I czytanie: Iz 42, 1–4. 6–7
Już we wcześniejszych rozmyślaniach na poszczególne niedziele Adwentu Matka Kościół powierzała swoim modlącym się dzieciom teksty trzeciego z autorów wielkiej Księgi Izajasza. Dziś natomiast modlitwie wewnętrznej posłuży fragment pism drugiego z nich, tak zwanego Deutero-Izajasza, który z kolei komponuje słowa tej imponującej księgi, począwszy od jej 40. rozdziału.
Drugi wybitny prorok stara się opisać i poddać duchowemu komentarzowi trudny czas wygnania Żydów oraz ich zniewolenia w Chaldei. Mimo tak wymagającego kontekstu wizja piszącego jest przepełniona ufnością, że przyjdzie Mesjasz – wyzwoliciel, który przecierpi wiele, lecz ostatecznie zwycięży.
W Niedzielę Chrztu Pańskiego źródłem do modlitwy wewnętrznej jest pierwsza z czterech wielkich pieśni tajemniczego sługi Jahwe. Historycznie można w tej postaci rozpoznać rysy króla perskiego Cyrusa, który niespodziewanie położył kres uciskowi babilońskiemu nad Izraelem, był więc społecznym wyzwolicielem Żydów. To zadziwiające, że ów pogański władca, mając w ręku wszelkie środki, służące zyskiwaniu przewagi i zadawaniu gwałtu, chce jednak czynić dobro i pragnie troszczyć się o znacznie słabszych od siebie.
Izajasz w tym, co opisuje, dąży ostatecznie do oddania pełnego sensu wiary. Patrząc więc z duchowego punktu widzenia na prezentowaną tu postać, trzeba w niej umieć rozpoznać samego Mesjasza, Chrystusa Pana, Zbawiciela. On jest namaszczony duchem Boga (w. 1), lecz samo namaszczenie czyni Go łagodnym i delikatnym. Prawo historii nie usprawiedliwia więc ostatecznie brutalnych i gwałtownych. Przeciwności losu pokonają ludzie, którzy zamiast walczyć o swoje i zaciskać pięść albo zbroić się do walki, potrafią kochać, cierpieć, być bliskimi i solidarnymi dla potrzebujących.
Ta zasada staje się fundamentem prawa Boga i sprawiedliwości, jakiej On oczekuje (hebr. miśhpat – reguła postępowania, wewnętrzne prawo, słuszna zasada działania; w. 3–4). Potencję siły trzeba umieć przekładać na potencję dobra.
II czytanie: Dz 10, 34–38
Dzieje Apostolskie to księga historyczna, opisująca początki wspólnoty Kościoła. Autorem tej kroniki jest Łukasz, który napisał również trzecią w kolejności ewangelię.
W całej jego opowieści z nowotestamentalnej księgi Dziejów bardzo ważną pozycję zajmuje nawrócenie setnika Korneliusza. To fakt niecodzienny, żeby wysoko postawiony poganin i do tego żołnierz o dość twardych obyczajach przyjął z pokorą wiarę w Chrystusa, który jest pokojem. To wydarzenie musiało bardzo budować pierwszych chrześcijan i umacniać ich w wierze oraz w trudnej nieraz wierności.
Medytowany dziś fragment z drugiego czytania to wielka katecheza Piotra Apostoła, wygłoszona właśnie w domu Korneliusza, która mówi głównie o tym, że nawrócenie jest wezwaniem skierowanym i możliwym do osiągnięcia dla wszystkich. Według myślenia Piotra duch Boży objawia się stanem pokoju (gr. eirene – ład, dobrobyt, zgoda, bezpieczeństwo, harmonia ludzkich relacji, która oznacza nie tylko brak wojny, ale bardziej ogół łask, jakie pozytywnie przyniósł człowiekowi sam Chrystus). W sercu Boga nie da się znaleźć podziału na lepszych i gorszych. On nie patrzy na kategorie tego świata, które dzielą człowieka, klasyfikują go często z pogardą (gr. proso-polem-ptes – ze względu na osoby, mentalność pogańska, wyższość jednych nad drugimi; w. 34). Jest odwrotnie. Bóg nie patrzy na układy polityczne, ale dobrze zna serce i wnętrze każdego człowieka (gr. kardiognostes – Bóg, znawca serca; w. 35). Nie ma Boga tam, gdzie jest wojna, konflikt (w. 36).
Piotr jest świadom, że mówi do pogan, więc określa Jezusa bliższych dla ich mentalności terminem Pan (gr. kyrios – władca, określenie bardziej zrozumiałe niż Pomazaniec, czyli Mesjasz, Chrystus). Jezus jest zatem władcą, ale pokoju, ładu i bezpieczeństwa. On nie chce okazywać przemocy, siły albo nadużywać czyjejś bezsilności (w. 38). Moc dobra jest piękna i pociągająca, a pozorna brutalność wcale nie jest mocą – jest nieustannym stanem zagrożenia dla wszystkich.
Ewangelia: Mt 3, 13–17
Ewangelista Mateusz już w poprzednich rozdziałach swojej ewangelii bardzo szczegółowo zapisał dzieje i działalność Jana Chrzciciela. I wreszcie w trzecim rozdziale ukazuje szczyt i cel życia wielkiego proroka pustyni. A jest nim przybycie Chrystusa nad Jordan, do Chrzciciela (gr. paraginomai – pielgrzymowanie, wkroczenie, nadejście; w. 13). Tyle lat Jan żył twardym życiem na pustyni, aby teraz napełnić się nadprzyrodzoną radością na widok zbliżającego się Jezusa.
Znów pomiędzy tymi dwoma postaciami dokonuje się kolejna duchowa wymiana, której istotą jest przejście od siły, skały, twardości do pokory, miłości i żywej, namacalnej dobroci. Jan Chrzciciel to suchy powiew pustyni, który nawraca. Jezus Chrystus to gorące tchnienie ducha, które wszystkim osobom dobrej woli okazuje miłość. To dlatego twardy, wymagający prorok z początku nie rozumie i pragnie dla siebie pokuty (w. 14). To, co całe życie czynił nad Jordanem wobec grzeszników, chce teraz zastosować na sobie. Przecież udzielał pokuty innym, teraz więc sam oczekuje pokuty od Pana.
Ale Jezus nie mówi więcej o pokucie. Przychodzi, by spełniać to, co naprawdę jest sprawiedliwe (gr. dykaiosine – uczciwość, prawość, sprawiedliwe, cnotliwe postępowanie; w. 15). Tak jak Cyrus w pierwszym czytaniu oraz twardy żołnierz Korneliusz w drugiej lekturze tej niedzieli, tak i Jezus nad Jordanem rozpoczyna nie dzieło zniszczenia człowieka pokutą, ale dzieło odnowy ludzkości dobrem i miłością. Dlatego również, kiedy Pan wychodzi z wody (gr. anabasys – chwalebne wstąpienie, uroczyste wywyższenie, intronizacja), następuje pierwsze przyjście Ducha Świętego do człowieka (w. 16).
Nad Jezusem namaszczonym, a więc zwycięskim, nie unosi się jakiś gwałtowny, wojowniczy okrzyk, który komukolwiek mógłby zagrażać. Natychmiast po zstąpieniu ducha Boga na Jezusa wszyscy słyszą łagodny głos. Taki delikatny śpiew był znany w liturgii synagogalnej Starego Testamentu. Uczyli go często żydowscy rabini (hebr. batqól – dosłownie cichy szept, murmurando, szeptany hymn). Taka właśnie melodia rozbrzmiewa nad Jezusem, który wychodzi uroczyście z wód Jordanu. Taki też Chrystus przedstawia się pokutującym i oczyszczanym w tamtym miejscu tłumom. To musiało być poruszające. Gdy Pan przychodzi nad Jordan, nie ma żadnej propagandy ani nachalności, ani męczących haseł czy natręctw ideologii. Jest za to delikatny powiew, szmer, ukojenie. Usłyszy je tylko ten, kto jest wyciszony i maluczki. Ważniejsze od środków pokuty, które mają umartwić ludzką pychę, jest czynne i pozytywne okazywanie innym miłości, bliskości i zrozumienia.
Zobacz nasze inne aktualności