpieczeństwem jest ucieczka w moralność, która może stać się moralnością bez Boga lub moralnością, w której człowiek próbuje udowodnić Jemu, że jest wart miłości, bo czyni dobrze. Drugim jest religijność bez miłości, która może dać poczucie wyższości albo stać się formą ucieczki od prawdziwego nawrócenia. Czasem łatwiej jest bowiem trwać w praktykach religijnych, niż stanąć w prawdzie Ewangelii i wejść na drogę nawrócenia prowadzącą do relacji dającej wewnętrzną wolność. Głoszenie Ewangelii rozpoczyna się i jest możliwe tylko w kontekście relacji miłości: tego, że „Bóg kocha ciebie i mnie”. Ci, którzy głoszą Ewangelię, powinni nieustannie zabiegać o tę relację i o tej relacji świadczyć innym. Nie można głosić moralności i religijności, ale głosi się Miłość.
Przyjaźń
Jednym z piękniejszych sposobów ewangelizacji jest budowanie szczerych i głębokich przyjaźni. Nie chodzi tu o znajomości, które stają się środkiem do ewangelizacji,
ale o takie relacje, w których możemy być sobą. Prawdziwa przyjaźń ratuje nas od pokusy traktowania drugiego człowieka przedmiotowo. W niej jesteśmy najbardziej szczerzy, a więc nie ma obawy, że zgubimy gdzieś naszą chrześcijańską tożsamość. Ta głęboka relacja może przemawiać głośniej niż wiele słów. Budując prawdziwe przyjaźnie, schodzimy także z „tronu” poczucia wyższości, które wydaje się bardzo realnym niebezpieczeństwem w życiu wierzących w Chrystusa: „Ja spotkałem Jezusa, więc wiem więcej i znam drogę dla innych…”. To poczucie wyższości może pojawiać się w życiu wierzących jeszcze w inny sposób. Głoszący Ewangelię widząc wielkie owoce swojej posługi, mogą zapominać, że wszystko, czego dokonali, ostatecznie jest łaską Ducha Świętego. Przedziwne jest wtedy działanie Boga, który pozwala im doświadczyć całej mocy słabości i grzechu, z którym się zmagają, w celu doprowadzenia ich do spotkania ze swoim miłosierdziem. Jest to piękna lekcja głębokiej pokory. W Ewangelii nie chodzi przecież o to, żeby być od kogoś lepszym moralnie – jest przecież wielu niewierzących w Chrystusa, którzy są bardzo dobrymi ludźmi – ale o to, że „jestem dzieckiem Ojca, człowiekiem, którego Jezus zbawił”. W Ewangelii chodzi o relację, a nie o prawo.
Drugie nawrócenie
Wielu ludzi, którzy dziś z wielkim zapałem i mocą Ducha Świętego głoszą Ewangelię, mówi o tzw. „momencie nawrócenia”, a więc o momencie w życiu, który spowodował całkowitą i życiodajną przemianę dokonaną dzięki spotkaniu ze Zmartwychwstałym. To doświadczenie prowadzi wierzącego przez długi czas posługi i życia chrześcijańskiego. Wydaje się jednak, że dochodzi się też do innego punktu w życiu, który można nazwać „drugim nawróceniem”. Często jest to długotrwały proces, czasem skomplikowany i niejednokrotnie bardzo bolesny. Bóg, który na początku rozpala człowieka swoją delikatną miłością i przyciąga go cudami swojej bliskości, w pewnym momencie – kiedy człowiek jest już ugruntowany w wierze – wprowadza go w doświadczenie głębokiej przemiany. Człowiek poznaje prawdę o sobie, o głębi swoich i grzechów. Zaczyna dostrzegać ukryte intencje swoich działań i niejednokrotnie przeżywa ból z powodu poznania prawdy o sobie. Jednak Jezus – z mocą swojej męki i śmierci – wchodzi w przeżywane cierpienie, a przemiana prowadzi do życia wypływającego ze zmartwychwstania. Osoba, która pragnie głosić Ewangelię, musi być świadoma, że taki etap w jego/jej życiu może przyjść. A jeżeli już nadszedł, to nie należy się go bać. Często „ukrywanie się” przed tym procesem może doprowadzić do tego, że samo głoszenie Ewangelii stanie się nieautentyczne. Pobudki, z powodu których podejmuje się działania ewangelizacyjne, mogą wtedy stać się obrazem zranień i konsekwencji grzechów, których ewangelizator nie przepracował wraz z Jezusem. Podjęcie drogi „drugiego nawrócenia” jest niezbędnym krokiem w życiu każdego chrześcijanina i ewangelizatora.
Nie wszyscy są na pierwszym froncie
Nie wszyscy jesteśmy na pierwszym froncie ewangelizacji i to jest OK. Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch (1 Kor 12, 4), jak mówi św. Paweł. Wszystko może służyć głoszeniu Ewangelii. Organizacja rekolekcji, przygotowanie sprzętu medialnego, posprzątanie sali, przekazanie pieniędzy na cel ewangelizacji, modlitwa za dane dzieło itd., każdy z nas może mieć udział w głoszeniu Ewangelii, nawet jeśli nie głosi jej bezpośrednio.
Świadectwo
Prawda jest taka, że osobistego świadectwa naszej relacji z Bogiem nikt nie może podważyć, jedynie może je przyjąć lub nie. Ludzie lubią słuchać o prawdziwych wydarzeniach. Czasami opowiedzenie historii z życia przynosi więcej owoców niż głęboki wykład teologiczny. I trochę ze smutkiem muszę stwierdzić, że bywają też ludzie, którzy głosząc Ewangelię od wielu lat, poproszeni o podzielenie się osobistą historią relacji z Jezusem obecnym w ich codziennym życiu, nie za bardzo wiedzą co powiedzieć. Umiejętność podzielenia się świadectwem działania Boga z „dzisiaj” może stać się papierkiem lakmusowym ukazującym, czy moja obecna relacja z Jezusem jest autentyczna czy też została już niejako zabetonowana teorią wiary.
Hollywood a Ewangelia
Żyjemy w kulturze obrazu. Wielu młodych ludzi szybciej poda wiele tytułów filmów i opowie ich treść, niż wyrecytuje na przykład przykazania kościelne. Dlatego też w naszej posłudze ewangelizacyjnej często wykorzystujemy obrazy filmowe znane młodzieży. Posługując się językiem filmu, wchodzimy niejako na terytorium tych, którym chcemy przekazać Ewangelię. I tak, Katniss z Igrzysk Śmierci dobrowolnie zamieniająca się miejscem z siostrą, z całą świadomością, że może zginąć na arenie okrutnych rozgrywek oglądanych przez miliony ludzi na ekranach, przypomina Jezusa oddającego życie za każdego z nas. Superman, Spiderman, Batman… jeden, który ma ratować tych, którzy są bezradni w obliczu zła. Warto więc w głoszeniu Ewangelii otworzyć się na język popkultury. Jest to bowiem język zrozumiały dla tego pokolenia.
Rodziny
Dużo czasu poświęca się dziś programom skierowanym do dzieci i młodzieży. Katecheza szkolna, katechezy przed I Komunią, katechezy przed bierzmowaniem itd. Zauważamy jednak, że niestety dla niektórych młodych ludzi rozbrat z Kościołem wiąże się z przyjęciem sakramentu bierzmowania. Dlaczego wielu z nich oddala się od Chrystusa? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo skomplikowana. Wydaje się, że jednym z powodów może być to, że w swoich domach nie mają środowiska wiary. Niezbędnym więc elementem jest zapraszanie dorosłych do życiodajnej relacji z Jezusem. Jeżeli oni doświadczą spotkania z Żywym Bogiem, to nie będzie potrzeby, żeby ich przekonywać, że mają obowiązek – jako chrześcijańscy rodzice – ewangelizować swoje dzieci. Będą tego pragnęli, ponieważ będą wiedzieć, że przekazują im życiodajną relację ze Zbawicielem, którego sami poznali.
Rys kerygmatu
Ostatecznie każde działanie Kościoła powinno mieć rys kerygmatu: o Bogu, który jest Ojcem, Zbawicielu Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał, żebyśmy mieli życie wieczne, o Duchu Świętym, bez którego nie możemy żyć Bożym życiem – nigdy nie można powiedzieć za dużo. Sam spotykam czasem chrześcijan, którzy podczas rozmowy o tych fundamentalnych prawdach wiary mówią, że już to słyszeli. A przecież nauka o sakramentach, ważnych aspektach moralnego życia czy nauka społeczna Kościoła może być w pełni zrozumiana tylko w optyce kerygmatu: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (Jn 3, 16).
(Źródło: Facebook Fundacji Reaching Beyond – Sięgając Nieba. https://www.facebook.com/fundacjarbsn)
Tekst: Karol Fromont, założyciel Fundacji Reaching Beyond – Sięgając Nieba
Fot. arch. Autora
Zobacz nasze inne aktualności