I czytanie: 2 Krl 4, 42–44
Czwarty rozdział drugiej z ksiąg historii królów narodu wybranego zawiera, szczególnie w głównej warstwie, imponujące wydarzenia z biografii proroka Elizeusza. Był on uczniem legendarnego Eliasza. Nigdy jednak nie przerósł w niczym swojego mistrza. Eliasz ma bogatą osobowość, Elizeusz natomiast często ujawnia w tekście ślady ograniczoności. Eliasz zapomniał o sobie i jest w pełni skupiony na Bogu oraz tylko na tym, czego chce Pan. Namaszczony i posłany przez Eliasza Elizeusz będzie zaś powracał czasem do własnego ja, bo trudno jest mu się oderwać od samego siebie. Pan jednak posługuje się również życiem proroka Elizeusza. To nie wybitność jakiejś osobowości czy zdolności personalne, lecz obfitość łaski Boga decyduje o skutecznym rozwoju wiary. Ludzie służący sprawom Pana są często bardzo ograniczeni – moralnie, intelektualnie albo osobowościowo. W niczym nie przeczy to faktowi, że objawienie jest prawdą. Opiera się na Bogu, a nie środkach ludzkich.
Odróżniasz Boga od Jego reprezentantów? Czy nie wyolbrzymiasz roli jakiegoś biskupa, księdza albo osób zakonnych czy liderów religijnych? Nie skupiasz się na ich wadach, zapominając, że to tylko ludzie?
Cały czwarty rozdział 2 Księgi Królewskiej, który w tę niedzielę zapładnia modlitwę myślną chrześcijan, streszcza różne cuda, jakie Bóg działa za pośrednictwem Elizeusza. Są to wydarzenia imponujące, począwszy od rozmnożenia oliwy w domu ubogiej wdowy po oczyszczenie pokarmu z trucizny w miejscowości Gilgal. Stopniowo nadchodzą jednak bardzo ciężkie wydarzenia. Czy duch Elizeusza może im sprostać? Istotą wielkiej próby czasu, zarówno dla samego proroka, jak i dla całego ludu wybranego, jest klęska głodu. Nie ma co jeść. Żydzi karmią się jarzynami, zmuszeni nawet do tego, by zjadać nasiona dzikich kolokwint, czyli żółte owoce o bardzo gorzkim smaku. Prości mieszkańcy Palestyny używali ich jako środka przeczyszczającego wnętrzności. Jedzenie czegoś podobnego to znak poważnego upokorzenia, marginalizacji, wyrzucenia poza nawias społeczny.
Jak na to wszystko reaguje wielki uczeń Eliasza? Elizeusza ogarnia niepewność. Poradził sobie z trucizną i brakiem oliwy, a nawet wskrzesił syna Szunemitce, ale w głębi duszy nie jest pewien, czy starczy mu chleba dla stu osób (w. 43). Pozornie nasycić setkę głodnych ludzi to coś mniej wymagającego niż przemóc śmierć albo zdemaskować truciznę. Z jakiego więc powodu Elizeusz się waha? Znak chleba staje się w Starym Przymierzu zapowiedzią Eucharystii, a więc tajemnicy paschalnej – ofiarowania się Jezusa za zbawienie dusz pod postacią chleba i wina, czyli Ciała i Krwi Pańskiej. Do tajemnic eucharystycznych zawsze należy podchodzić z największym szacunkiem i drżeniem. Zarówno jeśli chodzi o przyjęcie komunii świętej, przechowywanie jej postaci, jak i misterium zbawienia, którego dokonuje ona na swój sposób w duszy każdego człowieka. Kto spożywa Ofiarę Zbawienia, musi być gotów na ofiarowanie siebie. Kto bierze komunię z ołtarza, pewnego dnia siebie złoży Bogu na ołtarzu życia. Prorok jest tego świadom, dlatego zastyga.
Czy jesteś gotów do ofiary z siebie, jeśli Pan o to poprosi? A może wciąż żądasz czegoś dla siebie i chcesz, żeby inni ci służyli? Za co się ofiarowujesz, za kogo i czy jesteś hojnym ofiarnikiem własnej egzystencji?
W tym momencie właśnie do pasywnego Elizeusza w Gilgal dociera nieznany z imienia człowiek, który przynosi prorokowi worek świeżego zboża, dwadzieścia chlebów jęczmiennych oraz jeden bochenek z pierwocin, czyli rytualny chleb procesyjnie ofiarowany Bogu i przeznaczony na utrzymanie kapłanów (w. 42). Człowiek ten przybywa z odległej miejscowości Baal-Szalisza, położonej stosunkowo daleko od Gilgal, gdzie przebywa Elizeusz. Baal-Szalisza leży piętnaście kilometrów na południowy zachód od Samarii. Niektórzy badacze uznają, że chodzi tu albo o Berhsarisa na równinach Szaronu, albo o Ain Samija nieco bliżej Gilgal. I jedna, i druga ewentualność wymagała solidnie przygotowanej wyprawy, co dla ludzi antyku było trudne i wymagające, a także zawsze niebezpieczne.
Skąd pomysł na tak wyczerpującą dla ówczesnych ludzi wyprawę? To znak, jakim szacunkiem otaczano postać Elizeusza. Mimo że nie dysponuje on całą mocą Eliasza, waha się, okazuje słabość i lęk, ludzie go cenią. Jest autentyczny w swojej skromności i służy Bogu na tyle dobrze, na ile może. W opinii ludzi mąż Boży ma tę samą godność, co ustanowieni dla kultu Bożego kapłani – to dlatego otrzymuje do rąk liturgiczny chleb z ołtarza. Dary Boże, szczególnie dar Eucharystii, którą otrzyma Kościół po zmartwychwstaniu Chrystusa, należy przyjmować z największą czcią i powierzać ludziom o potwierdzonej moralności. Kto się waha w wierze albo w cnocie, lepiej niech poczeka na sakramenty.
II czytanie: Ef 4, 1–6
Paweł z Tarsu to wybitny apostoł, gorliwy chrześcijanin, ale też erudyta. Z wielu miejsc w biografii świętego i z treści pism Pawłowych wypływa świadectwo o jego dobrym wykształceniu i przygotowaniu kulturowym do misji. Paweł Apostoł jest wybitnym intelektualistą. Świadczy o tym literacki styl Listu do Efezjan, którego rozmyślanie kontynuowane jest podczas liturgii słowa Bożego również w tę niedzielę. Rzadko kiedy któryś z fragmentów Biblii skomponowany jest z takim smakiem. Czwarty rozdział pisma do chrześcijan w Efezie to mowa perswazyjna. Używano jej często w literaturze antyku. Znakomitością Pawła z Tarsu jest jednak zmiana stylu, świadcząca właśnie o jego niebywałej erudycji. Do końca listu, począwszy od czwartego rozdziału, apostoł najpierw będzie używał stylu zwanego exhortatio – wzywanie, upominanie, wyjaśnianie, aby spuentować to wszystko przez tak zwane peroratio – sumę, klarowne przedstawienie wniosków.
Paweł Apostoł przekonuje zatem chrześcijan do zachowania ducha jedności. Nie ma dwóch orędzi Chrystusa albo dwóch Ewangelii czy dwóch depozytów wiary. Jeśli gdzieś w Kościele występują drastyczne rozbieżności albo dwie sprzeczne interpretacje – to jest to znak działania złego. Duch Chrystusa pozwala na różnicę wrażliwości, jednocześnie zaprowadzając jednolite spojrzenie na rzeczy istotne. Paweł z Tarsu przemawia stanowczo, tak aby nikt nie miał żadnych wątpliwości. Egzorta przechodzi w pełne nacisku stopniowanie.
Nie ma w chrześcijaństwie dwoistości, gdybania, dowodzenia istotnych rzeczy raz na lewo, drugi raz na prawo. Wszystko idzie w kierunku Boga, bo jest jeden Duch i jedno Ciało, a więc jeden Kościół. Dalej: jedna nadzieja, jeden chrzest, jedna wiara, jeden Pan i Bóg, który jednością pragnie uczynić całą ludzkość (w. 3–6). Podziały nie są wcale dowodem na inkulturację depozytu wiary, ale wyraźnie osłabiają misję Kościoła. Nie ma co się łudzić. Owszem, różne osoby mają różną wrażliwość wewnętrzną. Jednym bliższy będzie śpiew gregoriański, drugim adoracja nocą – musi jednak to wszystko stać na jednolitym, prawdziwym fundamencie wiary. W przeciwnym wypadku tworzy się fikcja wspólnoty, a nie rodzina Kościoła.
Czy zachowujesz w duszy jedną i tę samą wiarę katolicką, objawioną przez Chrystusa przed wiekami? Czy nie oponujesz przeciwko jakiejś uznanej prawdzie wiary albo moralności?
Na koniec wstępu do czwartego rozdziału Listu do Efezjan Paweł poda również jasne kryterium, kto z ludzi dąży do opisanej powyżej jedności, a kto rozbija. Patrząc pozornie, wydaje się, że łączą ludzie potężni i wpływowi, tak naprawdę jednak w głębi wiary nie chodzi o polityczne sojusze albo spiski większości dla wywalczenia jakiejś idei. Duchowo i na stałe jednoczą ludzie cisi, spokojni, maluczcy, cierpliwi (w. 2). Oni nie krzyczą, nie narzucają niczego, lecz potrafią nieraz czekać latami w ukryciu, aż zmieni się historia i ludzkość znów odda Panu chwałę. Być może właśnie tak cichą postacią był Elizeusz z pierwszego czytania i to dlatego jemu tajemniczy mężczyzna z Baal-Szalisza powierzył najcenniejsze dary. Nie trzeba ufać szpanerom, pewnym siebie krzykaczom. Ci płoną na chwilę, a przez to wypalają wszystko i przez długi czas trzeba cierpieć wielką stratę. Maluczcy często milczą, nie narzucają się, wypada ich poszukać i zaprosić, ale wokół siebie to oni tworzą najwięcej miejsca. Nigdy też nie przesłaniają Boga.
Ewangelia: J 6, 1–15
Ewangelia umiłowanego ucznia Pana, czyli Jana Apostoła nie w istotnej warstwie swej treści, lecz w jej interpretacji jest wyraźnie różna od tekstu synoptyków, czyli Marka, Mateusza i Łukasza. Medytowany tej niedzieli tekst z szóstego rozdziału Ewangelii według św. Jana stanowi dowód na jedność natchnienia Bożego. Jan pamięta również fakt rozmnożenia chleba tak, jak przytoczyli go trzej inni Ewangeliści. Do historycznego wydarzenia doda jednak ważne aspekty, inaczej nie byłby sobą, czyli znakomitym teologiem i pisarzem. Jan opisze więc rozmnożenie chleba, po pierwsze, uzupełniając pewne okoliczności całej sceny, po drugie – uwypuklając inicjatywę i działanie samego Chrystusa oraz po trzecie – odnosząc to wszystko do zapowiedzi Eucharystii.
Najpierw odczytajmy pierwszy z kontekstów Janowych – piękne, duchowe uzupełnienia, których istotnym celem jest skierowanie świateł rozmyślania na zapowiedź ustanowienia Eucharystii. Cała scena dzieje się nad Jeziorem Tyberiadzkim (w. 1). To nie jest jakaś mała uwaga o charakterze geograficznym, którą można tutaj pominąć. Chodzi o miejsce, w którym następnie Jezus zbierze rozbitych, rozproszonych i wątpiących uczniów o poranku zmartwychwstania. Spożywanie komunii świętej zawsze jest paschalne, a więc podnosi duszę z prochu śmierci czy rozpaczy. Drugim uzupełnieniem będzie krótka uwaga o nadchodzącym żydowskim święcie Paschy (w. 4). Dla Jana właściwą Paschą jest nade wszystko osoba Jezusa Chrystusa. Komunia święta to nie akt religijny, taki sam jak odmówienie Różańca lub jakiejś litanii. To zjednoczenie się dwóch osób: Boga z człowiekiem.
Co dla ciebie oznacza przyjmowanie komunii świętej? Czy rozpoznajesz w sobie jej dobre efekty? Po przyjęciu komunii masz więcej pokoju, dobra, nadziei – a może robisz to codziennie, a nic się w duszy nie zmienia? Co by to oznaczało? Przyjmujesz komunię świętą osobowo, to znaczy przychodzi w niej Chrystus? Czy rutynowo, religijnie, szukając Boskiej siły, a nie Osoby Pana?
Po drugie, zwróćmy oczy na postać Chrystusa. Jest On tak samo przedstawiony jak typ Elizeusza z Księgi Królewskiej w pierwszym czytaniu. Prorok dokonuje wielkich dzieł, ale sam czuje się kimś skromnym, pełnym wahań, ukrytym. Podobną jednoczącą rolę pokory podkreślał Paweł Apostoł w drugim czytaniu na dziś. Pan w Ewangelii Jana to Chrystus wrażliwy i maluczki. Widać to szczególnie w uczuciach Jezusa, zupełnie przeciwnych w tonie od wyniosłych, pewnych siebie afektów Apostoła Filipa (w. 5–7). Dla uczniów, a szczególnie dla wspomnianego Filipa, głodni ludzie są problemem. Trzeba się pozbyć strapienia i odprawić ich.
Chrystus natomiast jednoczy się z ubogimi. Podobnie jak prorok Elizeusz z pierwszej lektury na dziś, Pan dysponuje podobną liczbą jęczmiennych chlebów, które nakaże rozdać łaknącym. W tekście wyczuwa się dobre serce Jezusa. Bierze do rąk podane mu chleby i odmawia dziękczynienie (gr. euxaristein – pobłogosławienie, oddanie chwały, wielkie podziękowanie za coś; w. 11). Ludzie ubodzy i głodni, z reguły nauczeni przebiegłości i radzenia sobie z problemami siłą albo brutalnego przetrwania nocą na niebezpiecznej ulicy, przychodzą teraz do Boga odmienieni – przyciągnięci łagodnością Jezusa.
Jakie jest twoje usposobienie – łagodne czy gwałtowne? Przyciągasz czy odpychasz?
Elizeusz bał się, że nie uniesienie losu stu osób, które polegały na jego pomocy. Chrystus ratuje od śmierci głodowej aż pięć tysięcy mężczyzn. Wielu ludzi, którzy nawracają się i coraz bardziej ufają Bogu, muszą rosnąć. Nie wolno rozbijać wierzących. Trzeba wszystkich jednoczyć przy Chrystusie. Podobnego dzieła będzie dokonywał każdy chrześcijanin, który złoży Bogu szczerą ofiarę z własnej wielkości, wyniosłości czy agresji. I zacznie żyć duchem uniżenia. Maluczcy łączą i przygarniają, wyniośli zaś rozpraszają i dzielą.
Zobacz nasze inne aktualności