I czytanie: Iz 40, 1–5. 9–11
Specjaliści od słowa Bożego uczą, że tekst z Księgi Izajasza przepisany w liturgii na tegoroczną Niedzielę Chrztu Pańskiego stanowi wielki finał całego zwoju, sumę wniosków nawiązujących aż do poruszających pieśni Sługi Jahwe. Z drugiej strony czuć w nim jeszcze adwentowe odniesienia. Jakby znów na scenę duchowego dramatu wkracza Jan Chrzciciel, tym razem bezimienny, pod postacią bezosobowego głosu, który jednak zdaje się wypełniać tę samą misję proroczą. Zatem czterdziesty rozdział Księgi Izajasza to wizja radości po wyzwoleniu Izraelitów z niewoli babilońskiej, chwała powrotu do ojczystej ziemi i pieśń przy odbudowie świątyni jerozolimskiej. Następnie autor przenosi wielbiący wzrok na samego Boga, który jest inny niż bożki pogańskie, i z równym impetem serca wysławia wszechmoc Jahwe, Jego dobroć oraz miłosierdzie. Wreszcie w tle rozważanego dzisiaj tekstu trzeba jeszcze wspomnieć o postaci perskiego króla Cyrusa. Stał się on praktycznym narzędziem do wyzwolenia Izraela z brutalnych rąk babilońskich.
Wielowątkowa kantata zwycięstwa nad przeciwnikiem narodu wybranego i wiary skupia uwagę modlącego się tym fragmentem słowa Bożego na równej drodze, jaką teraz można już podążać za Panem (w. 3–4). Skomplikowane, splątane, bezcelowe ścieżki zostały skorygowane. Można bezpiecznie iść w stronę Boga, nawet jeśli dusza znajdzie się na pustyni albo musi przechodzić długi czas dolinami i górami. W takiej sytuacji nogi pielgrzyma męczą się, ale w wizji Izajasza gościniec w kierunku Pana jest wygodny i szeroki. Zatem utyskiwanie, narzekanie, jak trudno jest być katolikiem, zdradza jakiś ciężar w duszy, która powinna raczej cieszyć się z faktu, że miłosierny Jahwe zapomniał winy, zdjął karę i znów pozwala się odnaleźć (w. 2). Kiedy jest się w stanie grzechu, dusza ciąży i ledwo wlecze się w poszukiwaniu łaski. Izajasz więc, aby przyspieszyć wewnętrzny bieg człowieka w stronę Boga, ogłasza koniec pokuty za grzechy. Można ruszać do ołtarzy z radosną pieśnią na ustach.
Czy nie żyjesz w stanie jakiegoś grzechu, którego sobie nie chcesz uświadomić albo nie rozpoznajesz w sobie całej prawdy moralnej? Masz jakiś nieznośny ciężar w duszy? Jaki? Skąd on może pochodzić?
Badacze medytowanego dziś tekstu proroka Izajasza sądzą, że został on skomponowany w nawiązaniu do dwóch znaków i wydarzeń. Niektóre starożytne, antyczne teksty pogańskie, pochodzące z Babilonii wspominają właśnie o tym, że należy organizować analogiczną procesję dla bożków lub dla króla, który po zwycięskiej bitwie wraca do swego królestwa i obejmuje tron jako tryumfator. Zdarza się czasem, że wierzący zazdroszczą pogańskiemu światu rozrywki, rozpusty, środków odurzających lub politycznych wpływów. To dlatego Izajasz chce powiedzieć, że radość z Bożej chwały przewyższa wszelkie doczesne pociechy, w jakich topi się człowiek, szukając rozrywki czy pustego śmiechu (w. 5). Nie warto w tę stronę zwracać nawet uwagi. Inni znawcy Księgi Izajasza podkreślają, że tekst sugeruje nowe wyjście, nawiązując tym samym do najważniejszego z wydarzeń w historii zbawienia – do Paschy.
Czy nie żywisz w głębi duszy tej zgubnej sprzeczności – żyjesz jak chrześcijanin, ale tęsknisz za światem?
Całe rozważanie prorockie, tak kluczowe dla nauczania Izajasza, wieńczy przywołanie obrazu Boga jako dobrego pasterza (w. 11). To obraz bliski dla kogoś, kto zna już alegorie Nowego Testamentu i pod tą postacią odkrywa samego Chrystusa. Jednak dla wierzących sprzed nauczania Jezusa z Nazaretu zawód pasterski był pogardzany. Pasterze w tamtych czasach fałszowali ceny wełny, nie wykazywali się żadnym uspołecznieniem, żyli wycofani, ograniczeni do jednej grupy ludzi. Dlaczego więc Izajasz określa Pana tytułem pasterza? Prorok z całych sił pragnie ponownie pokonać ograniczenia ludzkiej mentalności, patrzy dalej i głębiej. Z ludzi trudnych łaska Boża wyprowadza uległych, ufnych i przychylnych. To, co na świecie jest wzgardzone i godne zapomnienia, u Boga może nabierać zupełnie nowej wartości.
II czytanie: Tt 2, 11–14; 3, 4–7
Paweł Apostoł, pouczając umiejętnie jednego z dwóch umiłowanych uczniów, Tytusa, pragnie przybliżyć mu istotę chrześcijaństwa. Potem Tytus tak samo będzie przekazywał wiarę wszystkim osobom zainteresowanym Chrystusem – tym, którzy z jego rąk zechcą przyjąć chrzest święty. Dlatego Paweł z Tarsu wyjaśnia Tytusowi drogę chrześcijańską pod postacią objawienia, czyli ruchu Boga z wyżyn w stronę ludzkości pozostawionej gdzieś w dolinach grzechu, samotności lub zagubienia. Dla Apostoła Pawła zawsze głównym punktem myślenia i misji była wiara objawiona przez Syna Bożego, która istotnie różni się od wszystkich innych kultów, religii albo filozofii wymyślonych pobożnie przez człowieka.
Paweł zatem rozeznaje dwa ukazania się Pana. Pierwsze to jakby otwarcie drzwi do zbawienia (por. 2, 11). W konkretnym czasie ukazuje się łaska Boża i od tej chwili wszyscy mogą z niej korzystać, zbliżając się do autentycznych źródeł odkupienia bez ograniczeń i bez zbędnego błądzenia, wahania się lub tracenia sił życiowych. Kto ma prostą duszę, ten z łatwością doceni depozyt chrześcijaństwa. Ataki na Ewangelię nie są dowodem jej nieautentyczności, lecz wewnętrznym problemem obolałych ludzi. Człowiekowi doskwiera w środku jakiś ból, dlatego nie może pogodzić się z tym, że istnieje coś tak czystego, pełnego pokoju i proponującego dobro jak chrześcijaństwo. Stąd agresja przeciwko dobrej nowinie Chrystusa. Dalej jednak Paweł z Tarsu naucza jeszcze o drugim objawieniu się Pana, tym razem pełnym chwały (por. 2, 13). O ile pierwsze pojawienie się było darem łaski, o tyle podczas drugiego istotą będzie sam Zbawiciel, Bóg, Jezus Chrystus rozpoznany we własnej osobie.
Co najczęściej krytykujesz w chrześcijaństwie, w Kościele? Co kontestujesz? Dlaczego? Czy nie jest to przypadkiem twój osobisty problem, przenoszony siłą krytyki na innych?
Apostoł naucza Tytusa o sensie dwóch ukazań się Boga w Chrystusie, rozumiejąc, że życie doczesne każdego z ludzi to niepowtarzalny czas między jednym a drugim z wymienionych tu wyżej momentów. Między propozycją łaski wiary a chwalebnym przyjściem Mesjasza na końcu wszystkiego. Dobre, proste, wierne przeżycie daru istnienia nie jest więc kwestią banalną. Człowiek istnieje w stanie ciągłej gotowości na ostatnią chwilę i albo wypełnia swoją egzystencję uległą ufnością wobec Pana, czeka na Niego, pragnie spełnienia się planu Chrystusa, albo zagryza duszę w buncie. Paweł tym samym wyznacza Tytusowi cel i kierunek jego misji pasterskiej. Młody uczeń apostoła ma tak prowadzić dusze, by nabyły w czasie doczesnego istnienia trzech cech duchowych: wyrzeczenia się bezbożnych, światowych rządz, kierowania się rozumem, sprawiedliwością i pobożnością oraz zachowania nadziei (por. 2, 13). Potem w każdej ze szkół duchowości pojawiały się te same elementy chrześcijańskiego wzrostu wewnętrznego. Zawsze będzie chodzić więc o praktykę ascezy, o rozumność i moralność, a także o sens. Uczniowie Jezusa, umocnieni w Panu, nawet wśród najtrudniejszych wydarzeń zachowują stabilne myślenie.
Rozpoznajesz w sobie stan stabilności, stałości czy chaos, rewolucję, napięcie? Czy stan wewnętrznego napięcia umiesz ułagodzić w Bogu, czy on może narasta?
Przesłanie Pawła Apostoła do Tytusa kończy jeszcze krótkie podsumowanie o znaczeniu łaski chrzcielnej. Być może zbyt mało w duszpasterstwie przypomina się o tym punkcie wyjścia. Po co zmagać się przeciwko pożądliwości? Nie chodzi przecież jedynie o zachowanie jakiejś terapeutycznej równowagi życia. Po co chronić sens istnienia, jakby wątły płomyk w zagłębieniu bezbronnej dłoni? Nie chodzi o sentymentalną, idealną poezję. Taki styl istnienia nie jest dla uczniów Chrystusa kwestią estetyki albo higieny wnętrza. To logika chrztu (gr. palingenésia – ciągłe odradzanie się, niezniszczalność życia; por. 3, 5b). Podczas udzielania sakramentu inicjacji chrześcijańskiej dusza otrzymuje wspomniane dyspozycje i jeśli pozostanie im wierna, dostąpi życia wiecznego i będzie świadkiem drugiego, czyli ostatecznego ukazania się Pana. Zatem nie trzeba komplikować sobie chrześcijańskiego depozytu. Uczeń Jezusa, pytany o motywy rozumnego życia pełnego wstrzemięźliwości, odpowiada, z prostotą wskazując na praprzyczynę wszystkiego – przyjęcie chrztu świętego.
Ewangelia: Łk 3, 15–16. 21–22
Akt chrztu, który praktykuje Jan na pustyni, nie jest oczywiście tożsamy z sakramentem kościelnej inicjacji. Poprzednik Zbawiciela ma pełną świadomość, że wykonuje bardziej gest pokutny, oczyszczający, wydobywający grzeszników z otchłani niemoralnego życia. Sakramenty – w tym pierwszy z nich – przyjdą wraz z faktem Paschy Pana. Z drugiej strony działalności Chrzciciela nie można sprowadzić jedynie do pokuty. Ewangelista Łukasz w swojej Ewangelii pragnie przedstawić czytelnikom trzy dowody na synostwo Boże Jezusa z Nazaretu. Będą nimi: kuszenie na pustyni, przemienienie na górze Tabor, ale w pierwszym rzędzie właśnie obmycie wodą przez Jana w Jordanie. Ta scena ma więc w teologii Dobrej Nowiny według Łukasza niebagatelne znaczenie – Mesjasz to prawdziwy Syn Boży.
Natomiast w Chrystusie synem żywego Boga jest każdy chrześcijanin i aby autentycznie przyjąć wiarę, nie wolno pozwolić sobie na ograbienie z tej pewności. Cokolwiek nastąpi w życiu, nadejdą tryumfy lub porażki, synowska godność jest dla chrześcijan punktem wyjścia dla sensu istnienia. To dlatego istotny fakt nadejścia Jezusa z Nazaretu na miejsce chrzcielne w Jordanie poprzedza deklaracja Jana Chrzciciela, który nie ukrywa, że wszystko, czego dokonuje, nie jest z jego ludzkiej mocy, ale stanowi światło zwrócone na Bożego Syna (w. 15). Ludzie szanują proroka pustyni, doświadczają jego imponującej mocy, skłonni są więc upatrywać w nim wybawiciela. Jednak to nie człowiek jest w stanie wybawić drugiego człowieka. Chrzciciel ma duszę mistyka, i to mistyka przez wiele lat przebywającego na pustyni, więc z łatwością demonstruje dystans do własnych działań oraz możliwości. Sam z siebie zdolny jest tylko przelewać wodę nad głowami, nic więcej (w. 16). Warto jednak budzić pragnienie żywej wiary, aż Bóg zaznaczy właściwą sobie potęgę. Często jest tak, że ludzie przyciśnięci dramatem życia chcą uchwycić się byle ludzkiej obietnicy i lgną do siły drugiego, mocniej stojącego w tym czasie człowieka. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo w stanie słabości osoba ludzka jest szczególnie podatna na manipulacje albo nadużycia, myląc je z nadzieją.
Na kim tak naprawdę się opierasz – z całych sił na Chrystusie czy jednak bardziej na ludziach? Czy masz pewność, że nikt nie wykorzystuje cię, nie manipuluje twoim umysłem albo emocjami? Dlaczego miałbyś na to pozwalać?
Druga część dzisiejszej ewangelii specjalnie przemilcza Jana Chrzciciela i czyni go nieobecnym, a cała uwaga z rozważanej sceny zostaje zwrócona na Chrystusa (w. 21). Jest to tym bardziej znaczące, że Łukasz podpowiada, iż prawdziwy tłum, a nawet cały lud przystępował do chrzcielnego obmycia w Jordanie. Chrystus jednak wyróżnia się spośród tysięcy (w. 22), gdyż jest napełniony Duchem Świętym i bije z Niego Boże umiłowanie. Jest to poniekąd odpowiedź dla sceptyków, którzy pytają często i prowokacyjnie: czy warto przyjąć chrzest? Po co dopełniać wciąż te stare obrzędy? Od momentu ochrzczenia się, jak od początku wierzy Kościół, w duszy każdego chrześcijanina – choćby nawet nie posiadał jeszcze daru używania rozumu albo pełnej świadomości – zaczyna się historia znad Jordanu. Chrzest przyjmuje się nie po to, aby bardziej błyszczeć swoim ja, podbudowywać siebie lub całemu światu udowadniać własne tezy. Po chrzcie świętym dusza świeci niespotykanym blaskiem Chrystusa. A chrześcijanin może codziennie doświadczać niepowtarzalnej miłości Bożej – tak jak Jezus nad Jordanem.
Zobacz nasze inne aktualności