Na świecie pracuje obecnie 2004 polskich misjonarzy. To nieco mniej niż w ubiegłym roku, dlatego tym bardziej potrzebne jest duchowe wsparcie poprzez post, modlitwę, ofiarowanie cierpienia lub inne dobre postanowienia. Wielki Post jest czasem pokuty, w którym jesteśmy zachęceni do praktykowania postu, jałmużny i modlitwy. To właśnie te doświadczenia przygotowują nas do godnego przeżycia świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Misjonarze i misjonarki są na pierwszej linii ognia ewangelizacji. To właśnie oni docierają do ludzi, pokazują im siebie, swoją wiarę, a niekiedy pozwalają, by się z nich śmiano. Czasami jest im ciężko.
Misje nie są łatwe
Ewangelizacja ludzi, którzy żyją w kompletnie obcej kulturze i systemie wartości, zawsze będzie wiązać się z trudnościami. Gdy niedawno rozmawiałam z pewnym misjonarzem, powiedział mi, że jest mu ciężko. Wydarzyło się kilka niezależnych od niego rzeczy, które sprawiły, że ma więcej pracy, ale najgorsze było to, że przechodził wewnętrzny kryzys. Wielu z nas być może zna ten stan, w którym modlitwa idzie nam źle, a bycie wdzięcznym Bogu przychodzi z jeszcze większym trudem. Gdy jednak stan ten osiągają misjonarze, sytuacja nie wygląda najlepiej. I choć jest w pewnym sensie nieunikniona, misje są trzonem Kościoła. Bez nich Kościół obumiera.
Dlatego powstała akcja „Misjonarz na Post”. Łączy się ona z tym niezwykłym okresem Wielkiego Postu poprzez intencję jego przeżywania. W inicjatywie tej, która w tym roku wystartowała już po raz szósty, można wylosować misjonarza i ofiarować za niego swój post, cierpienie bądź po prostu się za niego pomodlić. Święta Faustyna i wielu innych świętych wiele razy powtarzało, że ofiarowanie postu bądź osobistego cierpienia w czyjejś intencji ma tak ogromną moc, że trudno czasem zdać sobie z tego sprawę.
Misje na Tajwanie
Andrzej Kołacz SVD jest misjonarzem werbistą, posługującym już od ponad 30 lat na Tajwanie. To właśnie jego wylosował bp Artur Miziński podczas konferencji prasowej w Warszawie wprowadzającej w tematykę akcji „Misjonarz na Post”. Ojciec Andrzej urodził się w Bydgoszczy w 1956 r. Pracuje teraz na terenie diecezji Chiayi i jest przełożonym większej wspólnoty werbistów w tym mieście. Jego misja zaczęła się jeszcze w październiku 1981 r., kiedy przybył na Tajwan po raz pierwszy. – Najpierw musiałem nauczyć się języka chińskiego (mandaryńskiego), w związku z czym uczęszczałem na kurs językowy na Uniwersytecie Fu Jen w Tajpej, trwający dwa lata. Potem odbyłem roczną praktykę OTP w parafii w Chuchi, wiosce położonej ok. 20 km od naszego domu misyjnego w Chiayi – mówi ojciec Andrzej. – To było cenne doświadczenie przebywania wśród Tajwańczyków – dodaje. Potem na chwilę wyjechał do Polski, by odbyć studia teologiczne w Misyjnym Seminarium Księży Werbistów w Pieniężnie. Gdy wrócił na Tajwan, był wikarym w parafii św. Józefa Robotnika w Chiayi, gdzie znajdują się relikwie chińskiego kardynała-werbisty, o. Thomasa Tien Ken-sina. Po roku pracy znów zmienił miejsce posługi na Tefuye i był proboszczem tamtejszej parafii przez osiem lat. W sumie spędził wtedy przeszło 10 lat z „ludźmi gór”. O tym okresie o. Kołacz mówi: – Mieszkańcy gór mają swój język i swoje tradycje, ale czują się niedowartościowani, zagubieni. Kultura tajwańska jakby ich wchłaniała, a oni coraz bardziej tracą swoją tożsamość i kulturę. Odbija się to na ich sposobie życia, wpływa na ich postrzeganie wartości. Pojawił się problem alkoholizmu. Jest część osób, które próbują się odnaleźć, ale są też tacy, którzy zrezygnowali i pogubili się – mówi. Największym wyzwaniem dla ojca Andrzeja było to, by być z tymi ludźmi i regularnie się z nimi spotykać. Bywało czasami tak, że choć o. Andrzej jechał na spotkanie 30 kilometrów, nikt na nim nie pojawiał. Ale to nie zniechęcało o. Kołacza. Po czasie wspomina: – Ważne jest, aby robić to, co się mówi. Chodzi o przykład, o bycie świadkiem. Może zachowanie takie a nie inne, sprawi, że młody człowiek zastanowi się, np. dlaczego ten ksiądz przyjeżdża, skoro i tak nikt nie przychodzi na spotkanie? I rzeczywiście z czasem, po trosze, ludzie zaczęli przychodzić. Trzeba mieć nadzieję, że ziarenko wpadnie w ziemię – mówi o. Andrzej dodając, że to nie ci ludzie zostali posłani, lecz właśnie on. Potem bydgoski werbista został ekonomem tajwańskiego dystryktu werbistów, co oznaczało, że odpowiadał za wielu współbraci, nawet tych wiekowych. Dzisiaj o. Andrzej wciąż pełni tę posługę.
Gdy o. Andrzej dowiedział się, że wylosował go bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny KEP, bardzo się ucieszył i polecił się modlitwie nie tylko bp. Mizińskiego, ale także wszystkich, którzy będą o nim pamiętali. Praca na misji wymaga wciąż wielkiego zaangażowania i energii, którą misjonarz musi mieć.
Każdy duchowy gest się liczy
W akcji „Misjonarz na Post” udział wziąć może każdy, bez względu na wiek, zasobność portfela czy miejsce zamieszkania. Akcja jest uniwersalna, a duchowego wsparcia misjonarzy podejmują się osoby mieszkające nawet poza granicami Polski. – Dla mnie modlitwa za polskich misjonarzy jest moim duchowym obowiązkiem. Sama nie mogę pojechać na misje, ale przecież mogę się za nie modlić. Wiem, że ta modlitwa jest bardzo potrzebna – mówi jedna z uczestniczek akcji.
Wszystko co trzeba zrobić, aby wziąć udział w akcji, to wejść na stronę www.misjonarznapost.pl i wypełnić krótki formularz, podając jedynie nasze imię, nazwisko i adres e-mail, na który przyjdzie informacja z danymi wylosowanego misjonarza. Każdy indywidualnie wybiera formę duchowego wspierania przypisanego do siebie misjonarza lub misjonarki.
Zofia Kędziora
Zobacz nasze inne aktualności