I czytanie: Mdr 1, 13–15; 2, 23–24
Żydzi oraz inspirujący się ich doświadczeniem protestanci nie uważają Księgi Mądrości za pismo natchnione przez Ducha Świętego, nie rozpoznają jej tym samym w kanonie autentycznych tekstów biblijnych. A to z powodu nasycenia zwoju myślą filozoficzną, grecką, czyli rozumową refleksją nad drogą człowieka do Boga. Świadczy to tylko o tym, jak oryginalne i niezależne są źródła katolicyzmu, dla którego doświadczenie wiary musi podążać krok w krok za doświadczeniem rozumu. Autorem Księgi Mądrości jest anonimowy Hebrajczyk z diaspory, a więc z terytoriów żydowskiego rozproszenia. Wierzy w jednego Boga, ale zna też pisma greckie i pogańskie. Ukrywa się pod imieniem króla Salomona, ale z pewnością nim nie jest. Skąd taki pseudonim? Pisarzowi tekstu chodzi o podkreślenie szacunku do daru mądrości, a syn Dawida – Salomon słynął z dużej inteligencji, mimo że na starość skompromitował się naiwnością i błędami.
Podawany w tę niedzielę do modlitwy myślnej tekst z Księgi Mądrości, chociaż lubuje się w dyskusji z filozofią i żywi wyraźną estymę dla tej nauki, w gruncie rzeczy jest poważnym, jednoznacznym wyznaniem wiary w Boga żywego. Kto myśli i wierzy, ten będzie kochał życie. Bardzo często zdarzają się sposoby praktykowania wiary oderwanej od mądrości. Pierwszym tego efektem jest pesymizm. Ludzie praktykujący wiarę bez używania rozumu nasiąkają nieufnością do świata i człowieka, nawet bardzo im bliskiego. Wszędzie widzą podstęp demona albo spisek ukrytego układu. Siła ciemności – choć to absurdalne – według ich odczuć i wierzeń może być silniejsza niż wszechmoc Pana. Dlatego wiara potrzebuje rozumnego oparcia. Dar mądrości równoważy pobożność i natychmiast życie ukazuje się umysłowi jako coś wartego przeżycia na sto procent, przyjaznego, pozytywnego, poddanego nadziei.
Rozpoznajesz w sobie człowieka pozytywnego czy wiecznego malkontenta? Podtrzymujesz płomień nadziei w duszy mimo znajomości trudnych realiów czy gasisz siebie i wszystkich dookoła? Praktykujesz wiarę rozumną?
Taką wiarę wyznaje właśnie autor Księgi Mądrości. W pierwszej części medytowanego dzisiaj fragmentu zapewnia, że Bóg jest sprawcą życia, a nie śmierci. Gdzie Stwórca, tam obfity strumień istnienia (w. 13–14). Otchłań śmierci nie ma swojego panowania nad światem – twierdzi pisarz – i trzeba mieć bardzo wypróbowane spojrzenie na fakty, żeby z nim się zgodzić. A głodne dzieci na ulicach wielkich metropolii? A nadciągający czarną chmurą nad cywilizację kolejny konflikt o światowym zasięgu? Być może tak właśnie biegnie skomplikowana historia ludzkich działań. Rozzuchwalony człowiek, który sądzi, że Boga nie ma, sieje śmierć. Ale kto wierzy, odkrywa rzecz niebywałą – podobieństwo do Stwórcy (gr. idiotetos – identyczni, podobni do siebie, dopasowani, zaadoptowani, otrzymujący czyjeś podobieństwo jako dar; w. 2, 23). Każdy człowiek dopasowany jest bardziej do istnienia Boga niż do pustki po Nim. Z Bogiem naprawdę się nie umiera, nie widzi się czarno świata wokół i nie gorzknieje się, spadając w bezdenny dół ciągłego narzekania.
II czytanie: 2 Kor 8, 7. 9. 13–15
Należy pamiętać, że Paweł z Tarsu pisze 2 List do Koryntian z powodów bardzo osobistych. Taka też jest treść całego pisma – powracają wątki intymne, spersonalizowane, szczere. Pozycja Apostoła była podważana we wspólnocie korynckiej, co powodowało ogromny chaos wśród chrześcijan i dodatkowe podziały. Paweł bał się o młodą wiarę tamtejszego Kościoła, który w dodatku musiał funkcjonować i rozwijać się w mniejszości korynckiego barbarzyństwa i pogaństwa. Wydaje się, że genialny, dalekowzroczny Apostoł znajduje najlepszy pomysł na to, by zakończyć spory wewnątrz wspólnoty. W jaki sposób? Odwrócić ich uwagę od siebie, wyjść do innych, na zewnątrz, do ludzi, do roboty. Dlatego w rozważanym dziś ósmym rozdziale listu proponuje, by Koryntianie wsparli wspólnotę jerozolimską za pomocą hojnej jałmużny. Dręczenie się jałowymi myślami do niczego nie prowadzi, więc trzeba wyjść poza siebie i odważyć się na ponowne rozdanie.
Czy nie tkwisz za mocno w sobie? Wychodzisz do ludzi, do świata? Znasz realia czy żyjesz w totalnym odklejeniu? Jakie są twoje ostatnie inicjatywy, konkrety, czyny, które wyprowadziłyby cię poza krąg ciasnego „ja”?
Dokładnie w czasie, w którym Paweł Apostoł powraca do pisania 2 Listu do Koryntian, w Palestynie panuje plaga głodu, która dręczy wielu ludzi, w tym także mieszkających tam chrześcijan. Bardzo ciekawa jest intuicja pierwotnego Kościoła. Apostołowie decydują, że bogatsze wspólnoty muszą wziąć tę biedniejszą na swoje ramiona i wspomagać materialnie. W ten sposób instytucja apostolska doceni już na zawsze wartość jałmużny, bardzo szanowaną w wielu księgach biblijnych. Paweł rozeznaje z jasnością – Koryntianie są młodzi w wierze i bardzo zamożni. Obfitują we wszystko (w. 7): w wiarę, słowo, poznanie, gorliwość i miłość. Mimo że są tak młodzi w chrzcielnym wezwaniu, to oni właśnie będą wspierać tak starą, doświadczoną wspólnotę jak Kościół jerozolimski. Mogli spodziewać się czegoś odwrotnego – że młodych poniosą dalej starcy. Ale trzeba odpowiedzialności tu i teraz. Młoda wiara rozwinie się w akcji, nie w oczekiwaniu.
Czy nie jesteś zbyt roszczeniowy wobec Kościoła? Ciągle oczekujesz czegoś od proboszcza, biskupa i innych czy wnosisz coś sobą, swoim myśleniem, duchowością?
Z bardzo praktycznego zamiaru Pawła Apostoła wyłania się jeszcze jedna idea duchowa. W jałmużnie, owszem, chodzi o zaradzenie doczesnym potrzebom każdego człowieka, ale w grę wchodzi jeszcze znaczenie moralne i sens. Wielu zamożnych ludzi błędnie przypuszcza, że bogaci mają skłonność do fałszywego altruizmu. Paweł z Tarsu tymczasem podkreśla, że w akcie jałmużny dochodzi do wspaniałego dzielenia się ubóstwem. Dobra materialne, które ktoś posiada, są tylko kontekstem stanu biedy, którą cierpi inny. Tak naprawdę na placu jałmużny wydarza się spotkanie dwóch ubogich osób (w. 14). Jedni zostaną zaspokojeni materialnie, bo głodują, ale ci, którzy potrzebują chleba, ofiarują darczyńcom w zamian wiarę, miłość, dobro, bliskość i ciepło.
Czy nie wynosisz się nad innych stanem posiadania albo nie gnębisz się własnym niedostatkiem? Widzisz, ile możesz dać oraz ile codziennie otrzymujesz?
Koryntianie potrzebują ducha Palestyńczyków tak samo, jak Palestyńczycy potrzebują ducha Koryntian. Nie ma między nimi różnicy. Jedni i drudzy są bliskimi w biedzie, są spokrewnieni przez Chrystusa – są do siebie podobni.
Ewangelia: Mk 5, 21–43
Myślenie Marka Ewangelisty i jego sposób opisywania wydarzeń cechuje uporządkowanie. Autor starannie dobiera wątki, tak żeby z literackich sekwencji wynikały duchowe wnioski. Dlatego też Marek często stosuje w tekście zasadę par stylistycznych – wartości podobnych do siebie, potrzebujących się nawzajem albo zwyczajnie kontynuujących myśl poprzednika lub jego działania. Również dzisiaj teksty, którymi można się modlić, są jakby złączone. Historia kobiety cierpiącej na krwotok i maleńkiej córki Jaira to pozornie dwa różne miejsca i dwa inne konteksty, ale prowadzą jednak do wspólnego wniosku, uczą czegoś podobnego.
Księga Mądrości pokazuje zatem, jak Bóg tworzy dobraną parę z człowiekiem. W historycznym kontekście listu Pawła z Tarsu Koryntianie potrzebują Palestyńczyków i odwrotnie – będzie z nich zgrana ekipa. A kto potrzebuje kogo w Ewangelii? Wydaje się, że punktem wspólnym dwóch osób z dobrej nowiny na dziś będzie płeć i wiek. Kobieta kananejska ma już swoje lata. Większość z nich spędziła, biegając po lekarzach (w. 25–26). Córka Jaira jest z kolei młodziutka. Pobożny przełożony synagogi Jair (hebr. yá ir – prośba do Jahwe o światło, niech Bóg oświeci; w. 23) nazywa ją dziewczynką – zresztą tak samo będzie zwracał się do niej Chrystus podczas cudu uzdrowienia (hebr. thélitá qum – maleńka córeczka; w. 41–42). Czy przez nieletnią osobę Pan może coś powiedzieć dorosłym? Przecież Jair wyraźnie prosi o znak, szuka światła. Umysł ojca, który spodziewa się śmierci dziecka, jest wyraźnie poddany rozpaczy.
Kobieta kananejska po tylu latach szukania uzdrowienia naprawdę mogła zwątpić już we wszystko. Ona jednak potrzebuje na nowo stać się młoda jak dziewczynka z domu Jaira. To, co połączy obie postacie, to dar cudownego uzdrowienia, który tak naprawdę w tekście Marka oznacza to samo, co zbawienie (gr. sóthésomai – wybawienie, zewnętrzna siła, która ocala, właśnie zbawienie; w. 28). A czy dziewczynka potrzebuje czegoś od starszej kobiety? Córeczka Jaira zostanie podniesiona, ale nie w sensie fizycznym. Podobnie jak Kananejka, dziecko przełożonego z synagogi dostąpi zbawienia, powstania z martwych (gr. egeirein – podnieść z grobu, termin ten występuje w Ewangeliach jako określenie zmartwychwstania Jezusa; w. 41).
Masz wciąż młodą duszę, to znaczy oczekujesz w życiu szczęścia, w wieczności – zbawienia? Oczekujesz Jezusa? A może wszystko ci jedno? Kto cię porywa, ożywia, animuje? Czy jest jakaś osoba, przy której boku podnosisz się, inspirujesz?
Pragnienie bycia zbawionym nie może się zestarzeć, nie może zostać odłożone do archiwum, nie może stopnieć wraz z wiekiem czy serią negatywnych wydarzeń. Kobieta kananejska musi odnowić w sobie pragnienie bycia ocaloną przez Pana, gdyż fałszywi lekarze nadużyli jej nadziei. Z kolei dziewczynka z domu Jaira musi dojrzeć, urosnąć, stanąć na własne nogi – jednym słowem stać się dojrzałą kobietą jak Kananejka. Nie dostąpią zbawienia ludzie płytcy czy płochliwi, lecz stali, stanowczy, świadomi tego, czego chcą. Doświadczenie lat potrzebuje szaleństwa młodości, a szalona młodość musi oprzeć się na czyimś stabilnym doświadczeniu.
Zobacz nasze inne aktualności