I czytanie: Mdr 12, 13. 16–19
Choć głęboka i niebywale pouczająca Księga Mądrości należy w Piśmie Świętym do pism nazywanych filozoficznymi, to jednak nie reprezentuje myślenia skopiowanego z filozoficznych szkół starożytności. W antyku religijność i nawet jakiś rodzaj duchowości były czymś powszechnie obecnym. Bogowie wypełniali całą przestrzeń życia ludzkiego, aż po tę publiczną. Ale były to postaci mitologiczne, stworzone przez intelekt oraz wyobraźnię człowieka. Osoba ludzka nie miała więzi z bóstwem. Wchodziła w pewien układ religijny, który pozwalał na składanie bożkom ofiary i czekanie, że nie będą się mścić, a może nawet pobłogosławią. Tak bóstwo wyobrażał sobie obywatel kultury egipskiej, kananejskiej, a potem greckiej i rzymskiej. Dlatego też filozofia oparta na rozumowych dociekaniach ludzi buntowała się bardzo często – i słusznie – przeciwko takiej religijności. Już w antyku, podobnie jest do dziś, nauki filozoficzne wyprowadzały poszukiwanie mądrości daleko na terytoria ateizmu. Skoro bogowie są złośliwi, zazdrośni, szkodzą ludziom, czyhają tylko na ich potknięcia, to jak można zajmować się religijnością?
Co tak naprawdę myślisz o Bogu? Chcesz Go przekupić czy intymnie spotykać? Boisz się Boga zdradzić i zranić czy lękasz się, że Boska siła sprzeciwi się twoim planom i marzeniom?
Z tego powodu właśnie autor Księgi Mądrości obiera inny punkt widzenia. Jego tekst będzie zapisem filozofii wiary. Fragment, który dziś można medytować, zostaje skomponowany w polemice przeciwko mitologiom egipskim i kananejskim. Kultura żydowska, hebrajska, biblijna z racji na czas wędrówki przez pustynię pod przywództwem Mojżesza spotykała się zarówno z ludem Egiptu, jak i z plemionami Kanaanu. Żydzi znali dobrze mentalność religijnego lęku, co więcej – czasem w niektórych tekstach Starego Testamentu pozostawiony jest obraz Boga jakby surowego, bo wymagającego jednoznacznych postaw. Jeśli taka sprawa ma miejsce – na przykład w Księdze Jozuego – to tylko dlatego, że radykalizm pełni funkcję wychowawczą. Hebrajczycy muszą najpierw nauczyć się wierności jedynemu Bogu. Nie mogą mieszać się z mitologiami. Ich głowa jest jeszcze zbyt słaba, aby balansować na granicy świata prawdziwego Boga i fałszywych bożków.
Czy nie ryzykujesz intelektualnie albo duchowo, ocierając swoją duszę i głowę o świat niebezpiecznych eksperymentów lub ideologii? Czy jesteś w stanie unieść całe dziwactwo dzisiejszego świata? Może lepiej zostawić to Bożemu Miłosierdziu?
W kilku wersetach, jakie na tę niedzielę podaje wierzącym Matka Kościół, człowiek modlitwy wewnętrznej spotyka Boga potężnego, władającego – bo te cechy przynależą do istoty Jego istnienia. Ale nade wszystko ukazana jest miłość Pana, Jego łagodność, cierpliwość. Bóg Księgi Mądrości przedstawia się jeszcze bardziej ludziom, którzy Go pragną poznawać. I jeśli w Księdze Wyjścia był wymagającym wodzem na pustyni, władcą, który oczekiwał od człowieka znaku lojalności i jednoznacznego wyboru, tak tutaj można Go spotkać jako cierpliwego wychowawcę. Kogo trzeba, uspokaja, a kogo trzeba, motywuje (z gr. metriotéti – łagodny, używający stosownej miary we wszystkim, wyważony). Człowiek, choćby szukał wielu argumentów na gruncie ateistycznej filozofii, nic Bogu nie jest w stanie zarzucić (w. 13). Brak równowagi w spojrzeniu na wieczność to oznaka wewnętrznego chaosu w ludziach, a nie ubytek w Boskiej harmonii.
II czytanie: Rz 8, 26–27
Również w tę niedzielę drugie źródło rozmyślania nad słowem Bożym stanowi ósmy rozdział Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian, czyli – poznana już nieco wcześniej – ważna, precyzyjna, znacząca pneumatologia Pawłowa. Bez działania Ducha Świętego nie ma przeniknięcia objawionej wiary do życia wewnętrznego człowieka. Mogą stać na półkach katechizmy. Można jeździć na studia z polemiką, ale tylko Duch Święty dodaje osobie ludzkiej zdolności wyjścia poza suchy intelekt, aby uczyć się Boga w sposób duchowy. A to oznacza pełnię poznania.
Jak uczysz się wiary – przez życie duchowe czy przez suche ruchy intelektu, który nie może wiele?
Oczywiście jednym z podstawowych sposobów działania Ducha Świętego jest dar modlitwy. Tak jak w Księdze Mądrości jej autor starał się nauczyć czytelnika, że obraz Boga biblijnego nie ma nic wspólnego z zabobonem mitologii, tak samo i tutaj Paweł, pouczając o sztuce modlitwy, wychodzi daleko poza zwyczaje religijne ówczesnej epoki. Jak modlili się Rzymianie albo Grecy? Dokładnie tak, jak myśleli o bogach. Skoro bóstwo było odległe, złośliwe, mogło człowiekowi w życiu napsocić lub zamieszać, to i modlitwa była jedynie próbą oswojenia boskiego kaprysu. Należało przekupić bożka ofiarami, „zamodlić” go, zagadać kultem i kupić sobie jego wieczną przychylność. To ludzie, którzy w antyku przekraczali progi świątyń, układali sposób modlitwy – sposób podejścia do bożka. Tak jak dwórki w królewskim pałacu układały przemowę, aby zbliżyć się do władcy i uzyskać swoje.
Szukasz obcowania z Bogiem jako twoim przyjacielem czy chcesz na wszelki wypadek zabezpieczyć sobie życie wieczne?
Paweł uczy innej modlitwy. Będzie ona niewymowna (w. 26). Będzie doświadczeniem słabości oraz świadomością tego, że sprawcą modlitwy nie jest człowiek i świat jego potrzeb, lecz Duch Boży. Nikt nie może przystąpić do dialogu z Bogiem – a tym jest właśnie modlitwa, prawie każda – jeśli nie polega na pełnej asystencji Ducha Świętego. Stąd częstokroć modlitwa człowieka wierzącego będzie inna, niż on sam planował. Może wypełnić się ciszą, oczekiwaniem, łzami, radością serca, słowami dziecka, które ufa, albo niekiedy ciemnością. Ważne jest to, by do modlitwy podchodzić nie jak do gotowego scenariusza, lecz jak do spotkania pełnego miłości.
Jesteś usztywniony w sztuce modlitwy czy inteligentny, wrażliwy?
Człowiek modlący się zawsze będzie zatem słaby przed Bogiem, ale Duch Boży w sposób nadprzyrodzony pokonuje naturalną niemoc u ludzi (gr. hyperentynxanei – wynieść coś ponad granice samego siebie, daleko poza). Kto chce się modlić dobrze, musi porzucić marzenia o własnej doskonałości przed Panem, a prosić o wielką uległość pragnieniom, które przyjdą od Niego.
Ewangelia: Mt 13, 24–43
Jak zostało to już podkreślone wcześniej, rozdział 13 Ewangelii wg św. Mateusza to siedem różnych przypowieści, które w pedagogice duchowej Jezusa odgrywają rolę wewnętrznej formacji. Czasem Pan objaśnia uczniom sprawy moralne albo często uczy ich o tym, Kim jest Bóg Ojciec. Ale ten rozdział idzie dalej i stanowi czysty wykład życia wewnętrznego. Jak pisał to już autor Księgi Mądrości, a potem Święty Paweł w pneumatologii do Rzymian, nie wystarczy znać idee o Bogu, może nawet poprawne, trzeba je wprowadzić do duszy. Tym razem Jezus opowiada uczniom metaforę o chwaście oraz drugą – o ziarnku gorczycy i zaczynie.
Trzeba zobaczyć dziś te dwie przypowieści w kontekście modlitwy. Pierwszą pokusą, częstokroć bardzo skuteczną, jaka odciąga ludzi od przebywania z Panem na modlitwie, jest doświadczenie słabości. Wielu wciąż myśli jak poganie, sądząc, że do Boga na modlitwę można iść tylko w poczuciu przygotowania i siły. To nieprawda. Łaska modlitwy przychodzi z wysoka. Glebą, na której złośliwy nieprzyjaciel posiewa chwast (gr. zizanion – w Polsce życica, czyli dość pospolita trawa, która zewnętrznie imituje pszenicę, ale faktycznie nie ma żadnej wartości; w. 25), jest tak naprawdę dusza człowieka. Gospodarz nie pozwala być gwałtownym, nie chce zniszczyć dobrej, żyznej pszenicy, która stanowi piękno duszy (w. 29).
Wrastasz powoli i stopniowo czy szarpiesz duszą na wszystkie strony?
Trzeba się modlić zawsze z prostotą, z pokorą, nawet jeśli w sercu ujawni się jakiś fałszywy dźwięk – ton grzechu. Bóg nie zraża się słabością oranta, lecz czeka na jego pragnienie. Sam doprowadzi do zmiany. Dlatego dusza ludzka jest często przed Bogiem bezsilna. Wydaje się, że nie ma nic, ale zawsze jednak znajduje się w niej choćby zaczyn działania Ducha Świętego (w. 31–33) i maleńkie ziarno łaski. Człowiek chciałby polegać raczej na sobie, gdy zbliża się do ołtarza. To nie jest droga chrześcijańskiej modlitwy. Trzeba przyjmować więcej od Jezusa, a nie sugerować dawanie. Tylko w taki sposób rozwija się życie wewnętrzne.
Zobacz nasze inne aktualności