I czytanie: Iz 61, 1–2a. 10–11
Jaką pozycję ma proroctwo Izajasza, świadczy nie tylko ciągłe cytowanie go w czytaniach Adwentu. To również, ale poza obfitością fragmentów z księgi tego proroka ważne jest jeszcze jego bezpośrednie powiązanie z Jezusem Mesjaszem. To rzadki przywilej. Izajasz jest w jakimś sensie proto-Chrystusem, a więc również proto-chrześcijaninem. Żyje Ewangelią, zanim zostanie ona ogłoszona. Godzien jest nosić obraz Jezusa z Nazaretu, co po krzyżu i zmartwychwstaniu będzie znakiem rozpoznawczym każdego chrześcijanina. Być ochrzczonym to, najkrócej, odnawiać w sobie podobieństwo do Chrystusa, szukać Jego ikony we własnym wnętrzu dzień po dniu. Izajasz dostępuje tej godności jeszcze w epoce Starego Przymierza. Skąd tak śmiałe wnioski? Przecież to od cytowania Księgi Izajasza w synagodze Pan rozpocznie dzieło zbawienia. Do siebie też Jezus odniesie zapisany przez Izajasza obraz namaszczonego Sługi Pana, który Dobrą Nowinę rozszerzy po krańce ziemi. Osoba wielkiego proroka zapowiada więc osobę Zbawiciela.
Czy jesteś świadom chrzcielnej godności? Szanujesz żywy obraz Chrystusa w głębi duszy? Jak rozumiesz prawdę duchową, że jesteś upodobniony do Pana?
O kim w istocie mówi prorok w medytowanym dzisiaj fragmencie? Czy tylko o sobie? Pozornie tak, szczególnie w dwóch końcowych wersetach. Izajasz to każda dusza wierząca i nawrócona. Przepełnia go radość wewnętrzna, weseli się Bogiem (w. 10). Dusza, która wybrana jest do zbawienia, znajduje samą siebie podobną do człowieka ubranego w drogocenną szatę i płaszcz. Izajasz wreszcie przypomina również żyzną glebę, która wydaje nasiona, a potem całe plony (w. 11). Czym są podobne metafory i co mówią modlącemu się nimi? Prorok opowiada tu już o stanie wybawienia wiecznego. Jego początek znajduje się w łasce uświęcającej, w wytrwałym życiu duchowym. Dzięki tym darom wnętrze ludzkie odczuwa stan, którego pełnię osiągnie po ostatecznym przyjściu Boga na końcu czasu.
Żeby jednak dojść do szaty godowej mistyki i zbawienia, trzeba upodobnić się do Syna Bożego. To jest główny cel bycia chrześcijaninem – nieustannie odtwarzać w sobie obraz Chrystusa. Dlatego najpierw następuje pierwszy fragment, w którym Izajasz wspomina dwie rzeczy. Najpierw wypełnienie prorockiego wnętrza przez Ducha Pana (w. 1). Duch musi przyjść, aby profeta stał się skutecznym narzędziem w ręku Stwórcy. Ku zaskoczeniu modlącego się tym tekstem Bożego słowa, sceneria nagle ulega zmianie i prorok odchodzi w cień nieznanego króla, który zostaje namaszczony. W historii Izraela, podobnie jak w tradycji żydowskiej, nie namaszczano proroków, lecz jedynie królów. Najwyższe zaś namaszczenie miał otrzymać tylko Mesjasz i nikt z ludzi poza Nim. Zatem w dzisiejszym tekście prorok utożsamia się ostatecznie z wiecznym Królem, Izajasz z Chrystusem. Właściwie znika kształt proroka, by odbiła się w jego duszy ikona Jezusa. To jest fundament i cel bycia chrześcijaninem – przez Jezusa odzyskać w głębi duszy obraz Boży.
II czytanie: 1 Tes 5, 16–24
Na kolejną niedzielę Adwentu w drugim czytaniu przepisana została medytacja nad ostatnim rozdziałem pierwszego listu do chrześcijan w Tesalonice. Było to miasto piękne, tętniące życiem, naznaczone nieco arystokratycznym stylem bycia. Tymczasem zakończenie pierwszej części pisma Paweł z Tarsu odważnie poświęca tematyce paruzji. Wcześniej mówił o zgodnej, wspólnej działalności Apostołów, szczególnie o przykładzie ukochanego i wychowanego przez siebie Tymoteusza. Nauczał również o wysokim poziomie życia, do jakiego musi aspirować każdy, kto przyjmie chrzest święty. Na koniec zaś dołącza temat eschatologii, zakończenia dziejów i ostatecznego przyjścia Pana.
Myliłby się jednak każdy, kto w podejściu do podobnie tajemniczego zagadnienia spodziewałby się napotkać jakąś nutę smutku albo nostalgii. Opis nadejścia Chrystusa (gr. parousía – ostateczne przyjście, nadejście, które kończy wszystko, wielki finał) Apostoł zaczyna od bardzo adwentowego wezwania do duchowej radości (w. 16). Jak to możliwe? Świat się kończy, a chrześcijanie otrzymują nakaz świętowania? Opustoszeją konta w banku, pilot telewizora straci zasilanie, rozpadną się w proch najdalsze galaktyki, które ciekawi przyszłości astronomowie wiekami podglądali przez teleskop. Z czego tu się cieszyć? Paweł nalega dalej, że trzeba nie tylko zachować radość wewnętrzną, lecz także stabilnie stać, niezależnie od swojego położenia, mieć ducha wdzięczności i się modlić (w. 17). Uczeń Pański nigdy nie zagasi w sobie działania płomienia Bożego. Przeciwnie, im bardziej świat traci materialnej witalności, tym mocniej ludzie Ewangelii opierają się na obietnicy Pana. Jeśli tak się myśli i wierzy, życie zaczyna być linią stałą, mimo zmiennych, społecznych albo rodzinnych uwarunkowań.
Jak reagujesz na materialne zmiany w świecie? Twoje myślenie jest duchowe, nadprzyrodzone czy rządzą twoją mentalnością chwiejne prawa rynku lub zmienne prądy ekonomii?
W ostatnim fragmencie dzisiejszego czytania ukryty jest, jak zwykle w pismach Pawłowych, praktyczny przepis na osiągnięcie wspomnianego poziomu duchowej stabilności. Apostoł to wielki misjonarz, który odwieczne prawdy wyjaśnia logiką swoich słuchaczy. Wchodzi w głowę Tesaloniczan ich drzwiami, ale idzie do celu Bożym korytarzem. W pewnej więc chwili Paweł z Tarsu posługuje się porównaniem zaczerpniętym z greckiej filozofii. Nigdzie indziej tego już nie powtórzy, jest bowiem człowiekiem myślenia biblijnego. Ale w tym momencie ma świadomość, że mówi do Greków, którzy szanują nauki filozoficzne. Pisze więc Apostoł, że Bóg pokoju uświęca całą osobę: jego ducha (gr. pneuma – wiatr, tchnienie, życiodajny powiew), dalej duszę (gr. psyxé – rozumna część osobowości, odbiornik rzeczywistości materialnej i duchowej, wewnętrzny interpretator zjawisk) i ciało (gr. somá – mięśnie, materia, fizyczność, tkanka; w. 23).
To bardzo ważna konstrukcja, której należy poświęcić krótki komentarz. Ciało może ulec zniszczeniu śmierci, katorgom, chorobie albo rozstrzelaniu. Psychika z czasem straci na logice, może ulegać demencji. Bóg nie zatrzymuje się w człowieku na stałe ani na jednym, ani na drugim piętrze. Ale w najtajniejszej głębi każdej osobowości jest i taki poziom, który Apostoł nazwał, czerpiąc terminologię z filozofii, ale mądrość z wiary – duchem, istotą człowieka. Tego poziomu nie dosięga ani upływ czasu, ani dramaty historii.
Jesteś stały, zdecydowany, pewny tego, w co wierzysz? Jesteś świadom, że w najtajniejszej głębi twojej osobowości jest taka niezmienna przestrzeń, w której mieszka sam Bóg, a człowiek nie ma do niej dostępu? Jak korzystasz z tego najintymniejszego sanktuarium w tobie?
W głębi ducha człowiek wierzący odnajduje zawsze stały i młody, żywy i płodny obraz Boga – obraz samego siebie. Rozwijać go to iść w kierunku pełni życia aż do wieczności. Zniszczyć ten obraz to podcinać witalność darowanej sobie egzystencji.
Ewangelia: J 1, 6-8. 19–28
Na scenę adwentowych rozmyślań Ewangelia wreszcie wprowadza drugą z wielkich postaci tego czasu. Obok Izajasza będzie nim oczywiście Jan Chrzciciel. Największy z proroków, ale nie Mesjasz. Tajemniczy profeta pustyni, dobrze świadomy tego, że jedynym namaszczonym i Zbawicielem jest Jezus z Nazaretu. Medytowany w tę niedzielę tekst w centrum stawia postać Jana Chrzciciela. W jednej części jest to słynny prolog, czyli wstęp do Janowej opowieści. Ale już dwa następne wersety przeniosą uwagę osoby modlącej się do tajemniczego miejsca prorockiej działalności. Nosi ono nazwę Betania. Wydaje się jednak, że nie jest to ta sama miejscowość, w której Chrystus chronił się, odpoczywał i miał najbliższych sobie przyjaciół w rodzeństwie Łazarza, Marii i Marty. Niektórzy badacze pism sądzą, że akcja dzieje się w Bet-Bara, gdzieś u źródeł Jordanu.
Można przypuszczać, że cały fragment jest spisany po to, by wywyższyć Chrystusa, a uniżyć Chrzciciela. Jest w nim zawartych wiele negacji, czyli Janowej kenozy – nie jestem! Jedyne, co prorok pustyni odnosi do siebie, to pokorna, w istocie niewolnicza, poddańcza funkcja wiązania Mesjaszowi sandałów na nogach (w. 27). Tym on jest, ale innym oczekiwaniom wobec siebie Jan zdecydowanie zaprzecza. Nie jest więc światłością. Prawdziwą światłością ducha jest Chrystus (gr. alethinos – rzeczywisty, prawdziwy, rzetelny; w. 8). Owszem, Jan Chrzciciel będzie ważnym świadkiem światłości, ale nią samą – nie! Misja proroka musi być bardzo wymagająca. Stanie się głosem na pustkowiu, który prosi o wyprostowanie krętych dróg (gr. eutheias poieite – tryb rozkazujący do prostowania ścieżek, naprostowujcie drogi; w. 23). Głos szybko zaniknie, a Pan będzie miał szeroko otwarte dojście do duszy.
Czy rozumiesz, że gdy akcentujesz swoją osobę, podkreślasz ego, krzyczysz sobą i o sobie, to zaraz siebie zniekształcasz? A gdy stajesz się mniejszy, spokojny, nie mówiąc o sobie, znikając – wówczas jaśnieje w tobie obraz Chrystusa? Ufasz tej logice?
Na czym więc w istocie polega Janowe posłanie? Chrzciciel znika, aby w ludziach pozostał jedyny prawdziwy blask Chrystusa. Człowiek nie powinien ulegać wielu wpływom. Nie trzeba szukać nadmiernej ilości interpretacji ani próbować zbyt wielu ról. Mnogość, wielość rozprasza ludzki umysł, wprowadza weń chaos. Najlepiej, jeśli w duszy odciśnie się obraz i ślad Pana.
Zobacz nasze inne aktualności