Rezygnacja z prawdy jest zabójcza dla wiary. Przemówienie Benedykta XVI na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana, 21 października 2014 r.
„Chciałbym na wstępie wyrazić swoje najserdeczniejsze podziękowania księdzu rektorowi i władzom akademickim Papieskiego Uniwersytetu Urbaniana, władzom administracyjnym i przedstawicielom studentów za propozycję nadania mojego imienia Wielkiemu Amfiteatrowi po jego renowacji. Pragnę szczególnie podziękować Wielkiemu Kanclerzowi Uniwersytetu – kard. Fernando Filoniemu – który zgodził się na tę inicjatywę. Możliwość stałej obecności w pracy Papieskiego Uniwersytetu Urbaniana jest dla mnie powodem do wielkiej radości. Podczas różnych wizyt, które odbywałem jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary,
zawsze byłem zaskoczony atmosferą powszechności, jaką oddycha się na tym uniwersytecie, gdzie młodzi, pochodzący prawie ze wszystkich krajów, przygotowują się do służby Ewangelii we współczesnym świecie. Także teraz, w tej auli, widzę wspólnotę złożoną z wielu młodych ludzi, dzięki którym w żywy sposób postrzegamy cudowną rzeczywistość Kościoła katolickiego.
„Katolicki” to określenie Kościoła, które od najstarszych czasów należy do wyznania wiary, nosi w sobie coś z Zesłania Ducha Świętego. Przypomina, że Kościół Jezusa Chrystusa nigdy nie odnosił się do jednego narodu czy jednej kultury, ale od początku był przeznaczony dla całej ludzkości. Ostatnie słowa Jezusa do Jego uczniów brzmiały: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19). A w czasie Zesłania Ducha Świętego uczniowie mówili we wszystkich językach, mogąc w ten sposób wyrazić, mocą Ducha Świętego, całą rozpiętość wiary.
Od tego czasu Kościół rozrósł się na wszystkich kontynentach. Wasza obecność tutaj, drogie studentki i drodzy studenci, jest odbiciem powszechnego oblicza Kościoła. Prorok Zachariasz zwiastował królestwo mesjańskie, które będzie rozciągać się od morza do morza i będzie królestwem pokoju (Za 9, 9n). I rzeczywiście, wszędzie tam, gdzie celebrowana jest Eucharystia i gdzie ludzie dzięki Panu stają się jednym ciałem, istnieje coś z pokoju, który Jezus Chrystus obiecał swoim uczniom. Wy, drodzy przyjaciele, bądźcie współpracownikami tego pokoju, którego budowanie i ochrona w świecie rozdartym i brutalnym stają się coraz pilniejsze. Stąd też praca waszego uniwersytetu, w którym chcecie uczyć się przybliżania do Jezusa Chrystusa, aby stawać się Jego świadkami, jest tak ważna.
Zmartwychwstały Pan zlecił apostołom, a poprzez nich uczniom wszystkich czasów, niesienie swojego słowa aż po krańce ziemi i uczynienie wszystkich ludzi Jego uczniami. Sobór Watykański II przyjmując w dekrecie Ad gentes ustaloną tradycję, głęboko uzasadnił zadanie misyjne i polecił je z odnowioną siłą współczesnemu Kościołowi.
Czy jest ono nadal ważne? – zastanawia się dziś wielu wewnątrz i na zewnątrz Kościoła. Czy misje naprawdę są dzisiaj aktualne? Czy nie byłoby bardziej odpowiednie spotykanie się w dialogu międzyreligijnym i wspólne służenie sprawie pokoju w świecie?
Pytanie przeciwne brzmi: czy dialog może zastąpić misje?
Wielu obecnie uważa, że religie powinny wzajemnie się szanować i w dialogu pomiędzy sobą stawać się wspólną siłą połączonego pokoju. W tym sposobie myślenia w większości przypadków przyjmuje się hipotezę, że różne religie są wariantami jednej i tej samej rzeczywistości; że religia jest gatunkiem wspólnym, który przyjmuje różnorakie formy według innych kultur, ale zawsze wyraża tę samą rzeczywistość. Pytanie o prawdę, które od początku najbardziej motywowało chrześcijan, jest tu postawione w nawiasie. Zakłada się, że prawda o Bogu jest w ostatecznej analizie nieosiągalna i to co niewypowiedziane co najwyżej możemy uobecnić poprzez różne symbole. Ta rezygnacja z prawdy wydaje się postawą realistyczną i użyteczną dla pokoju pomiędzy religiami w świecie. Jest natomiast zabójcza dla wiary. Wiara traci swój charakter zobowiązujący i swoją powagę, jeśli wszystko sprowadza się do symboli w gruncie rzeczy wymiennych, zdolnych jedynie ukazać z daleka niedostępną tajemnicę boskości.
Drodzy przyjaciele, widzicie, że zagadnienie misji stawia nas nie tylko wobec fundamentalnych pytań wiary, ale również wobec pytania o to, kim jest człowiek. W tym krótkim przemówieniu nie uda mi się, oczywiście, przeprowadzić w sposób wyczerpujący analizy tej problematyki, która dziś dotyka do głębi każdego z nas. Jednak chciałbym przynajmniej odnieść się do kierunku, jaki powinien przyjąć nasz tok rozumowania. Uczynię to, wychodząc z dwóch różnych punktów.
II
1. Powszechnie uważa się, że religie są jakby obok siebie, jak kontynenty i kraje na mapie. Nie jest to jednak dokładne stwierdzenie. Religie na poziomie historycznym są w ruchu, tak samo jak ludy i kultury są w ruchu. Istnieją też religie, które są w stanie oczekiwania. Do tego rodzaju należą religie plemienne, które miały swój czas w historii i teraz są w stanie oczekiwania na większe spotkanie, które poprowadzi je ku pełni. My, chrześcijanie, jesteśmy przekonani, że oczekują one w ciszy na spotkanie z Jezusem Chrystusem, na światło, które od Niego pochodzi, które jako jedyne może je zaprowadzić w pełni, do prawdy. A Chrystus na nie czeka. Spotkanie z Nim nie jest wtargnięciem obcego, który niszczy ich własną kulturę i historię. Przeciwnie, jest wejściem do czegoś większego, ku czemu zdążają. Stąd też to spotkanie jest jednocześnie oczyszczeniem i dojrzewaniem. I zawsze jest ono obopólne. Chrystus oczekuje na ich historię, ich mądrość, ich widzenie rzeczy.
Dzisiaj w sposób coraz bardziej wyraźny widzimy również inny aspekt. Podczas gdy w krajach, gdzie Ewangelia dotarła na samym początku, chrześcijaństwo pod wieloma względami jest już zmęczone i niektóre gałęzie wielkiego drzewa, które wyrosło z ewangelicznego ziarnka gorczycy, uschły i spadają na ziemię, to ze spotkania religii w stanie oczekiwania z Chrystusem rodzi się nowe życie. Tam, gdzie wcześniej było tylko zmęczenie, ukazują się nowe wymiary wiary, przynosząc radość.
2. Religia sama w sobie nie jest zjawiskiem jednolitym. Trzeba w niej rozróżnić kilka wymiarów. Z jednej strony jest w niej wielkość przekraczania świata w dążeniu ku wiecznemu Bogu, z drugiej jednak znajdują się w niej elementy wypływające z historii ludzi i ich praktyki religijnej. Można z pewnością odnaleźć tam rzeczy szlachetne i piękne, ale również małe i niszczące tam, gdzie ludzki egoizm posiadł religię i w miejsce otwarcia zmienił ją w zamkniętą we własnej przestrzenni.
Dlatego też religia nigdy nie jest zjawiskiem tylko pozytywnym albo tylko negatywnym Obydwa aspekty są w niej wymieszane. W swych początkach misje chrześcijańskie zauważały przede wszystkim elementy negatywne w napotykanych religiach pogańskich. Z tego powodu ich głoszenie było nadzwyczaj krytyczne względem nich. Tylko przekraczając ich tradycje, które w dużej mierze uważały za demoniczne, wiara chrześcijańska mogła rozwinąć swoją odnawiającą siłę. Na podstawie tego rodzaju elementów Karl Barth, teolog protestancki, przeciwstawił sobie religię i wiarę, osądzając pierwszą w sposób całkowicie negatywny, jako samowolne zachowanie człowieka, który wychodząc od samego siebie, dąży do pochwycenia Boga. Dietrich Bonhoeffer przyjął właśnie te ramy i opowiedział się na rzecz chrześcijaństwa „bez religii”. Jednak chodzi tu, bez wątpienia, o wizję jednostronną, która nie może być przyjęta. Wprawdzie poprawnym jest twierdzenie, że każda religia, aby być sprawiedliwa, powinna jednocześnie być krytyczna wobec religii. Wiadomo, że – od samego początku i zgodnie z jej naturą – odnosi się to do wiary chrześcijańskiej, która z jednej strony z wielkim szacunkiem patrzy na oczekiwanie i głębokie bogactwo religii, ale z drugiej strony w sposób krytyczny widzi również to, co jest w nich negatywne. Z tego wynika, że wiara chrześcijańska winna również rozwijać tę krytyczną siłę w odniesieniu do swojej własnej historii religijnej. Dla nas, chrześcijan, Jezus Chrystus jest Słowem (Logos) Boga, Światłem, które pomaga nam rozróżnić pomiędzy naturą religii a jej deformacją.
3. W obecnych czasach głos tych, którzy chcą nas przekonać, że religia jako taka jest przestarzała, staje się coraz głośniejszy. Działaniem ludzkim powinien kierować jedynie krytyczny rozum. Za taką koncepcją kryje się przekonanie, że wraz z myśleniem pozytywistycznym rozum w całej swojej czystości ostatecznie osiągnął panowanie. W rzeczywistości nawet ten sposób myślenia i życia jest uwarunkowany historycznie i związany z historycznie określonymi kulturami. Uważanie go za jedynie ważny poniżałoby człowieka, pozbawiając go zasadniczych wymiarów egzystencji. Człowiek staje się mniejszy, a nie większy, kiedy nie ma już miejsca dla etosu, który – zgodnie ze swoją prawdziwą naturą – przekracza pragmatyzm, kiedy nie ma więcej miejsca na spojrzenie utkwione w Bogu. Miejsce pozytywistycznego rozumu jest w wielkich dziedzinach działania techniki i ekonomii, i w żadnym razie nie wyczerpuje wszystkiego co ludzkie.
Zatem do nas, wierzących, należy otwieranie coraz bardziej drzwi, które ponad zwykłą techniką i czystym pragmatyzmem prowadzą do całej wielkości naszej egzystencji, do spotkania z Bogiem żyjącym.
III
1. Rozważania te, może trochę trudne, powinny pokazać, że nawet dzisiaj, w świecie dogłębnie zmienionym, zadanie przekazywania innym Ewangelii Jezusa Chrystusa jest rzeczą słuszną.
Istnieje również inny, prostszy sposób usprawiedliwienia dziś tego zadania. Radość domaga się, by ją przekazywać. Miłość domaga się, by ją przekazywać. Prawda domaga się, by ją przekazywać. Kto otrzymał wielką radość, nie może jej zwyczajnie zachować dla siebie, ale musi ją przekazywać. To samo odnosi się do daru miłości, do daru wdzięczności, do daru poznania objawionej prawdy.
Kiedy Andrzej spotkał Chrystusa, nie mógł sobie odmówić powiadomienia brata: „Znaleźliśmy Mesjasza” (J 1, 41). A Filip, który miał możliwość podobnego spotkania, nie mógł sobie odmówić powiadomienia Natanaela, że znalazł „Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy” (J 1, 45). Głosimy Jezusa Chrystusa nie po to, aby przysporzyć naszej wspólnocie jak najwięcej członków, a tym bardziej nie dla władzy. Mówimy o Nim, ponieważ czujemy, że powinniśmy przekazywać tę radość, która została nam dana.
Wówczas będziemy wiarygodnymi głosicielami Jezusa Chrystusa, kiedy naprawdę spotkamy Go w głębi swojej egzystencji, kiedy poprzez spotkanie z Nim doświadczymy prawdy, miłości i radości.
2. Głębokie napięcie pomiędzy mistyczną ofiarą dla Boga, któremu oddajemy się całkowicie, a odpowiedzialnością za bliźniego i świat stworzony przez Niego, należy do natury religii. Marta i Maria są zawsze nierozłączne, nawet jeśli czasem akcent może być bardziej położony na jedną czy drugą. Punktem spotkania pomiędzy dwoma biegunami jest miłość, w której jednocześnie dotykamy Boga i Jego stworzeń. „Myśmy poznali i uwierzyli miłości” (1 J 4,16) – to zdanie wyraża prawdziwą naturę chrześcijaństwa. Miłość, która urzeczywistnia się i w sposób wielokształtny odzwierciedla się w świętych wszystkich czasów, jest dowodem prawdziwości chrześcijaństwa.”
tłum. Katarzyna Gembarowska
ROZPRAWY I ARTYKUŁY
Ryszard Szmydki OMI, Charyzmat i specyficzne zadania Papieskich Dzieł Misyjnych w aktualnej sytuacji społeczno-kulturowej
Marek Tatar, Męczeństwo wpisane w misyjną naturę Kościoła
Ryszard Szmydki OMI, Najważniejsze wyzwania stojące dzisiaj przed Kościołem
Jerzy Zgoda, Bogactwo kulturowe Indian wobec globalizacji i ewangelizacji
Ashenafi Yonas Abebe IMC, Siła Etiopii w bogactwie etnicznym, religijnym i kulturowym
Kinga Lendzion, Polscy księża misjonarze saletyni na Madagaskarze
ŻYCIE DLA MISJI
Luca Bovio IMC, Beatyfikacja s. Ireny Stefani MC
KRONIKI
Wydarzenia: VII – XII 2014 r.
Zobacz nasze inne aktualności