Daniel Comboni urodził się 15 marca 1831 r. w Limone sul Garda (Włochy), a zmarł 10 października 1881 w Chartumie (Sudan). „Okazał się prawdziwym prekursorem i prorokiem tego, czym Afryka powinna być i tym, czym staje się obecnie” – napisał nigeryjski kardynał Francis Arinze, postulator w jego procesie kanonizacyjnym. Zaś jeden z misjonarzy obecnych przy śmierci Comboniego podsumował: „Był ojcem, pasterzem i przyjacielem Afryki”. Rzeczywiście, Daniel Comboni był tym wszystkim. Jednak szczególnie był dla innych widzialnym znakiem obecności Chrystusa i Jego miłosiernej troski o Afrykańczyków, którzy wówczas byli dyskryminowani i uważani za ostatnich na ziemi.
Życie misyjne Comboniego i jego praca na rzecz społeczności afrykańskich zbiegają się w czasie z jednym z najbardziej problematycznych okresów współczesnej Afryki. W wieku XIX na kontynencie tym występowały wszelkiego rodzaju sprzeczności: poszukiwanie bogactw naturalnych i ich eksploatacja, walki pomiędzy krajami kolonialnymi o dominację, zderzenie ze światem muzułmańskim, handel niewolnikami i walki plemienne. Na tym dziewiętnastowiecznym tle trzeba umieścić w Kościele katolickim ruch misyjny, którego Comboni był jednym z ojców i propagatorów. Jego zaangażowanie misyjne na rzecz ludów Afryki widać wyraźnie we własnych wielokrotnie powtarzanych hasłach: „Zbawić albo odnowić Afrykę za pośrednictwem Afryki” czy „Afryka albo śmierć”.
Comboni zawsze podkreślał, że powołanie misyjne jest integralną częścią powołania wszystkich ochrzczonych, a nie tylko „sprawą zakonników i zakonnic”. Przecierał szlaki misyjne wśród niechrześcijan (misja ad gentes) kapłanom diecezjalnym i ludziom świeckim, osobom konsekrowanym i tym, którzy żyją w małżeństwie. Pragnął, by kobiety były obecne w Afryce jako misjonarki, niezależnie od tego, czy zostały posłane na misje przez własne zgromadzenia i instytuty (siostry te nazywał „dziewicami miłości”), czy też były zamężne. On pierwszy wprowadził te kobiety w głąb Afryki. Już w roku 1867 wysłał tam 15 młodych Afrykańczyków (mężczyzn i kobiet), byli wśród nich dawni niewolnicy, którzy zostali wykupieni, nawrócili się na chrześcijaństwo i zostali przygotowani przez Comboniego i jego przyjaciół do pracy jako nauczycielki i nauczyciele.
Comboni był synem duchowym Nicoli Mazzy, księdza z Werony, jednego z przedstawicieli ówczesnego ruchu misyjnego. Jego powołanie misyjne zrodziło się właśnie na skutek spotkania na swej drodze ks. Mazzy i dzięki przypadkowemu kontaktowi z dramatem niewolnictwa Afrykańczyków (zaprzyjaźnił się z jednym z sudańskich niewolników wykupionym przez ks. Mazzę na targu w Egipcie i sprowadzonym do Werony, gdzie go wykształcono). W dniu Objawienia Pańskiego, 6 stycznia 1849 r, Comboni w wieku 18 lat złożył przysięgę przed ks. Mazzą, przyrzekając „dla dobra ludów Afryki poświęcić Chrystusowi całe swe życie aż do męczeństwa”. Jego życie zatem należy widzieć przez pryzmat tej przysięgi, którą zawsze doskonale pamiętał. W roku 1854 w Trydencie otrzymał święcenia kapłańskie z rąk abp. Giovanniego Nepomucena Tschiderera, dziś błogosławionego. W wieku 26 lat (w 1857 r.), wraz z towarzyszami ks. Mazzy, wyruszył na misje do Afryki Centralnej. Po drodze zatrzymał się w Ziemi Świętej. Na miejsce, czyli na południe Sudanu, dotarł po sześciu miesiącach, po przebyciu nieopisanych trudności, chorób i śmierci prawie wszystkich współtowarzyszy.
Afrykański kardynał Arinze tak o nim napisał: „Daniel Comboni dla ludzi sobie współczesnych był niestrudzonym prorokiem, pracującym dla Afryki”. Bez wytchnienia przebywał drogi całej Europy i opowiadał o cierpieniu Afryki. Pukał do wszystkich drzwi, zarówno instytucji kościelnych, zakonów, stowarzyszeń świeckich, polityków… bez żadnej różnicy. Wystarczyło, by dostrzegł serce otwarte na problemy Afrykańczyków, aby odwoływać się do uczuć danej osoby. Wskazuje na to obszerna korespondencja z różnymi ludźmi. Comboni był pierwszym biskupem Afryki Centralnej. Niestrudzenie walczył przeciwko handlowi niewolników, bolał zarówno nad polityką podbojów kolonialnych, jak i nad dwuznacznością postaw niektórych ówczesnych polityków i ludzi Kościoła wobec misji.
Comboni nauczył się od ks. Mazzy – jak sam napisał – „mieć oczy utkwione w Jezusa Chrystusa”. To spojrzenie i owe „tak” wypowiedziane wobec Chrystusa stały się wyznacznikiem jego życia i powołania, pozwalały na nadawanie sensu wszystkiemu, co rozpoczynał. Jak mówił, to one popychały go do „osądzania spraw i rzeczywistości afrykańskiej nie przez pryzmat mądrości pochodzącej ze świata, lecz przez pryzmat wiary” i pozwalały widzieć Afrykę „nie z perspektywy filantropii albo korzyści kolonizatorów, polityków i ekonomistów”, ale w perspektywie tajemnicy ukrzyżowanego Chrystusa.
Po powrocie na Czarny Ląd i pokonaniu tysięcznych trudności już jako biskup Afryki Centralnej powiedział swoim niewielu wiernym: „Pośród was pozostawiłem swe serce… i dziś na nowo do was powracając, odzyskuję je. Powracam do was, choć nigdy nie przestałem być wasz… W dzień czy w nocy, czy świeci słońce, czy pada deszcz, zawsze będę gotowy, by zaspokoić wasze duchowe potrzeby: ubogi i bogaty, zdrowy i chory, stary i młody, przełożony i podwładny, wszyscy zawsze będą mieli jednakowy dostęp do mojego serca. Wasze dobro będzie moim dobrem i wasze zmartwienia będą moimi zmartwieniami. Zobowiązuję się do pracy na rzecz każdego z was i najszczęśliwszym dniem w moim życiu będzie ten, kiedy będę mógł oddać za was moje życie”.
Rzeczywiście, jedyną rzeczą, na której mu zależało, jak napisał o tym w Chartumie miesiąc przed śmiercią, było nawrócenie Afryki: „To jest jedyna i prawdziwa pasja mojego całego życia i taka pozostanie aż do śmierci; wcale nie wstydzę się o tym mówić”. W roku 1864 w jednym z listów stwierdził, że zawsze miał pełną świadomość tego, że misjonarz musi być dla ludów Afryki widzialnym ramieniem Chrystusa; jedynym zaś celem jego życia ma być „niesienie innym pocałunku pokoju Chrystusa”.
Comboni był jednym z apostołów zakładających Kościół we współczesnej Afryce. W głąb tego kontynentu wyruszył w roku 1857. Po zakończeniu wcześniejszej misji, uważanej za nieudaną z powodu śmierci większości misjonarzy, wielu było święcie przekonanych, że jeszcze nie nadeszła „godzina, by ewangelizować Afrykę”. Jednak on nie myślał w ten sposób. Całkowicie pozostawał wierny swej przysiędze misyjnej aż do końca. 15 września 1864 r., podczas modlitwy u grobu św. Piotra w Watykanie, nagle i niespodziewanie doświadczył przedziwnej Bożej łaski. Zaraz po tym niezwykłym zdarzeniu niezwłocznie napisał, że nadprzyrodzona łaska była „niczym promień”. Tak właśnie zrodził się Plan odnowy Afryki przez Afrykę. Pragnąc urzeczywistnić swoje zamierzenia, Comboni przedstawił go całemu Kościołowi za pośrednictwem Propaganda Fide (watykańskiej Kongregacji zajmującej się misjami). Przy poparciu papieża Piusa IX na nowo zakłada misję w Afryce Centralnej.
Dla Daniela Comboniego misje były sprawą Kościoła, całego Kościoła. Papież Pius IX skierował do niego takie słowa: „Pracuj jako dobry żołnierz Chrystusa”. A on temu poleceniu był posłuszny aż do śmierci. Dla niego misja była posłuszeństwem i pracą dla Kościoła. W tym celu odbywał liczne podróże po prawie wszystkich krajach europejskich i założył liczne dzieła misyjne. Przez całe dorosłe życie, propagując ideę misji w Afryce, pisał do ówczesnych dzienników i czasopism europejskich, spotykał się z różnymi ludźmi, nie dyskryminując nikogo. Jego jedynym pragnieniem było, by Afrykanie poznali Chrystusa i by Afryka odrodziła się w Chrystusie.
Ostatnie lata życia Comboniego były czasem niewypowiedzianego cierpienia, „ukrzyżowaniem z Chrystusem dla dobra Afryki”. Często mawiał, że „czuje w swym sercu ciężar krzyża”, a Bóg pozwalał mu uczestniczyć w tym misterium. Kierując się przykładem świętych, przyjmował krzyż, coraz bardziej przekonany o tym, że gwarantuje on skuteczność kościelnych działań wśród uciemiężonych ludów Afryki. „Krzyż ma moc przekształcić Afrykę w ziemię błogosławioną… Dźwiganie go nie jest dla mnie problemem. Tym, co ma dla mnie znaczenie, jest nawrócenie Afryki”. Nieustannie powtarzał, że „Afryka swoją wolność i godność może odnaleźć jedynie w Kościele, Ciele Mistycznym Chrystusa”. Dla Afrykańczyków widział jedną jedyną drogę do uzyskania pełnej godności, a była nią wiara w Chrystusa.
W nocy 10 października 1881 r., dokładnie w samym sercu Afryki, którą tak namiętnie ukochał, nadeszła dla niego godzina spotkania z Bogiem. „Wszyscy Afrykańczycy opłakują śmierć swego biskupa i nazywają go ojcem, pasterzem i przyjacielem” – napisał kombonianin Artur Bouchard, który był przy śmierci swego przyjaciela.
„Daniel Comboni, syn ubogich wieśniaków, był pierwszym katolickim biskupem Afryki Centralnej i jednym z największych misjonarzy w historii Kościoła… W nim urzeczywistniała się prawda o tym, że kiedy Bóg wchodzi w dzieje ludzi i spotyka wielkodusznego i pełnego gotowości człowieka, można zobaczyć rzeczy nowe i wielkie”. Jak wytłumaczyć tak bogate i owocne życie Daniela Comboniego? Tylko łaską Chrystusa przyjętego całkowicie w wolności. Chrystus przychodził do Comboniego poprzez nieprzerwany ciąg wydarzeń i okoliczności jego życia. A on zawsze odpowiadał, zadziwiony wprawdzie, ale bez wahania. Otrzymywał charyzmat potrzebny w misyjnym dziele.
Comboni w Regule życia napisał do swych współbraci, że jedynie misjonarz, który będzie miał „oczy nieustannie wpatrzone w Chrystusa” i nigdy nie będzie odwracał od Niego wzroku, może stać się fundamentem dzieła misyjnego. Jego orędzie, które odwołuje się do daru z samego siebie, zawarte jest w przekonaniu, że jedynie dotknięcie Chrystusa może odnowić każdego człowieka, żyjącego nawet w poniżających warunkach, ciemiężonego przez ludzi. Właśnie dlatego Comboni nieustannie mówił o ciągłej konieczności „wpatrywania się w Chrystusa” tak, aby wszystko było ku Niemu ukierunkowane i każda sprawa znajdowała w Nim swój sens. Pragnął Afryki, w której w pełni rozbłyśnie twarz Chrystusa. Papież Jan Paweł II ogłaszając świętość Daniela Comboniego, powiedział: „Poświęcił wszystkie zasoby swej bogatej osobowości i głębokiego życia duchowego, aby Afryka – kontynent, który tak bardzo miłował – mogła poznać i przyjąć Chrystusa”.
Afrykańska ziemia, bogata w zasoby ludzkie i duchowe, nadal doświadcza licznych trudności i boryka się z wielkimi problemami. Za wstawiennictwem św. Daniela Comboniego wołajmy o misjonarzy, którzy z radością i otwartością pragną głosić Ewangelię szczególnie na kontynencie afrykańskim. „Ja umieram, ale moje dzieło nie umrze”, mówił na łożu śmierci. I tak się stało! Po dziś dzień misjonarze kombonianie, siostry bezhabitowe i świeccy, wspólnie z ogromną liczbą przyjaciół i współpracowników, przeniknięci tym samym duchem, tworzą wielką rodzinę komboniańską, kontynuując dzieło zapoczątkowane przez świętego założyciela Daniela Comboniego.
Zobacz nasze inne aktualności