3 grudnia wspominamy w Kościele św. Franciszka Ksawerego, patrona misjonarzy katolickich. Święty ów w sposób doskonały naśladował Jezusa i podobnie jak On przemierzał wioski, docierał do miast, by spotykać ludzi spragnionych zbawienia. Franciszek zawsze był w drodze, z Dobrą Nowiną na ustach i z sercem rozpalonym miłością Jezusa i do Jezusa. Zachęcony przez św. Ignacego rozmawiał z Panem „jak przyjaciel z przyjacielem”, pragnąc uczynić dla Niego coś wielkiego. On istotnie usłyszał wezwanie Pana z Ewangelii: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody”.
Franciszek urodził się 7 kwietnia 1506 r. na zamku Xavier w Hiszpanii. Jego ojciec był doktorem uniwersytetu w Bolonii. Zanim święty został misjonarzem w dalekich Indiach, na Molukach, Cejlonie i Japonii, przebył długą duchową drogę. W domu rodzinnym otrzymał staranne wychowanie religijne. Każdego wieczoru domownicy modlili się przy krzyżu w zamkowej kaplicy. Kiedy chłopiec miał 9 lat, zmarł mu ojciec. Jako dziewiętnastolatek rozpoczął studia do Paryża, by po ich zakończeniu i przyjęciu święceń kapłańskich objąć probostwo w Pampelunie. W Paryżu zetknął się z Ignacym Loyolą. Dzięki Piotrowi Favrowi, z którym dzielił pokój, poznał tego wzbudzającego zaciekawienie Baska.
Przełomowym doświadczeniem w życiu Franciszka były trzydziestodniowe ćwiczenia duchowne odprawione pod kierunkiem samego Ignacego. Był to czas duchowej walki. Żeby wytrwać do końca na pięciu medytacjach dziennie, przywiązywał się do krzesła. Wkrótce po zakończeniu rekolekcji dołączył do grona pierwszych towarzyszy, z którymi w dniu 15 sierpnia 1534 r., w kaplicy na Montmartre w Paryżu, złożył śluby czystości i ubóstwa. Odtąd udziałem przyjaciół w Panu było doświadczenie „jedności serc i umysłów”. W roku 1537, razem z innymi współbraćmi, przyjął święcenia kapłańskie i z wielkim powodzeniem zaczął głosić kazania na terenie Włoch.
Franciszek Ksawery, doświadczywszy przebaczającej miłości od Jezusa, pragnął dzielić się nią ze wszystkimi ludźmi. Odkrył, że Bóg pragnie, by wszyscy zostali zbawieni, dlatego chciał dzielić się z nimi największym skarbem swego serca – Jezusem. Chciał być „loco por Cristo” – szalonym dla Chrystusa!
W marcu 1540 r., na prośbę Ignacego, który nie był jeszcze generałem zakonu, udał się do Portugalii, skąd po roku wyruszył na misje do Indii. Jak głębokie było doświadczenie jedności serc pierwszych jezuitów, świadczy męstwo Franciszka, z jakim znosił rozłąkę z nimi, gdy przebywał już na misjach. Radował się i cieszył, czytając kolejny raz listy, które docierały do niego z Rzymu.
Jezus był z nim, gdy głosił kazania i nauczał katechizmu dzieci w Indiach, gdy śpiewał dla nich modlitwę „Ojcze nasz” i recytował „Credo”. Duch Święty udzielał mu daru szybkiego uczenia się języków obcych, jednak najważniejszy był język miłości! Doświadczał żywej obecności Trójcy Świętej, w Imię której udzielał chrztu świętego dziesiątkom tysięcy ludzi. Bywało, że jednego dnia ochrzcił 200 osób, dorosłych i dzieci.
Trudno jest pojąć, jak wielkie było pragnienie tego przyszłego świętego, by ogień Bożej miłości objął cały świat! Dziś dużo piszemy i mówimy o potrzebie zrozumienia zjawiska wielokulturowości i o dialogu. Jesteśmy podobni do owych paryskich profesorów z Sorbony, pełnych ludzkiej wiedzy, a nie Bożej mądrości. Do nich apelował ojciec Franciszek, by wreszcie otworzyli swoje serca na wolę Pana względem nich. Pragnął, by wszyscy ludzie, którzy odkryli, jak bardzo zostali obdarowani przez Chrystusa, umieli hojnie odpowiedzieć na wezwanie Króla wieków. Ze strony Franciszka była to odpowiedź całkowicie bezinteresowna, co wyraził w swojej ulubionej modlitwie „Dlaczego Cię kocham”.
Nie dla nagrody kocham Cię, mój Panie!
Lecz tak jak Ty mnie ukochałeś, Boże,
chce Ciebie serce kochać, ile może!
Tyś Król mój, Bóg mój, jedyna ostoja!
Innej pobudki nie zna miłość moja.
Wiemy z różnych świadectw, jak dramatyczne były ostatnie tygodnie i godziny jego życia. Umierał opuszczony i wyczerpany gorączką na wyspie Sancjan. U wrót chińskiego imperium strudzony misjonarz oddał ducha Bogu. Dla Niego poświęcił wszystkie talenty i zdolności, walcząc do końca pod sztandarem Krzyża. Resztką sił modlił się pewnie słowami modlitwy Anima Christi: „W godzinie śmierci mojej wezwij mnie i każ mi przyjść do siebie, abym ze świętymi Twymi chwalił Cię”. Miało to miejsce 3 grudnia 1552 r. Tego dnia jego najbliżsi zauważyli krople krwi na twarzy Ukrzyżowanego z kaplicy na zamku Xavier, gdzie przyszedł na świat.
Franciszka Ksawerego kanonizował papież Grzegorz XV w 1622 r. Ten wielki Święty był ziarnem, które wrzucone w bruzdę świata przyniosło i wciąż przynosi obfity owoc, porywając wielu młodych do pójścia za Jezusem.
Święty Franciszku Ksawery, Ty pozwoliłeś, by w Twoim sercu płonął ogień miłości do Jezusa Chrystusa, który przemienia, wyrywa z bylejakości i otwiera przed nami nowe perspektywy działania Bożej łaski. Wypraszaj nam u Boga gotowość hojnego odpowiadania na Jego miłość do każdego z nas.
Marek Wójtowicz SJ
deon.pl
Zobacz nasze inne aktualności