I czytanie: Dz 1, 1–11
Ostatnie dwie uroczystości okresu paschalnego – zarówno Wniebowstąpienie, jak i Pięćdziesiątnica – w pierwszej lekturze podają rodzinie dzieci Bożych w Kościele zawsze ten sam fragment słowa Bożego. Dziś będzie to początek Dziejów, a za tydzień – i tak przez wszystkie trzy lata całego cyklu czytań biblijnych – z tej samej księgi opowieść o zstąpieniu Ducha Świętego na czuwających Apostołów w Wieczerniku. Tekst z Wniebowstąpienia to prolog pierwotnej kroniki chrześcijaństwa. Natomiast opis Zielonych Świątek, spisany zaraz w następnym rozdziale, to również wstęp do szerokiej, misyjnej, odważnej działalności Kościoła. Kto modli się słowem Boga podczas tych dwóch świąt, sięga do początku, do wstępu, schodząc tym samym ku podstawom wiary i życia duchowego.
Bóg zawsze usiłuje spajać człowieka, co też jest elementem Jego nieskończonego miłosierdzia. Serce Stwórcy wydaje się cierpieć, gdy osoba ludzka, stworzona na Jego obraz, ulega rozbiciu. Sam Pan jest w wewnętrznie Trójcą Świętą – Bogiem doskonale spójnym między Ojcem, Synem i Duchem. Jak może żyć w strzępach osobowości albo oddzieleniu elementów ktoś, kto z Boga wyszedł i zaistniał tylko dzięki Jego woli? Stąd początek Dziejów Apostolskich, ów prolog, który opisuje Łukasz, jest jakby jednym wielkim podsumowaniem całej historii. Nowy rozdział Kościoła nie może się zacząć, dopóki chwalebny Pan nie zalepi pęknięć. Dlatego Łukasz zaczyna od uwagi, że wszystko już zostało sformułowane w Duchu Świętym wcześniej (w. 1). Podkreśla wartość czterdziestodniowego okresu po wyjściu z grobu, kiedy Jezus zbiera uczniów – chrystofanie są wydobywaniem Apostołów po rozerwaniu ich przez siłę zwątpienia (w. 3). Nawet kiedy Chrystus wzniesie się do chwały Ojca, uczniowie nie zostaną sami, bezradni, ale będzie im towarzyszył odtąd Duch Boży (w. 8). Tak, Kościół nie mógłby rozpocząć owocnej misji, gdyby uprzednio nie został scalony przez Boga.
Twoje życie jest scalone czy popękane? Jak to widzisz? Gdzie pojawiają się pęknięcia? Czy pozwalasz Bogu je zalepiać?
Apostołowie być może nie rozumieją wprost tego, co Pan zamierza. Jednak trzy lata formowali się z Nim. Nie muszą rozumieć wszystkiego intelektualnie. Nigdy nie byli mocarzami studium ani nie wertowali godzinami faryzejskich zwojów. Są praktykami życia i wiary, zachowują się zatem intuicyjnie. Jedność wewnątrz człowieka oraz między ludźmi to nie teoria, lecz praktyczne środki. Skoro Pan pośle ich do pracy nad Ewangelią tylko wtedy, gdy będą scaleni – po ucieczce spod krzyża, po wielkim zwątpieniu w Jezusa, po wcześniejszych sporach o pierwsze stołki i niechęci do życia pełnego wyrzeczeń z powodu sprawy Boga – to nie pojmując wszakże zbyt wiele, działają jednak prawidłowo. Nie trzymają się na dystans, nie żyją z daleka od siebie, w odległości, przeciwnie – zwołują jedni drugich na wspólny posiłek (gr. synalizó – dzielić się solą z życzliwością, ucztować wspólnie, być razem przy stole, cieszyć się jedni drugimi; w. 4). Widzieli to samo tyle razy u Chrystusa.
Jesteś bliski ludziom czy daleki? Szczery, otwarty czy zimny, zdystansowany? Łączysz, zbierasz innych czy zatrzaskujesz przed nimi drzwi?
Największą tragedią chrześcijaństwa nie są i nigdy nie były doczesne konflikty tego świata, lecz wewnętrzne niepokoje w Kościele. Od Ariusza – jeszcze w pierwszych wiekach pierwszych, przez Lutra mniej więcej w środku dziejów chrześcijaństwa aż po współczesne ideologie modernizmu czy teologii wyzwolenia, które jak nigdy wcześniej teraz właśnie ranią serce katolicyzmu. Uczciwy uczeń Pana będzie szukał środka. Nie swoich upodobań i namiętności, lecz wspólnego miejsca z siostrami i braćmi przy jednym stole. Kto przyjął Ducha Świętego, pragnie scalać, a nie rozbijać, i zawsze zbiera wokół siebie ludzi dobrej wiary. Nie chce nikogo zgubić, o nikim nie chce zapomnieć, nikogo nie chce odtrącić. Duch Święty to taki mieszkaniec duszy, który wyprowadza ją na rozległe pola łagodności.
II czytanie: Ef 4, 1–13
List do Efezjan to traktat Pawła z Tarsu poświęcony w większości zagadnieniu wielkiego zjednoczenia. Pęknięta rzeczywistość schodzi się w centrum własnej historii, a jest nią osoba Chrystusa. Wszystko zyska swój sens w Jezusie z Nazaretu – zdaje się twierdzić Apostoł – gdy z czasem wyłoni się nowa ludzkość. Żydzi i poganie zostaną zjednoczeni w Kościele chrześcijan. Jak to możliwe? Tylko dzięki ofierze, którą złożył Pan. Żaden człowiek nie mógłby dokonać dzieła scalenia, nawet gdyby żywił najczystsze intencje albo głosił najbardziej wzniosłe idee. Chrystus zstępuje na świat i zbiera w jedno pęknięte kontury ludzkich historii. Czwarty rozdział Listu św. Pawła z Tarsu do Efezjan, który należy medytować w uroczystość Wniebowstąpienia, to praktyczne dopełnienie wielkiego hymnu o jedności. Apostoł uczy teraz, jak ma się to stać w poszczególnych biografiach ludzi Kościoła.
Trzynaście wersetów słowa Bożego tego dnia można przyjąć w wewnętrznej modlitwie w dwóch częściach. Najpierw Apostoł śpiewa sercem, z całych sił, w wielkim wzruszeniu i uniesieniu ducha. Cywilizacja bez Boga zawsze dzieli i cierpi podziały – rasowe, ideowe, moralne czy ekonomiczne. Tam jednak, gdzie człowiek zaczyna stawać się drugim Chrystusem, rozpoczyna pracę nad łączeniem serc i kultur. Dzięki Ewangelii panuje jedność ducha, bo każde istnienie jawi się jako oddzielne powołanie (w. 4). Uczniowie Jezusa z Nazaretu dają przykład, jak znosić siebie nawzajem z łagodnością. Bóg jest Ojcem wszystkich i choć na różny sposób, działa we wszystkich – nie tylko w wąskiej, salonowej, zamkniętej elicie wybrańców (w. 5–6). Chrześcijanom będzie więc obca zazdrość i sekciarskie myślenie. Ludzie ochrzczeni cieszą się, że łaska jest dawana hojnie wszystkim przez miłość i dobroć Chrystusa (w. 7). Kto wierzy, nie jest skąpy.
Myślisz o całym świecie i Kościele czy zamykasz się do jakiegoś salonu, do grupy wybrańców, do elity, do tych, z którymi mógłbyś coś zyskać?
Druga część tekstu to z kolei zwieńczenie Pawłowej intuicji. Apostoł porywa się na wielkie stwierdzenie, że w Chrystusie chwalebnym znika różnica między światem niskim, doczesnym a przestrzenią wieczności (gr. ta katótera – to, co niskie, ziemia, grunt, siła, która ciągnie w dół, i ta epourania – wyżyny, wysoki poziom, linia wertykalna, świat na górze, moc wynosząca; w. 8–9). Wzdłuż i wszerz doczesnej historii zawsze powstawały jakieś systemy podziału: na bogatych i biednych, arystokrację i kmiotków, wykształconych albo ignorantów, tych zza wysokiego muru i tych, którzy z okna domu widzą plaże oraz brzegi oceanu. Świat wysoki od niskiego zdawała się dzielić przepaść. Chrystus z rozmysłem przekroczył ją w stronę człowieka.
Do kogo pierwszy wyciągasz rękę? Kiedy zrobiłeś to ostatni raz? Czy nie żyjesz za jakimś wygodnym murem?
Od momentu wniebowstąpienia Jezusa rzeczy wiecznych trzeba szukać pośród zwykłego życia, a codzienność ubogacać darem wiary. Taka jest droga do jedności.
Ewangelia: Mk 16, 15–20
Epilog z Ewangelii Marka był nieraz przedmiotem sporu biblistów. Jest różny w swoim stylu od reszty języka, jakiego w całym tekście używa Ewangelista. Czasem trudno go znaleźć w najstarszych rękopisach oraz komentarzach i fragmentach z epoki Ojców Kościoła. Niektórzy przypuszczają, że zakończenie Markowej Ewangelii, którym można modlić się właśnie dzisiaj, zostało dodane do całego korpusu drugiej Ewangelii dopiero w II wieku po zmartwychwstaniu Pana. Niemniej jednak Kościół uznaje go za natchnioną część słowa Boga. Ponadto jego przesłanie mieści się w logice wiary, nie stoi z niczym w sprzeczności – przeciwnie, dopełnia ducha tradycji, jaką zawsze przekazywali sobie chrześcijanie.
W dzisiejszej liturgii czytań narasta pragnienie pojednania. Niebo przybliżyło się do ziemi, a sprawy doczesne muszą biec w stronę wieczności, inaczej tracą swój koloryt, cel i sens. W Dziejach Apostolskich podkreślona została wartość scalenia się człowieka w sobie i między ludźmi. Druga lektura z Listu św. Pawła do Efezjan była już bardziej wymagająca, bo dawała drogowskazy do jedności. Natomiast Ewangelia odkrywa głębokie pragnienie serca Jezusa i prowadzi ludzi do komunii – czyli doskonałego zjednoczenia. Od scalenia się przez budowanie jedności aż do bycia wszystkim we wszystkich. To konstytucja chrześcijańskiego powołania. Dobrze, że skromny Marek Ewangelista dyktuje najważniejsze jej urywki Kościołowi właśnie w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, która jest dopełnieniem historii zbawienia.
Co rozumiesz pod pojęciem komunii? Czy jesteś zjednoczony z Bogiem, czy coś cię jeszcze oddziela od Pana? Dzielisz się częścią swojego serca choćby z jednym z ukochanych ludzi? A może przeżywasz życie w fałszywej komunii egocentryzmu – zjednoczony z samym sobą i z nikim więcej?
Wezwanie do komunii najbardziej widać dzisiaj w mandacie misyjnym, jaki Chrystus pozostawia Apostołom (w. 15). Komunia to pełnia. Cząstka byłaby sojuszem, stronnictwem, podziałem na zwolenników jednych albo drugich. Komunia człowieka z Bogiem i z innymi ludźmi nie może selekcjonować. Musi być w swej naturze totalna. Musi dziać się więc na sto procent. Chrześcijanin nosi w sobie wrażliwość wiary na wszystkich – słabych i mocnych, bliskich kulturowo i odległych, gorliwych i ciągle wątpiących. Dwie rzeczywistości – doczesna i wieczna – zbliżą się do siebie, jeśli w Kościele będzie coraz więcej ludzi zafascynowanych zdrową duchowością komunii.
Zobacz nasze inne aktualności