I czytanie: Dz 2, 14a. 36–41
W dzisiejszej liturgii słowa Bożego pojawia się owocne echo wysłuchanej i przemodlonej już tydzień temu pierwszej katechezy papieskiej. Jak można nie poddać się formacji Kościoła? Jak pięknie i harmonijnie rozwija się dusza, gdy nie szuka rzeczy sztucznych albo odległych i dziwnych, lecz z prostotą skłania się ku wychowaniu Bożemu. Myśl Boga postępuje z tygodnia na tydzień. Wszystko jest kontynuowane, ma swoją logikę i uporządkowany, a nie przypadkowy cel. Tak jak w liturgii i w osobistej medytacji, idea następuje po sobie według Bożego porządku, tak samo stanie się w duszy, która wzrasta w stopniowej, liturgicznej, wewnętrznej formacji.
We fragmencie z księgi Dziejów, jaki inspiruje dziś do modlitwy myślnej, przedstawiony zostaje niezwykły owoc nawrócenia. Słuchacze Piotra są przejęci do głębi serca (w. 37). To bardzo dobry znak. Z jednej strony mówi to, że są ludźmi rzetelnymi, szlachetnymi i prawymi, mają też wiarę. Z drugiej strony ziarno przepowiadania trafia na podatny grunt. To jest sposób komunikowania się Boga z rozumnym człowiekiem. Dusza otrzymuje poruszenie, natchnienie, doświadcza zmiany i zaczyna pojmować więcej. Niekoniecznie jest to proces intelektualny. Studiowanie będzie co prawda pożyteczne, ale musi przejść stopniowo w rozumienie ogólne, syntetyczne oraz intuicyjne. Wtedy szybko i głęboko rośnie w człowieku ewangeliczna świadomość.
Jaki jest twój kontakt z Bogiem? Twoja dusza jest drętwa czy ożywiona? Odbierasz Boże komunikaty czy nic nie słyszysz i nic nie widzisz?
Piotr natychmiast wykorzystuje otwartość dusz obecnych tam osób i wprowadza je dalej w misterium wiary, którą dopiero co pierwszy raz wyznali. Wymagania papieża stopniowo rosną, nabierają coraz większej dynamiki. Piotr nie zwodzi. Nie stoi z dwuznacznym uśmiechem na skrzyżowaniu sprzecznych ze sobą dróg. Jest mężem Bożym mocnym i zdecydowanym. Wierzący mają się nawrócić (gr. metanoeite – zmienić kierunek myślenia, naprostować mentalność). Więcej, słuchacze i neofici muszą przyjąć chrzest w imię zmartwychwstałego Jezusa (gr. bapthistenai – zanurzyć się, iść pod wodę, wrócić do łona, narodzić się w wodach; w. 38). Wreszcie ci, którzy się nawrócą, aby zostać chrześcijanami, muszą również ratować się spośród świata (w. 40). Nie da się przyjąć pierwszego poruszenia wiarą i nadal pozostać człowiekiem starym duchowo. Piotr jest piękny podczas swojej katechezy. Spala się. Jest gotów przeżyć ostatnie ośmieszenie dla imienia Jezusa, byle Ewangelię Pana przyjęło jak najwięcej dusz. Dlatego nalega, wręcz zaklina tłum, popycha w stronę Ewangelii (gr. epikalesetai – wrzeszczeć, krzyczeć głośno, nie znosić sprzeciwu, nakłaniać; w. 40).
Jesteś wewnętrznym płomieniem czy przygaszonym knotkiem? Lubisz konkret w wierze czy może szukasz zastępczych sentymentów, byle tylko przetrwać? Czy nie zwodzisz Boga celebracjami, modłami, choć i tak nic to w tobie nie zmienia?
W sposobie prowadzenia do wiary, jak pokazuje to Piotr w dniu Pięćdziesiątnicy, oddana jest cała prawda o życiu duchowym chrześcijanina. Nie ma w nim pośpiechu, ale nie może też być opieszałości. Trzeba iść w zdecydowanym kierunku, lecz stopniowo, mądrze dostosowując okoliczności do istoty rzeczy. Nagłe zrywy z początku imponują, podniecają, nakręcają gapiów do odpustowych oklasków. Nie mają jednak korzenia, schną szybko, stanowiąc z czasem przykry widok dla oczu. Akt wiary, akt nawrócenia i wewnętrzne przyjęcie chrztu, by wzgardzić światem, to początkowa droga chrześcijaństwa, radykalna, ale nie skrajna.
II czytanie: 1 P 2, 20b–25
Trzeba wysławiać duchową mądrość Kościoła, zwłaszcza w tych czasach, kiedy katolicyzmowi udowadniania jest ciemnota. Ślepi, pełni pretensji oskarżają duchowy świat za istnienie światła. Rewolucyjni mieszkańcy jaskiń złoszczą się, że ktoś wciąga w nozdrza rześki wiatr rozległego stepu. Podobnie jak w pierwszym źródle do dzisiejszej medytacji, ukazana jest spokojna kontynuacja i harmonia czytań z Dziejów Apostolskich, podobnie i tu rozwija się, tydzień po tygodniu, zbliżony wątek z pism Piotra apostoła. O ile mowa papieża z pierwszego fragmentu zwrócona była do początkujących, o tyle drugi z tekstów do rozmyślania na Niedzielę Dobrego Pasterza to wykład duchowości dla zaawansowanych. Ci pierwsi mieli poznać sens nawrócenia, przyjąć chrzest i zrezygnować z zaszczytów tego świata. Dla niektórych to już jest sprawa posunięta zbyt daleko. A oto dojrzali muszą wejść o stopień wyżej. Nie ma zjednoczenia z Chrystusem bez świadomej akceptacji cierpienia (w. 20b). Bez nawrócenia i szlachetnego bólu brakuje chrześcijaństwu wiarygodności.
Piotr porywa się w swoim piśmie na bardzo wymagającą naukę. Cierpienie jest według niego powołaniem chrześcijan. Czy to znaczy, że nie można żyć naprawdę chrztem, jeśli się nie cierpi? Życie ewangeliczne nie jest orędziem cierpiętniczym. Nauka Piotra ma głębszy sens. Nie chodzi o skupienie się na cierpieniu. Jest ono jedynie środkiem do przemiany człowieka. Kto cierpi, staje się drugim Chrystusem ukrzyżowanym, który nie złorzeczył złoczyńcom, nie groził, ale nabył cichości i pokory. Tego nie da się nauczyć w teorii. Takie postawy trzeba uwewnętrznić. Nie ma innej drogi do tego celu, jak tylko przez krzyż i cierpienie. Dopiero w chwili próby człowiek czuje potęgę wiary i może dokonać właściwego wyboru. W głębi cierpienia przeżytego z Bogiem mieści się nowa świadomość zjednoczenia z Chrystusem. W tyglu zmagań rodzi się osoba nowa, niezachwiana i pewna – to jest cel przejścia przez krzyż. Nowy, Chrystusowy człowiek. Cierpienie jest więc jakby duchową akuszerką, przeciwko której niemowlak wije się i wrzeszczy, i sprzeciwia. Ale tylko dzięki niej zobaczy świat na własne oczy.
Jakie cierpienie zrodziło ciebie? Co robisz z bólem egzystencji? Czujesz, że kiedyś narodziłeś się dzięki bolesnemu, dramatycznemu zmaganiu? Jak i kiedy? Czy do dziś widzisz tego efekty?
Całe to niezwykłe i poruszające wprowadzenie w najgłębsze misterium wiary Piotr zamyka pięknym obrazem. Dusza, która wykorzystuje cierpienie do własnego rozwoju, do zmiany, do nawrócenia, doświadcza w odmętach bólu niepowtarzalnej obecności Chrystusa. Kiedy się cierpi, Pan towarzyszy obolałemu człowiekowi inaczej. Jest w tym intensywna bliskość. Pierwszy papież zadziwia, bo mówi, że wobec duszy znoszącej cierpienia z motywu skruchy i duchowego postępu Jezus jest jak pasterz i stróż dla bezbronnej owcy (gr. episkopos – przewodnik, opiekun, strażnik, przejęte następnie na użytek kościelnej terminologii do określenia funkcji biskupiej; w. 25). Pierwszym biskupem cierpiącej duszy jest sam Jezus.
Ewangelia: J 10, 1–10
Na niedzielę Dobrego Pasterza przepisana jest medytacja jednego z najbardziej znanych i rozpoznawalnych fragmentów Ewangelii Jana, a mianowicie pierwsza część słynnego rozdziału o Jezusie, który sam siebie przedstawia pod postacią Dobrego lub Pięknego Pasterza. Jest to rozdział szeroki i wielowątkowy. Pierwsze dziesięć wersetów mówi o autentyczności. Nikt w chrześcijaństwie sam sobie nie bierze godności i prawa do czegokolwiek. Wszystko, co duchowe, pochodzi od Chrystusa. Do Boga trzeba przejść przez Pana. Nie ma innego autorytetu i nikt w Kościele nie może go mieć poza lub wbrew Jezusowi.
Czy nie idziesz za jakimś zwodniczym, fałszywym liderem duchowym? Naprawdę pierwszy w tobie i jedyny jest Chrystus?
Pan Jezus więc z rozmysłem używa wobec siebie boskiego atrybutu. Kiedy staje na czele owiec i wyprowadza je (w. 4), wówczas owce Go poznają i bez wątpienia wiedzą już, że On jest (gr. ego eimi – święty termin w Biblii odnoszony tylko do Jahwe, oznacza „Ja jestem” – byt, egzystencję oraz imię jedynego Boga). Dla wierzącego Żyda to określenie było namaszczone boską obecnością jak sam ołtarz i najświętsze miejsce w świątyni jerozolimskiej. Zamykała się w chwili jego wypowiedzenia cała historia zbawienia. Nikomu z ludzi, nawet największym bohaterom, nie można przypisać podobnego imienia. Byłoby to największym z bluźnierstw.
W ewangelicznym opisie dnia Dobrego Pasterza przekazana jest cała dokumentacja wiarygodności Jezusa w stosunku do każdej wierzącej duszy. Chrystus jest autentyczny wobec człowieka, tak jak pasterz wobec powierzonego mu stada. Pan nigdy nie opuścił żadnej z dusz wierzących. Chrystus ma inicjatywę, sam dzielnie znosi wszystko. A co cierpi biedny człowiek, to On bierze na siebie. Czasem mówi się, że cierpienie jest bramą do zbawienia. Tak, ale słowach Ewangelii na dziś dusza modląca się świętym tekstem przechodzi od jednej bramy do drugiej. To te same drzwi – cierpienie i Chrystus, Chrystus i cierpienie (w. 7).
Czy własne dramaty przeżywasz z Jezusem, czy może gubisz Jego bliskość i obecność? Jezus jest odpowiedzialny za życie ludzi. Dlatego jest również zawsze wiarygodny.
Zobacz nasze inne aktualności