I czytanie: 1 Sm 3, 3b–10. 19
Mimo że historia starotestamentalna to bardzo odległe wieki, wydarzenia w niej opisane są bardzo dobrze udokumentowane. Księga Samuela przez niektórych badaczy biblijnych uznawana była za jedno dzieło, ale omawiające dwa zagadnienia. Pierwsza część, podawana do medytacji na drugą niedzielę okresu zwykłego, tuż po zakończeniu czasu Bożego Narodzenia, opowiada o ustanowieniu monarchii w Izraelu. Był to znaczący moment. Po pierwsze, Żydzi wzbraniali się mieć kogoś za króla poza samym Bogiem – a jednak z czasem, z powodu kontekstu politycznego, decydują się na zbudowanie systemu dynastycznego we własnym państwie. Po drugie, i to jest znacznie ważniejsze, każdy król izraelski będzie zapowiadał przyjście jedynego Władcy, Mesjasza. Już zawsze będzie w istocie figurą Zbawiciela wyczekiwanego przez naród wybrany. To dlatego opis poczęcia Samuela jest łudząco podobny do opisu narodzin Jana Chrzciciela. Samuel namaści pierwszego władcę w Izraelu, a Chrzciciel zapowie i wskaże jedynego Władcę i Mesjasza.
Źródłem do zapisania historii, którą można modlić się dzisiaj, były prawdopodobnie teksty kapłańskie z sanktuarium w Szilo. Dlatego kluczową postacią opisu jest kapłan Heli (w. 5). Mieszka w sanktuarium i wychowuje młodego Samuela. Ale Heli jest zgorzkniały z powodu grzechu jego synów, opisanego w poprzednich, wstępnych partiach całego tekstu. Kapłan był postacią publiczną i powszechnie znaną. Zawód, jaki sprawili mu jego potomkowie, odbija się więc szerokim echem społecznym i samego ojca okrywa hańbą. Również Bóg milczy w tym czasie. Nie ma widzeń, świateł, Izrael wydaje się okryty kirem ciemności. To wszystko wnika w najgłębsze zakątki serca Helego i czyni go nie tylko starym z powodu lat. Jest ociężały duchowo, nie ma nadziei, ulega rozpaczy, pragnie ukryć się gdzieś w ciemnościach. Kiedy rodzice powierzają jego opiece młodego Samuela, zapewne przyjmuje wychowanka z wielką niechęcią. Będzie go formował z przymusu, a nie z serca. To niemożliwe, żeby wychować kogoś na człowieka bez miłości. Bez oddania można malować ściany albo murować cegłówki w murze – wznoszenie ludzkiego wnętrza wymaga zaangażowania.
Czy czujesz się wewnętrznie starym człowiekiem? Nosisz w sobie młodą duszę, pełną nadziei czy starą, zmarszczoną, pesymistyczną, wiecznie rozczarowaną? Jakie rzeczy robisz z miłości, a jakie z przymusu? Dostrzegasz różnicę efektów między jednym działaniem a drugim?
Bóg, co nadzwyczajne, tak naprawdę posłuży się młodością Samuela, a nie doświadczeniem Helego. Można powiedzieć, że to młody Samuel jest bardziej potrzebny Helemu niż stary nauczyciel chłopcu. Pan woła Samuela po imieniu, robi to aż trzy razy (w. 8). Samuel sądzi, że woła go jego mistrz. Jak bardzo musiał cieszyć się, że Heli nareszcie go potrzebuje, nawołuje, przejmuje inicjatywę, ma jakąś wizję. Zapewne Samuel odczuwał obojętność, zimne afekty swojego nauczyciela – jak już jesteś, to trudno. A teraz wydaje się chłopcu, że Heli woła go nocą! Widocznie bardzo go potrzebuje. Serce Samuela musi jednak dojrzeć do jeszcze większej niespodzianki. Czasem ktoś bardzo pragnie być pokochanym przez ludzi, a znajdzie wyłączną miłość Boga, która wypełnia szczęściem, wystarcza (w. 10).
Czy jesteś zależny od jakiegoś człowieka, czy zawsze wolny w ludzkiej relacji? Czy ktoś z ludzi nie zaraża cię swoim pesymizmem, toksyną albo zepsuciem?
Cały opis niezwykłej nocnej sceny w Szilo kończy się wejściem Samuela na ścieżkę oddanej służby Panu (w. 19). Chłopiec był bardzo niedojrzały, gdy pozostawał w zależności od zgorzkniałego starca. Kiedy służy Bogu z młodością ducha i odwagą serca, wszystko mu wychodzi. Pan czyni skutecznym słowo Samuela. Gdy dusza wydobywa się z toksycznych mrzonek, może ponieść młodość wiary choćby na krańce świata. Żadne wyzwanie wówczas nie jest ani zbyt dalekie, ani zbyt trudne.
II czytanie: 1 Kor 6, 13c. 15a. 17–20
W szóstym rozdziale Listu do Koryntian stawia się chrześcijanom wysoki ideał wolności wobec świata. Oczywiście pismo wychodzi spod ręki Pawła Apostoła, który z niepokojem obserwuje u Koryntian niebezpieczne zjawisko dwulicowości. Niby pragną być ludźmi Ewangelii, a jednocześnie sądzą się z braćmi jednej wiary według kodeksu sądów pogańskich. Prawo imperium rzymskiego było bardzo surowe, dokładne, bezlitosne, nie znosiło braków, nie stosowało przebaczenia. Nie można było pogodzić go z miłosierdziem Jezusa. To jasne, że łaska Pana nie pobłaża i nie równa się naiwności, ale świat, który nie zna Boga i nie stosuje Prawa Bożego, nie może podpowiadać reguł prawnych żadnemu z członków Kościoła. Paweł uczy zatem, że trzeba formować sumienia najpierw na prawie duchowym, pochodzącym od Jezusa z Nazaretu, do reguły Mistrza dokładając zdrowe obywatelstwo pośród świata.
Konkretnym polem, które Apostoł nakreśla we fragmencie listu na tę niedzielę, jest czystość zmysłowa. To jedna z najtrudniejszych dziedzin życia. Zresztą w czasach antyku to właśnie Korynt słynął z lubieżności. Paweł Apostoł ma odwagę powiedzieć chrześcijanom w tym mieście, że nawet jeśli mają dostęp do domów publicznych i stać ich na opłatę usług prostytutek, i każdy wokół robi to jako coś oczywistego, to prawdziwi chrześcijanie nie! Rozpusta jest opisana jako bezprawie (w. 18). Należy od niej uciekać. Zdaniem autora szóstego rozdziału Listu do Koryntian jest to grzech, który burzy intymność ludzkiego wnętrza, zakłóca ją, obnaża. Tym samym rozbija godność osoby, wystawioną przez lubieżność na pośmiewisko publiki.
Zachowujesz radosną czystość według stanu twojego powołania? Nie ulegasz pokusie rozpusty?
Bardzo ciekawa jest jednak argumentacja Pawła z Tarsu na korzyść radykalnej, cielesnej czystości. Co jest jej istotą? Świadomość, że ciało człowieka to nie narzędzie do pracy albo spania i jedzenia, lecz sanktuarium, w którym mieszka Duch Święty (w. 19). W Księdze Samuela z pierwszego czytania na dziś była mowa jeszcze o sanktuarium w Szilo jako budynku z kamieni, który został zewnętrznym rytem poświęcony dla Boga. Nauka nowotestamentalna jest piękna, pociągająca i bogata. Owszem, Kościół ma również materialne sanktuaria, ale miejscem uświęconym, przestrzenią namaszczenia jest teraz nade wszystko człowiek. I nie tylko jego dusza, co oczywiste, lecz także ciało. To jest zupełna nowość chrześcijaństwa. Żadne religie świata nie przyznawały ludzkiej cielesności i seksualności miejsca na ołtarzu.
Skąd aż taka rewolucja i zmiana w myśleniu? Decydujące rozstrzygnięcie Pawła na temat uświęcenia ludzkiej seksualności leży w porównaniu ciała człowieka (gr. sóma – tkanka fizyczna, mięso, ciało w całej jego dosłowności) z uświęconym przez zbawczą mękę i tajemnicę Paschy ciałem Chrystusa (gr. hymón – dar cielesności, tu używany w liczbie mnogiej jako dawany od Boga znak łaskawości; w. 19). Chrześcijanie zaproszeni są, by jednoczyć się z Jezusem. Nie w teorii. Łatwo jest budować okrągłe zdania, teologiczne teorie, a nawet pisać katechizmy. Życie duchowe uczniów Pana, a nade wszystko ich oddanie się Chrystusowi, musi być namacalne, widoczne, konkretne, a więc również fizyczne.
Czy potrafisz z Chrystusem przeżywać cierpienie cielesne, bliskość albo fakt śmierci? Umiesz ofiarować Panu również fizyczny aspekt swojej osobowości? Jak to rozumiesz?
Wzniosła duchowość nie stanowi problemu. Dopiero poddanie się Jezusowi cielesne – w zachowaniu czystości, skromności materialnej, wierności, gdy ciało doświadcza cierpienia i śmierci – to są znaki oddawania Bogu chwały w ciele (w. 20). Tacy dopiero uczniowie są dojrzali.
Ewangelia: J 1, 35–42
Matka Kościół chwilę po zakończeniu okresu Bożego Narodzenia w lekturze biblijnej czeka chwilę z rozpoczęciem ciągłej medytacji nad tekstem Marka. To nadejdzie dopiero za tydzień, a tymczasem trzeba powrócić do Ewangelii Jana, do jej początków. Zapewne po to, by nie stracić najważniejszych natchnień i doświadczeń z Betlejem. W tekście znów pojawia się bożonarodzeniowy wątek – jest Jan Chrzciciel, tak bardzo obecny w Ewangeliach mówiących o narodzinach Chrystusa, i jest oczekiwanie na Mesjasza. W ten sposób modlitwa wewnętrzna przechodzi w duchu ciągłości przez różne momenty liturgii.
Dzisiejsza Ewangelia dopełnia sensu, jaki został zapowiedziany w dwóch poprzedzających ją tej niedzieli lekturach. Samuel to młodzieniec pod okiem Helego, a chrześcijanie korynccy to ludzie młodej, czystej cielesności. W tekście Jana pierwsi uczniowie Jezusa pochodzą spośród radykalnych, młodych mężczyzn, którzy najpierw słuchali nauki Chrzciciela i zapewne od proroka przyjęli chrzest pokuty w Jordanie. Jeden z dwóch pierwszych uczniów Jezusa jest wymieniony w Ewangelii z imienia. To Andrzej, który do pierwotnej wspólnoty przyprowadzi swojego brata, Szymona – nazwanego potem Piotrem (w. 40–41). Ale kim jest drugi uczeń? Tekst wyraźnie wspomina, że dwóch oderwało się od Chrzciciela i poszło za Panem. Można przypuszczać, że to sam Jan Ewangelista, którego szlachetną cechą, dobrze widoczną w całej księdze, jest ukrywanie się lub przemilczanie siebie. Jan był najmłodszym z Apostołów. Miał szczególną więź z Chrystusem. Odszedł też do wieczności inaczej niż wszyscy inni – pełen mądrości, spokojnie, jak mistyk. Samuel, Koryntianie i Jan to znaki młodości Kościoła i szansa na ponowną żywotność tego świata.
Bardzo znaczące jest to, że Chrzciciel – posyłając Andrzeja i Jana do Chrystusa – nie nazywa Go imieniem Jezusa z Nazaretu. Mówi, że trzeba iść za Barankiem Bożym (w. 36). Każdy pobożny Żyd wiedział, że baranki składano w świątyni na znak doskonałej, czystej i miłej Bogu ofiary. Dwaj uczniowie są już do niej przygotowani przez czas formowania się w radykalnej szkole Chrzciciela nad Jordanem. Dlatego oni akurat nigdy nie odstąpią Jezusa. Zdrada Szymona, brata Andrzeja, jest jednym z bolesnych miejsc Ewangelii. Nic nie wspomina się o niewierności jego brata. Natomiast dusza Jana, młodzieńca, aż po krzyż pozostanie czysta i prosta, nieskalana wiarołomstwem.
Po to właśnie warto żyć w czystości. Świat jest pełen krzywoprzysięstwa, jak antyczny Korynt. Ktoś jednego dnia ślubuje wierność drugiej osobie przed ołtarzem, aby już następnej nocy zdradzić serce, złamać dane słowo. Nie tak uczniowie Jezusa, którzy będą czyści, aby wytrwać w pięknej wierności.
Masz czyste intencje w życiu? Zdecydowanie oczyszczasz się z wszelkiej dwuznaczności?
Dwaj uczniowie patrzyli na Jana Chrzciciela, widząc w nim co prawda wielkiego proroka, ale jednak tylko człowieka. Teraz zobaczyli Mesjasza (gr. opsestxe – ujrzeć, być zachwyconym jakimś niebywałym widokiem, pejzażem; w. 38). Zapowiada ono widzenie wieczne. Żeby dojrzeć Boga po śmierci, trzeba mieć czyste oczy za życia.
Zobacz nasze inne aktualności